niedziela, 22 grudnia 2013

12. This is our last chance

Kate:



Jadąc samochodem  wiedziałam, że nie chcę wracać do pustego mieszkania. Potrzebowałam.. No właśnie, kogo? Czy Juan był tym kogo teraz chciałam mieć przy sobie?
- Juan.. - chłopak spojrzał na mnie zachęcając mnie do dalszego mówienia. - Nie chce wracać do mieszkania.
- Domyśliłem się, dlatego zabieram cie do siebie. - wrócił wzrokiem na drogę przed sobą i zapadła cisza. Spojrzałam na niego i westchnęłam. Czułam tą burzę hormonów i pożądania jaka kłębiła się w aucie. Czy on też ją czuł? Miałam ochotę poczuć smak jego ust. Wyciągnęłam dłoń i chciałam dotknąć jego uda, ale powstrzymałam się. Co ja wyprawiam? Jestem pijana, muszę się ogarnąć. Kogo ja oszukuje, dobrze wiem, że na trzeźwo też się tak czuje w jego obecności. Nie potrafię tego powstrzymać. Szczerze, to nawet nie chce tego robić. Dawno nie czułam takiej adrenaliny, takiej żądzy. Ostatnio take emocje dawały mi narkotyki. 

***
Wyszłam z pod prysznica i owinęłam się puchatym ręcznikiem, po czym otworzyłam drzwi do sypialni piłkarza. Właśnie nakładał koszulkę i mogłam choć przez chwilę zobaczyć jego umięśnione plecy. Przeszły mnie ciarki na samą myśl, że mogłabym podejść i ich dotknąć. Odwrócił się i zauważył, że go obserwuje. We włosach miał kropelki wody. W tym samym czasie braliśmy prysznic, tylko szkoda, że w dwóch różnych łazienkach. Boże, o czym ja myślę. 
- Masz zamiar spać w tym ręczniku? - zapytał ze śmiechem, lustrując mnie wzrokiem. Poczułam jak mokre włosy przyklejają mi się do pleców. 
- Nie. Miałam zamiar spać nago. - roześmiałam się widząc jego minę. Rozdziawił usta i zrobił oczy Ozila. Podeszłam do niego i podniosłam jego brodę zamykając tym jego usta. - Nie otwieraj tak ust, bo nalecą ci do nich muchy. Pożyczysz mi jakąś koszulkę? - dzięki prysznicowi udało mi się wytrzeźwieć. W miarę. Nadal szumiało mi w głowie, ale teraz chociaż wiedziałam co robię. 
- A mogę wybrać pierwszą wersję? Tą bez ręcznika? - szturchnęłam go w ramię i oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Pokręciłam głową, a ten zrobił minę zbitego psiaka i wyjął z komody swój T-shirt. Odwrócił się czekając, aż go ubiorę. Zsunęłam ręcznik i włożyłam koszulkę przesiąknięta jego zapachem. Wdychałam go przymykając oczy. Poczułam oddech na policzku i ręce na plecach.
- Bardzo seksownie w niej wyglądasz. - wymruczał tuż przy moim uchu i delikatnie je pocałował. Zadrżałam. Każda cząsteczka mojego ciała krzyczała jak bardzo pragnie jego dotyku. Otworzyłam oczy i spojrzałam na niego. Objęłam go za szyję i zbliżyłam swoją twarz do jego. Pochylił się i nasze usta dzieliły milimetry. Wpatrywaliśmy się w swoje oczy. Nie wiem ile tak staliśmy, ale w końcu Juan musnął moje usta. Pocałowałam go, a on odwzajemnił gest i mocniej przytulił mnie do siebie. Odsunęłam się od niego i chciałam zdjąć koszulkę, ale on złapał mnie za dłoń. - Przyda nam się trochę snu. Ja pójdę do pokoju obok, dobranoc. - to mówiąc musnął ustami moje czoło i wyszedł. Emocje opadły, a ja poczułam napływające do oczu łzy. Co się ze mną dzieje? Uczucie odrzucenia dawało o sobie znać. Położyłam się do łóżka i przykryłam kołdrą, aż po czubek głowy. Po chwili zaczęłam płakać wtulając twarz w poduszkę, zwinięta w kłębek. Wszystkie emocje, które się we mnie kumulowały potrzebowały ujścia. Nie wiem kiedy, zmęczona płaczem, zasnęłam.

***


Minęły dwa dni od imprezy i nocy w domu piłkarza. Następnego dnia jak najszybciej wyszłam i wróciłam do mieszkania. Byłam w pracy, na zakupach, biegałam i oglądałam samochody. Unikałam Maty i szpitala, w którym leżała Vivien. Kolejne dwie noce spędziłam na dzikich imprezach w tym samym klubie co ostatnio. Tym razem nie sama, a z Jackiem. Właśnie stoję na balkonie hotelowym i palę jointa. Jakie to przyjemne uczucie. Brakowało mi tego. Na tego jednego barman się zgodził i to na pół z nim. Odwróciłam się i uśmiechnęłam do chłopaka. Leżał nagi na wielkim łóżku i szczerzył się do mnie. Sama byłam ubrana tylko w jego koszulkę. To była tylko jedna noc, oboje tak uznaliśmy. Spojrzałam na zegarek i skrzywiłam się. Czas zbierać się do pracy. Jack wszedł na balkon i obejmując mnie w tali zabrał mi skręta z ręki.
- Koniec tego dobrego. - wymruczał i zaciągnął się narkotykiem, a potem pocałował mnie w kark. - Musisz iść do pracy?
- Muszę. Puść mnie, bo muszę zahaczyć o mieszkanie i się przebrać. 
- Zaraz. Jeszcze musi być runda pożegnalna. - zaśmiałam się i pokręciłam głową. Wrzucił resztki jointa do popielniczki i biorąc mnie na ręce podszedł do łóżka. Namiętnie mnie pocałował i położył na pościeli. Poranny seks to podobno sposób na udany dzień. Odwzajemniłam pocałunek.

***
Ubrana na szybko, z rozpuszczonymi włosami, wpadłam do swojego biura i padłam na krzesło. Owszem, mam kondycje, ale mimo to musiałam odetchnąć. Usłyszałam pukanie do drzwi, a po chwili do środka wszedł Luiz.
- Jeśli jesteś na masaż to przyjdź trochę później, ok? - ten jednak podszedł do mnie i usiadł na brzegu biurka.
- Powinnaś z nim pogadać. On cierpi, a przez to także i drużyna. Jak tak dalej pójdzie to trener nie będzie chciał go wystawić w najbliższym meczu. - dobrze wiedziałam o kim mówił loczek. Na wspomnienie pocałunku z Juanem i tego jak mnie zostawił do oczu napłynęły mi łzy.
- Wiem co powinnam, a czego nie David. Nie chce mieć z nim nic wspólnego. Poza tym, on chyba ze mną też nie. Proszę cie, idź już. Musze skończyć papierkową robotę.
- A co potem?
- Wracam do domu.
- A ja myślę, że pójdziesz do baru się upić. Mam racje? Kate, nie rób tego. To zła droga, zły kierunek. - wstałam i chciałam minąć chłopaka, ale ten przytulił mnie do siebie. Czując bliskość jego ciepłego ciała rozpłakałam się na dobre wtulając w niego. Brazylijczyk zaczął gładzić mnie po plecach, ale nic nie mówił. Po chwili usłyszałam otwieranie się drzwi. Odwróciliśmy się i ujrzeliśmy w drzwiach wściekłą Cindy.
- Wiedziałam, że zdradzasz mnie z tą wywłoką! Spędzasz z nią więcej czasu niż ze mną i do tego w czasie treningów?! Mam cie dość! - do mówiąc, a raczej wykrzykując, wybiegła. Odsunęłam się od piłkarza i pakując papiery do teczki, wzięłam swoją torebkę.
- Przepraszam, nie chciałam, żeby tak wyszło. - powiedziałam spoglądając na niego przepraszająco.
- To nie twoja wina. Przejdzie jej. - to mówiąc musnął ustami mój policzek. - Wracam na boisko, a ty idź do domu. I przemyśl sobie wszystko. - posłuchałam go i pół godziny później siedziałam pod kocem, na kanapie i oglądałam ulubione seriale.


---------------------------------------------------------------------------------
Viv:

Nadszedł czas wyjścia ze szpitala. Spędziłam w nim jeszcze niecałe dwa dni. Kate niestety ani razu nie przyszła mnie odwiedzić. I wcale jej się nie dziwię. Sama bym siebie nie odwiedziła, po tym co powiedziałam. Cały czas siedział przy mnie Torres. Byłam zdziwiona jego zachowaniem i nie wiedziałam, dlaczego to robi. Może Kate mu kazała ? No przecież, wcześniej już prosiła ich, żeby mnie przypilnowali i niezbyt im się to udało. Fer był bardzo opiekuńczy. Nie pozwolił mi ani na minutę smutku. Gdy tylko uśmiech znikał z mojej twarzy, on sprawiał natychmiastowy jego powrót.
Pomógł mi wsiąść do samochodu, po czym sam zasiadł za kierownicą. Torba z moimi szpitalnymi ciuchami wylądowała na tylnych siedzeniach i już byliśmy gotowi do drogi. Spodziewałam się, że pojedziemy od razu do mojego, tzn mojego i Kate mieszkania, ale wylądowaliśmy w przytulnej i kameralnej restauracji.
- Co my tu robimy ? - spojrzałam na niego zdziwiona, gdy ten parkował.
- Jak to co ? - uśmiechnął się uroczo - Mogę się założyć, że szpitalne jedzenie nie jest spełnieniem niczyich marzeń, więc postanowiłem, że zjemy tutaj.
- Ale .. ja nie mam żadnych pieniędzy przy sobie.
- Czy chociaż raz mogłabyś się nie wtrącać ? - zerknął na mnie urażony. Nic już więcej nie powiedziałam, tylko pozwoliłam się przepuścić w drzwiach.
Nie zdążyliśmy nawet zamówić, gdy rozdzwonił się telefon mojego towarzysza. O ile mogłam go tak nazwać. Niemal zostałam przez niego uprowadzona ze szpitala. Przecież mogłam spokojnie wrócić sama. Chociaż .. Nie miałam jak.
- Tak kochanie ? - odebrał. Do kogo on mógł się tak zwracać ? Czyżby miał jakąś dziewczynę albo narzeczoną ? Musiałabym dopytać Kate.. Mogłabym, gdybym miała z nią jakikolwiek kontakt.- Wiesz co, niedługo wrócę. Muszę jeszcze załatwić kilka spraw i do Ciebie wracam. Przecież Ci wszystko opowiadałem, nie masz powodów by być zazdrosna ...... Ucałuj dzieci. Niedługo będę w domu. Pa. -
Dzieci ? Jakie dzieci ? On ma dzieci ?! Chyba na prawdę powinnam go wygooglować zanim go polubiłam. No cóż, jak widać Londyn mi nie sprzyja w dobieraniu sobie facetów. Najpierw Richard a teraz żonaty i dzieciaty, po prostu cudownie !
- Przepraszam, ale chciałabym już wrócić do domu - wstałam, biorąc torebkę z krzesła - Poczekam na zewnątrz.
Niemal że wybiegłam z tej restauracji. Na szczęście przed wejściem zauważyłam jakąś palącą kobietę.
- Przepraszam, ma Pani może papierosa ? - uśmiechnęłam się sztucznie.
- Oczywiście - sięgnęła do torebki i wyciągnęła całą paczkę. Podczas częstowania mnie, bardzo uważnie mi się przyglądała - Ja Panią już gdzieś wcześniej widziałam...
- Co ma Pani na myśli ? - przeszły mnie ciarki po plecach. Jej ton głosu nie wiedząc dlaczego mnie zaniepokoił.
- Już wiem ! To Pani grała i śpiewała w tym klubie muzycznym, w którym szefem jest Richard. Ma Pani na prawdę niesamowity głos. Dlaczego przestała Pani tam występować ?
W tym samym momencie poczułam, jak ktoś kładzie mi rękę na talii. Spięłam wszystkie mięśnie przerażona, ale chwilę później rozluźniłam się słysząc jego kojący głos.
- Czy coś się stało ? - dziękowałam Torresowi, że wyratował mnie z tej niekomfortowej sytuacji.
- Nie oczywiście, że nie. Jedźmy już. Dziękuję za papierosa - wsiadłam jak najszybciej do samochodu i zamknęłam je od środka.
- Na pewno wszystko w porządku ? Nie wyglądasz za dobrze ... - spytał odpalając silnik i powoli cofając.
- Po prostu jedźmy już. Proszę - złapałam go za dłoń, którą trzymał na drążku zmiany biegów i delikatnie ją ścisnęłam, lecz chwilę później puściłam w zadziwiająco szybkim tempie. Musiałam się opanować. On ma żonę i dzieci !

***
music ]

Stanęłam przed blokiem i nie wiedziałam co mam robić oraz czego się spodziewać. Miałam skrytą nadzieję, że Kate będzie w mieszkaniu. Tylko jak zareaguje na mój widok ? Modliłam się, żeby rzuciła mi się w ramiona i po prostu przy mnie była. Lecz spodziewałam się, że to nie możliwe. Nie po tym co jej powiedziałam.
- Nie bój się. Jesteście przyjaciółkami, ona na pewno wybaczy Ci prędzej czy później - objął mnie ramieniem, a ja poczułam miłe mrowienie przechodzące przez całe ciało. Szybko otrząsnęłam się z tego uczucia.
- A co jeśli nie ? Nie mam gdzie się podziać.
- Poczekam tu na Ciebie. Jeśli coś pójdzie nie tak, to coś poradzimy. Nie martw się - ucałował mój policzek i delikatnie popchnął mnie naprzód. Zrobiłam kilka niepewnych kroków i przed klatką odszukałam w torebce klucze od domofonu. To był czas by wypić piwo, które sama naważyłam.
Wjechałam windą na nasze piętro i otworzyłam drzwi. Rozejrzałam się po przedpokoju i zobaczyłam wiszącą na wieszaku kurtkę Kate. Czyli była już w mieszkaniu. Jak powinnam się zachować ? Uciec od razu do siebie czy może rozpocząć rozmowę, przeprosić ją ? Rozebrałam się i weszłam dalej. Na kanapie w salonie siedziała odwrócona do mnie tyłem Kate. To ten czas. Nie ważne co się stanie, muszę jakoś pogodzić się z przyjaciółką. To jest mój cel numer jeden na dzień dzisiejszy.
- Hej - zaczęłam niepewnie, bojąc się cokolwiek innego powiedzieć. Pierwszy raz mi się to zdarzyło.
- Hej - odpowiedziała nie zmieniając pozycji. Miałam nadzieję, że to ona zacznie naszą rozmowę, ale nic z tego. Wzięłam głębszy wdech i podeszłam bliżej niej. Dopiero wtedy zobaczyłam jej podkrążone i czerwone oczy od płaczu.
- Coś się stało ? - pozwoliłam sobie usiąść blisko niej, ale bałam się ją objąć.
- Zaczynając od tego, że moja własna przyjaciółka ma mnie za narkomankę, to nic takiego. A no i wszystko mi się sypie, ale to chyba widać.
- Kate, nie chce się kłócić. Powinnam Cię przeprosić za swoje zachowanie. Nie byłam sobą, poza tym zachowywałaś się jak moja matka. Dobrze wiesz, że to nigdy nie przejdzie - zawahałam się, wiedziałam, że znowu za dużo mówię i mogę ją tym urazić - Wiem, popełniłam błąd, ale nie dawałam sobie rady. On był jedyną osobą, która wtedy przy mnie była. Ty wyjechałaś i nie chciałam Cię zadręczać moimi problemami. Ja ... ja go kochałam... - spuściłam głowę i próbując powstrzymać łzy wbiłam sobie paznokcie w udo.
- Jak mogłaś pomyśleć, że będziesz mnie zadręczać swoimi problemami? Jesteśmy przyjaciółkami! Twoje problemy są moimi.. Wiem, nie powinnam prawić ci kazań, ale wystraszyłam się. Wtedy, kiedy leżałaś nieprzytomna, a ten dupek się do ciebie dobierał.. Ten sam scenariusz co u mnie. Nie powinnam była wyjeżdżać.. - do oczu napłynęły jej łzy. - Wszystko się spiepszyło. Nie tak miało być.
Przytuliłam ją z całej siły i przez dłuższą chwilę nie mówiłam nic. Gdy spojrzałam jej w ponownie w oczy zauważyłam coś niepokojącego. Przymknęłam powieki i spojrzałam jeszcze raz. Nie myliło mi się. Jej źrenice były powiększone.
- Kate... Proszę Cię, powiedź mi że nie brałaś znowu żadnego świństwa. 
- Wypaliłam tylko pół jointa. Od tego sie nie umiera.
- Ale znowu do tego wrócisz. Kate musimy sobie obiecać, że nigdy więcej. Uwierz mi, żałuję tego wszystkiego. Chyba, że znowu chcesz jakiegoś księcia na białym rumaku, który Ci pomoże sobie z tym poradzić ? - ten żart chyba trochę mi nie wyszedł, bo Kate lekko się skrzywiła.
- Nie wiem czy potrafię obiecać. - prychnęła. - Mam dość książąt na białych rumakach. Potrafią tylko ranić i rozrywać serce doprowadzając do łez. - Chyba przerzucam się na złych chłopców z dostępem do wszelkich używek.
- No chyba sobie żartujesz ... - oderwałam się od niej i rzuciłam jej wymowne spojrzenie - Widzę, że już zadecydowałaś. Całą rozmowę przerwał dźwięk dzwoniącego telefonu. Na wyświetlaczu zobaczyłam numer Torresa. Przypomniałam sobie, że jeszcze w szpitalu wymieniliśmy się numerami, gdybym czegoś potrzebowała. Odebrałam i to co usłyszałam przyśpieszyło moje tętno. Zaczęłam panikować, co przyjaciółka od razu zauważyła.- Kto dzwonił?
- Fernando dzwonił. Richard .... - głośny huk spowodował, że aż głos ugrzęzł mi w gardle. Nie mogłam dokończyć zdania.

Hahahaha wybaczcie, musiałam to dodać :D hahahaha xD

czwartek, 5 grudnia 2013

11. My new drug.

Kate:


Impreza trwała w najlepsze. Od razu kiedy weszłam do klubu zainteresowało się mną dwóch przystojnych kolesi. Stawiali mi drinki, a teraz tańczymy. Tego mi brakowało. Dlaczego sądziłam, że bycie grzeczną i ułożoną dziewczynką będzie dla mnie lepsze? Przyniosło mi tylko ból i rozczarowania. Tak jest o wiele lepiej. Podeszłam do barmana i szepnęłam mu coś na ucho, a ten po chwili wyjął małą torebeczkę z białym proszkiem. Uśmiechnęłam się promiennie i pocałowałam go w policzek, a ten mi ją oddał. Byłam ubrana w krótką sukienkę i wysokie szpilki, co przyciągało męskie spojrzenia, ale o to mi chodziło. Jeden z moich towarzyszy położył się na barze i ściągnął koszulkę, a potem wysypał sobie na tors zawartość torebki. Spojrzał na mnie z zachętą w oczach. Zaśmiałam się i pochylając się wciągnęłam nosem proszek, a potem obsypałam jego umięśnioną klatkę piersiową pocałunkami. Chłopak posadził mnie na barze i zaczął namiętnie całować. Zaszumiało mi w głowie od alkoholu i koki. Kochana lekkość głowy.Wstałam i zaczęłam tańczyć ruszając biodrami w rytm muzyki. Wszyscy włącznie z barmanem zaczęli bić mi brawo i gwizdać. Po chwili dołączyli do mnie moi dzisiejsi partnerzy i zabawa rozkręciła się na dobre. Kolejne trunki, działki i tańce. Wszystko po kolei zaczęło mi się mieszać. Może dlatego, że miałam długą przerwę. Zaraz mi przejdzie. Co za ironia. Dzięki Nickowi uciekłam od tego i przez niego znowu w to weszłam. Dziękuje kochanie.

***

Impreza trwała w najlepsze, a ja czułam zmęczenie i senność. Moich dwóch towarzyszy gdzieś mnie prowadziło, a ja nie miałam siły, żeby się im wyrwać. Nagle ktoś pojawił się przed nami i odciągnął mnie od kompletnie pijanych mężczyzn. To ten barman. Złapał mnie za łokieć i zaczął iść w przeciwną stronę. Wyszliśmy z lokalu i ruszyliśmy w stronę obrzeży Londynu. 
- Gdzie ty mnie prowadzisz? - zapytałam otrzeźwiona zimnym, wilgotnym powietrzem.
- Odprowadzam cie do domu. Wolałaś zostać z nimi? - pokręciłam tylko głową. Nogi mi się plątały, a szpilki nie ułatwiały zadania. Widząc to, chłopak wziął mnie na ręce i szedł dalej.
- A skąd wiesz gdzie mieszkam?
- Nie wiem, ale pewnie zaraz się dowiem. Jestem Jack.
- Kate. Dziękuje. Ale nie rób z siebie takiego świętego. - pogroziłam mu palcem. - Dałeś mi narkotyki.
- Naprawdę myślałaś, że dałem ci dragi? To było mieszanka zmielonego cukru i soli. Nie jestem dilerem. Gdybyś rzeczywiście zaćpała to już leżałabyś nieprzytomna. - oparłam głowę o jego pierś i zamilkłam. Co ja do cholery wyczyniam? Jestem słaba. Tak długo walczyłam o normalność, a teraz, w jeden wieczór, wszystko niszczę. Pomogło na chwilę, a teraz trzeźwieje i ból znowu wraca. Przed oczami mam moment kiedy Nick mnie zostawia. Dla mojego dobra. Skąd on może wiedzieć co jest dla mnie dobre? Powinien zapytać mnie o zdanie, a nie sam o tym decydować. Planowałam z nim przyszłość, rodzinę. Do tego wszystkiego Juan. Nie potrafię przebywać w jego obecności. Sprawa, że nie panuje nad sobą. Przyciąga mnie do niego, ale nie potrafię posłuchać serca i cały czas go ranię. I jeszcze kłótnia z Vivien. Straciłam ją? Zraniła mnie i to dogłębnie. Nie spodziewałam się, że będzie mi wypominać to co było. Dobrze wie, że nie ćpałam, bo taki miałam kaprys. Nie wiem kiedy, zmęczona bolesnym wspomnieniami, zasnęłam wtulona w silne ramiona Jacka.

***

Obudził mnie deszcz. Czułam jak krople spływają po mnie mocząc mnie od stóp do głów. Nadal jednak czułam ciepło chłopaka, który mnie niósł. Otworzyłam oczy, a on się uśmiechnął. Był cały mokry, ale dodawało mu to tylko uroku.
- Kate! Nareszcie cie znalazłem. - spojrzałam w stronę, z której dobiegał głos. Na chodniku przed nami stał Juan. Przygryzłam wargę. Teraz to mi się oberwie. Jack opuścił mnie na ziemię, a ja niezdarnie stanęłam i przytrzymałam się jego ramienia. Strasznie kręciło mi się w głowie. Miałam wielką ochotę zapalić jointa, zamknąć oczy i mieć gdzieś wszystko wokół.
- Dziękuje za opiekę. Miło było mi cię poznać. - powiedziałam i pocałowałam barmana w policzek.
- Gdybyś chciała znowu wpaść do klubu to wiesz, gdzie mnie znaleźć. - uśmiechnął się i odwróciwszy się ruszył w drogę powrotną. Od razu przy mnie znalazł się Mata. Miałam dość tych butów, więc zdjęłam szpilki i teraz czułam się taka bezbronna stojąc przed piłkarzem. Poczułam dreszcze i zaczęłam trząść się z zimna. W końcu nie mam za wiele na sobie. Chłopak zdjął bluzę i założył mi ją przez głowę, a sam został w podkoszulku. Staliśmy teraz naprzeciwko siebie i wpatrywaliśmy się w swoje oczy. Przełknęłam ślinę. Nie mogłam przebywać z nim sam na sam. Nie umiałam nad sobą zapanować na trzeźwo, a co dopiero po takiej dawce alkoholu. Wiedziałam, że jeśli teraz zrobi jakiś ruch to go nie powstrzymam. Siebie nie powstrzymam.
- Chodź, odwiozę cię do mieszkania. - to mówiąc wziął mnie na ręce i zaczął iść w stronę samochodu stojącego niedaleko. Dotyk jego rąk i zapach jego perfum sprawiał, że zapominałam o wszystkim innym. O ironio, chyba znalazłam swój nowy narkotyk.




--------------------------------------------------------------------------------------
Nadszedł czas by zebrać się w sobie i zacząć coś pisać, bo ostatnio wena mnie opuściła i kompletnie nie miałam siły, jak również i ochoty żeby cokolwiek napisać. Obiecuję poprawę ;***
Foquita


Viv:
muzyka ]

Dlaczego ja to wszystko powiedziałam ? Jaki to w ogóle miało sens ? Czy ja w końcu nauczę się trzymać język za zębami ? Zdecydowanie za dużo mówię. I to najczęściej mówię, a dopiero później myślę.
Otworzyłam oczy i już wiedziałam, że nie jestem sama. Nadal byłam w szpitalu, ale kto siedział obok mnie ? Delikatnie i bardzo powoli obróciłam głowę w lewą stronę. Ujrzałam drzemiącego na krześle Torresa. Dlaczego on tutaj jeszcze był ? Przecież już nic mi nie jest i wcale nie musiał ze mną zostawać. Postanowiłam go obudzić. Chrząknęłam cicho, lecz to nie podziałało.
- Fernando - powiedziałam lekko zachrypniętym głosem. Biedaczek podskoczył na krześle i z niego spadł. Wybuchłam śmiechem, aż rozbolał mnie brzuch.
- Wystraszyłaś mnie - zrobił urażoną minę i z powrotem zajął swoje miejsce. Grymas z jego twarzy szybko zniknął. Położył dłoń na mojej - Jak się czujesz ?
- Boję się o Kate, wiesz już co z nią ? Juan pojechał za nią ?
- Tak, nie bój się. On jej nie pozwoli zrobić nic głupiego, wierz mi - uśmiechnął się i mocniej ścisnął moją dłoń.
Chwilę później postanowił usiąść obok mnie. Przesunęłam się odrobinę, żeby zrobić mu miejsce, chociaż tak na prawdę nie powinnam tego robić. W tym momencie jedyne czego potrzebowałam to odrobinę miłości. Chciałam, żeby mnie przytulił. Nie obchodziło mnie to, że prawie wcale go nie znam. Czułam się fatalnie ze swoimi wspomnieniami. Branie dragów, to na prawdę nie był zbyt inteligentny pomysł. Mogłam zaprzepaścić wszystko.
- Vivien słyszałem, że całkiem nieźle grasz na gitarze i śpiewasz. To prawda ? - zaskoczył mnie tym pytaniem. Czyżby Kate mu o tym powiedziała ? Przyglądałam mu się uważnie, przez co musiałam wyglądać bardzo komicznie, bo tym razem to on nie potrafił powstrzymać śmiechu.
- Widziałem kiedyś twój popis w jednym z barów, a poza tym twoja przyjaciółka kiedyś o tym napomknęła - dokończył, widząc moje zakłopotanie - Może kiedyś zaprezentujesz mi swój talent ?
- Jeśli tylko odzyskam moją gitarę - kąciki moich ust delikatnie uniosły się ku górze, tworząc w ten sposób nieśmiały uśmieszek.
- Pan nie może tam wejść ! Nie jest Pan nikim z rodziny, a poza tym godziny odwiedzić już dawno się skończyły ! - usłyszeliśmy krzyki kobiety przed salą. Ktoś chciał wedrzeć się do mojej sali. Nawet nie zdążyliśmy zareagować, gdy do sali wszedł on.
- To jest moja dziewczyna i mogę robić co mi się żywnie podoba ! - odepchnął pielęgniarkę, tak że wylądowała na posadzce i wtedy zobaczył mnie wraz z Torresem. Jego oczy aż płonęły ze złości. Skuliłam się, ale Torres nie puszczał mojej dłoni.
- Proszę stąd wyjść - powiedział spokojnie nie ruszając się z miejsca.
- A kto ty jesteś, że będziesz mi rozkazywał ?! I dlaczego to ty jesteś przy mojej dziewczynie ?! - Richard rzucił się na niego i uderzył go prosto w twarz. Tego było za dużo, Fer nie wytrzymał i jednym ruchem pokonał przeciwnika. Nawet nie wiedziałam, że mógłby być do tego zdolny. Raczej nie wyglądał na boksera czy zapaśnika. Jasne, był umięśniony, ale nie napompowany. Skąd w nim było tyle siły ?
- Zadzwoniła Pani na policje ? - spytał pielęgniarkę, która podbiegła do mnie, by sprawdzić czy wszystko dobrze.
- Tak, zaraz powinni się zjawić. - powiedziała do niego po czym spojrzała na mnie - Powinna Pani to zgłosić. On jest niebezpieczny i nie wiadomo co jeszcze może Pani zrobić.
- Nie mogę... - wydukałam sparaliżowana strachem - Mam nadzieje, że nic Pani nie zrobił
Pokręciła głową i wyszła, a za nią Torres trzymający Richarda. Na korytarzu czekał już ochroniarz, który przejął zbrodniarza.
Odwróciłam się plecami do tego wszystkiego i zaczęłam cicho szlochać. Nie mogłam zgłosić tego wszystkiego na policję. On jest moim szefem. Sama wybrałam sobie taki los. Sama wzięłam dragi, on mnie do tego nie zmuszał. Wiedziałam, że jak tylko wyjdę ze szpitala, będę musiała stawić się w pracy i wszystko zacznie się od nowa. Tak bardzo tego nie chciałam, ale co miałam zrobić ? Naważyłam piwa, to teraz muszę je wypić.
Poczułam jak ktoś siada obok mnie. Automatycznie napięłam wszystkie mięśnie, ale wtedy poczułam znajomy zapach.
- Ciiii... Już wszystko dobrze - to był Torres. Delikatnie gładził moje włosy, próbując mnie uspokoić. Złożył delikatny pocałunek na moich włosach i nadal mnie uspokajał.


sobota, 23 listopada 2013

10. Come back to home?


Juan:

Od kiedy przyjechaliśmy do szpitala Kate jest nieobecna. Siedzi cały czas przy Vivien i nie odzywa się do nikogo. Jesteśmy tu od wczoraj, a ona nawet nie zmrużyła oka. Nie chce nic jeść. Martwię się o nią, a równocześnie cieszę się, że znowu ją widzę. Myślałem, że już nigdy jej nie zobaczę. Nie usłyszę jej głos. Nie dotknę jej miękkiej skóry. Nie wiem co się ze mną dzieje, ale przy niej jestem innym człowiekiem. Nie potrafię racjonalnie myśleć i jestem w stanie zrobić dla niej wszystko. Wszystko dla tej ślicznej blondynki, która zawładnęła mną całkowicie. Domyślam się jednak, że nie wróciła tu bez powodu. A jeśli ten narzeczony ją zostawił? Jak bardzo teraz musi cierpieć.

Kate:

To wszystko moja i tylko moja wina. Miałam ochotę się rozpłakać, ale nie chciałam być pocieszana. Nie zasługuje na to. Lekarze twierdzą, że Viv do jutra lub dłużej będzie nieprzytomna. Miała sporą dawkę narkotyków w organizmie i walczyli o nią. Gdybym jej nie zostawiła to teraz siedziałybyśmy przy herbacie i cieszyły się swoją obecnością. Albo planowałybyśmy parapetówkę. Na myśl o tym jak wygląda nasze mieszkanie skrzywiłam się. Trzeba coś z tym zrobić. Tutaj się nie przydam. Wstałam i podeszłam do Fernando i Juana siedzących w rogu sali.
- Mogę mieć do was prośbę? - ci tylko kiwnęli głowami. Widać, że przejęli się tym i również martwili się o Viv. - Posiedzicie tu z nią? Ja muszę doprowadzić mieszkanie do stanu używalności. Siebie z resztą też.
- Pomogę ci. - powiedział Mata wstając. Pokręciłam głową i położyłam mu dłoń na ramieniu.
- Zostań. Poradzę sobie. - to mówiąc wyszłam i biegiem pokonałam drogę do mieszkania. Gdy tylko zamknęły się za mną drzwi, upadłam na kolana i zaczęłam łkać. Nie potrafiłam udawać, że wszystko jest w porządku. Straciłam Nicka, tracę Vivien. Nie wiem ile tak leżałam, ale nie potrafiłam się poruszyć. Ból i żal mnie sparaliżowały. Ktoś zapukał do drzwi, ale zignorowałam to. Ponownie usłyszałam pukanie i znowu. Podniosłam się z trudem i otwarłam drzwi. W progu stali David, John, Eden, Petr, Cesar i Oscar.
- Co wy.. co wy tu robicie? - zapytałam zachrypniętym głosem ocierając łzy z policzków. Pierwszy odezwał się Luiz, który wszedł i mocno mnie do siebie przytulił.
- Przyszliśmy ci pomóc z tym bałaganem. Chyba nie myślałaś, że zostaniesz z tym sama. No już nie płacz, jestem tu. - pogłaskał mnie po głowie, a ja jeszcze mocniej się rozpłakałam. Czułam, że przy nim mogę. Przy nich. Znałam ich krótko, a już traktowałam jak członków rodziny.
- Dziękuje. - tylko tyle udało mi się powiedzieć. Reszta chłopaków po kolei mocno mnie przytuliła i zabrali się do pracy.
- A teraz idziesz do łazienki, gdzie weźmiesz relaksującą kąpiel, a potem coś zjesz i idziesz spać. - już chciałam coś powiedzieć, ale loczek przyłożył mi palec do ust. - Bez sprzeciwów. My tu sobie poradzimy. A i daj w końcu szansę Juanowi, chociaż na rozmowę z tobą. Zależy mu. To on po nas zadzwonił. - uśmiechnął się, pocałował mnie w czoło i zagonił do łazienki. I jak tu ich nie kochać? Postanowiłam zastosować się do zaleceń przyjaciela i po chwili leżałam w wannie gorącej wody zanurzona po szyję. Tego mi było potrzeba by choć na chwilę zapomnieć o koszmarze minionych dni. Wyszłam z łazienki, a chłopaki akurat zbierali się do wyjścia. Mieszkanie wręcz lśniło.
- Nawet nie wiem jak mam wam dziękować. - powiedziałam z szerokim uśmiechem.
- Wystarczy, że postawisz flaszkę. - zaśmiał się Eden i mrugnął do mnie. Widać, że już nie miał mi za złe tamtej imprezy.
- A ten tylko o piciu. - pokręcił głową Cesar. - Wystarczy, nam świadomość, że ci pomogliśmy. - podszedł i mocno mnie przytulił, a potem pocałował w oba policzki. Typowo hiszpański gest, który bardzo lubię.
- Już o nic się nie martw i pamiętaj, że zawsze możesz na nas liczyć. - dodał John i też mnie przytulił. - A teraz pozwólmy naszej masażystce porządnie się wyspać.
- Ale przecież dałam wymówienie.. - zaskoczyły mnie słowa Terrego.
- Myślisz, że pozwolilibyśmy, żeby ktoś cie zastąpił? - Luiz się uśmiechnął.
- Uwielbiam was! - przytuliłam każdego po kolei i pocałowałam w policzek.
- To do zobaczenia na masażu. - powiedział Oscar  i wszyscy wyszli. Został David.
- Mam nadzieje, że pozwolisz mi zjeść w twoim towarzystwie. Zamówiłem dla nas pizze.
- Zadajesz głupie pytania. Jasne, że tak. A jaką?
- Hawajska. - wyszczerzył się i usiadł na kanapie, a ja obok niego.
- Moja ulubiona! Skąd wiedziałeś?
- Ma się swoje sposoby. A teraz wcinaj, bo ostygnie.
- Dziękuje. - powiedziałam po raz kolejny dzisiejszego dnia i ugryzłam swój kawałek,. Dopiero teraz poczułam jak głodna jestem. Co ja bym bez nich zrobiła? Choć przez chwilę mogłam zapomnieć dlaczego wróciłam. Wiedziałam, że kiedy Brazylijczyk wyjdzie to zacznę płakać.


***
Luiz i jego wygłupy <3
***

Vivien:

Czułam się jak śmieć. Nie wiedziałam co się ze mną stało i dlaczego to wszystko zrobiłam. Może chęć przypodobania się Richardowi za bardzo uderzyła mi do głowy. Narkotyki pomagały mi się odprężyć, ale robiłam to tylko dla niego. On twierdził, że to dobre dla nas, dla naszego związku. Teraz wiedziałam, że przesadziłam. Wzięłam 3 tabletki na raz nie wiedząc jakie będą tego skutki. Jedna wystarczyła bym odleciała, a co dopiero trzy. Wpadłam w jego sidła, bo nie miałam się do kogo odezwać. Nie miałam tutaj nikogo zaufanego, a na pewno nie poszłabym do nowych przyjaciół Kate. To byli totalni idioci. Oni też mnie nie lubili, więc po co miałabym to robić ?
Ocknęłam się, lecz nie byłam w stanie otworzyć oczu. Głowa potwornie mnie bolała. Wokół mnie słychać było dźwięki jakichś aparatur. Gdzie ja jestem ? Unoszący się zapach nie był przyjemny. Czułam środki dezynfekujące, jakbym była w jakimś bardzo sterylnym miejscu. 
- Zaraz wracam, przyniosę nam kawę - chwilę później ktoś wstał i boleśnie dla moich uszu odsunął krzesło. Skrzywiłam się, zmarszczyłam nos i niepewnie otworzyłam najpierw jedno oko, a później drugie. Pomieszczenie w którym się znajdowałam było strasznie dobijające. Białe ściany, biała pościel i pełno aparatur. Tak, to na pewno był szpital. Ale co ja robiłam w szpitalu ? Czy na prawdę aż tak źle było ze mną ? 
Spojrzałam w prawo i obok mnie siedział jakiś mężczyzna, którego w ogóle nie rozpoznawałam. Wysoki brunet, a może blondyn z piegami na całej twarzy. Jego piegowata twarz wywołała uśmiech na mojej twarzy i cichy chichot. 
- Kim jesteś ? - spytałam zanikającym głosem i dopiero wtedy zwrócił na mnie uwagę. 
- Witaj wśród żywych Vivien. - uśmiechnął się i zawołał pielęgniarkę, po czym wyjął telefon i wyszedł. 
Skąd on znał moje imię ? Na prawdę nie potrafiłam go rozpoznać. Chyba nigdy go nie spotkałam. Nawet nie odpowiedział na moje pytanie, tylko rzucił jakimś dziwnym tekstem. "Witaj wśród żywych". Czyżbym umierała ? Owszem nie czułam się na siłach, ale było aż tak źle ?

***
[muzyka]

Po wszystkich badaniach tajemniczy piegusek wrócił z jakimś kolegą. Oboje byli uśmiechnięci i bardzo szczęśliwi. Tego drugiego kojarzyłam, ale nie miałam pojęcia skąd. Wiedziałam jednak, że gdzieś już go kiedyś spotkałam. Usiedli obok mnie i patrzyli się jak ciele na malowane wrota. Chyba bardzo źle wyglądałam. Bez makijażu i w rozczochranych włosach. Pewnie też nie za ciekawie pachniałam.
- Jak się czujesz ? - spytał ten drugi i delikatnie ujął moją rękę.
- Kim jesteście ? - zadałam ponownie pytanie. To było dla mnie ważniejsze niż to jak się czuję. Siedziało koło mnie dwóch obcych mi facetów, a ja mam odpowiadać im na pytania ? Nigdy !
- Wybacz Vivien, od razu powinniśmy to zrobić. Nazywam się Juan Mata a to jest Fernando Torres. Jesteśmy przyjaciółmi, o ile mogę to tak nazwać, Kate.
Juan ... To ten Juan o którym mówiła przyjaciółka przed jej wyjazdem ? Jeden z tej całej drużyny piłkarskiej ! O nie ! Co oni tutaj robią ? To oni mnie znaleźli i przywieźli do szpitala ? I skąd wiedzieli gdzie mieszkam ?
- Kate .. Gdzie ona jest ? - spytałam. Chciałam się podnieść, ale piegusek powstrzymał mnie. Zachowywał się jakby się o mnie martwił. A przecież nawet mnie nie znał. Może Kate im kazała ?
- Niedługo tu przyjedzie, już do niej zadzwoniłem. To ona Cię znalazła. Siedziała przy Tobie i nie chciała nawet pojechać do domu by coś zjeść. Strasznie się o Ciebie martwiła. To skarb mieć taką przyjaciółkę jak ona. - wszystko ze szczegółami opowiedział mi Fernando. Juan prawie nie zauważalnie wzdrygnął się na wzmiankę o Kate. Czyżby coś do niej miał ? Może mu się podoba.
Uśmiechnęłam się do siebie i nie mogłam opisać szczęścia jakie mnie spotkało. Kate wróciła do Londynu i już zawsze przy mnie będzie. Znowu będę miała "siostrę", której nigdy nie miałam. Z drugiej strony ciekawiło mnie dlaczego wróciła.
Nie minęło 15 minut jak do wpadła Kate. Uśmiechnęłam się do niej, ale ona wyglądała na przygnębioną, jakby się czymś zamartwiała. Co takiego stało się w Australii ? Jeśli on jej coś zrobił, to go dopadnę gdy tylko wyjdę ze szpitala. 
- Viv, obudziłaś się! Jak dobrze! - przytuliła mnie z całej siły. - Fernando, dzięki, że zadzwoniłeś.
- Czyż nie o to mnie prosiłaś ? - Fer uśmiechnął się zadziornie i wstał, ustępując dziewczynie miejsca.
- Co ja bym bez was zrobiła. - uśmiechnęła się i zajęła miejsce przy moim łóżku. - Jak się czujesz kochana?
- Jak widać - uśmiechnęłam się leniwie - Chociaż widzę, że ty wcale nie lepiej - pokazałam jej język. Dziewczyna miała podkrążone oczy, jakby płakała. Ewidentnie coś się stało. Tylko co ?
- A tam gadasz, u mnie okej. Lepiej wytłumacz mi dlaczego zaczęłaś ćpać. - wiedziałam, że poruszy ten temat. Ale co ja miałam jej powiedzieć ? Sama nie wiedziałam dlaczego zaczęłam brać. Juan i Nando siedzieli cicho czekając na resztę wydarzeń.
- Ja ? Ty też mogłabyś zadać sobie to samo pytanie. Kiedyś nie potrafiłaś na nie odpowiedzieć i myślisz, że ja teraz potrafię ? - zapomniałam ugryźć się w język przed wypowiedzeniem tych słów. Wiedziałam, że będzie rozumiała co mam na myśli.
- Ja wiem dlaczego zaczęłam. Wiem też dlaczego skończyłam. Bo o mało nie doprowadziło to do tragedii. Chcesz tego dla siebie? To ten cały Selby cie do tego zmusił?
- O patrzcie ją, to ja już nie mogę popełniać błędów ? Zresztą sama mówiłaś, żebym się z nim umówiła. On do niczego mnie nie zmusił. Podobało mi się to, tak jak Tobie - warknęłam. Byłam wkurzona, wiedząc, że ona sama brała i wtedy nic do niej nie docierało i nie dało się jej nic wytłumaczyć, a teraz ma do mnie pretensje. Jestem dorosła, mogę robić to co żywnie mi się podoba. Zostawiła mnie na pastwę losu w wielkim mieście, czego się spodziewała, że będę siedzieć wieczorami sama w domu, przed telewizorem ?
- Owszem, mówiłam o umówieniu się, a nie wspólnym ćpaniu. - podniosła się - Wiesz co, zrobiłam źle, że wyjechałam. Ale nie było mnie tylko dwa tygodnie! I wyobraź sobie, że wróciłam. Dla ciebie. Zastanawiam się czy słusznie, bo przecież masz już swojego Richarda i nowych znajomych. - oczy jej się zaświeciły - Myślałam, że będziemy mogły usiąść i porozmawiać tak jak dawniej, ale widocznie coś się zmieniło.
- Ale ja w przeciwieństwie do ciebie brałam tylko dwa tygodnie - wiedziałam, że to ją zaboli, bo nigdy nie lubiła mówić o swojej przeszłości, ale ona nie była lepsza. Też mnie raniła. - To po co wysyłałaś swoich znajomych, żeby mnie pilnowali skoro mam swoich ? Ty się zmieniłaś. Wcześniej byś mnie nie zostawiła... Pamiętaj, kto był przy Tobie w ciężkich chwilach.. - powiedziałam i odwróciłam się tyłem do niej. Nie miałam zamiaru dalej ciągnąć tej rozmowy.
- Wysłałam ich, bo sie martwiłam do cholery! Pamiętam, byłaś ty, ale Nick też był. Miałam przepołowić się na pół? Ale wiesz co ci powiem, ja miałam powód, ty nie. Bo mój wyjazd to kiepskie usprawiedliwienie. Na pewno ucieszy cie wiadomość, że już nie muszę wybierać! Widać, że nie mam już ani ciebie ani jego. Cieszę się niezmiernie i wiesz co. Jako ta alkoholiczka i ćpunka idę zrobić to w czym jestem najlepsza. - wyszła szybkim krokiem, trzaskając drzwiami. Zaraz za nią wybiegł jeden z piłkarzy. Drugi starał się mnie uspokoić. Ale nawet go nie słuchałam. Musiałam przemyśleć to co się przed chwilą wydarzyło. Wiedziałam, że ją zraniłam i dopiero po jakimś czasie dotarło to co mi powiedziała na samym końcu. Ona chciała wrócić do nałogu !
- Muszę za nią iść, ona nie może wrócić do ćpania - gwałtownie zeskoczyłam z łóżka, zrywając z siebie wszystkie kabelki. 
- Siostro ! - krzyknął Juan i zatrzymał mnie w pomieszczeniu. Szarpałam się i prosiłam go by mnie puścił. Lecz on mnie nie słuchał. Razem z pielęgniarką położyli mnie z powrotem na łóżko i do kroplówki dodała mi środku uspokajającego. Po kilku minutach uspokoiłam się i zauważyłam w drzwiach drugiego z piłkarzy, który przecząco kręcił głową. Nie udało mu się jej zatrzymać. Jak mogłam jej to powiedzieć ? 
- Juan ... pojedź za nią - powiedziałam i odleciałam.


sobota, 16 listopada 2013

9. You were my first love.

Viv:
[ muzyka ]

Leżałam na trawie. Słoneczko nagrzewało całe moje ciało. Było tak ciepło, że aż miałam ochotę rozebrać się ze swojego stroju kąpielowego, ale jednak coś mnie powstrzymywało. Ptaszki ćwierkały szczęśliwie. Wszystko sprawiało, że aż chciało się żyć. W głowie leciała mi jedna piosenka.
- To ja sen, chwytam Cię za rzęsę - nuciłam pod nosem.
Delikatny wietrzyk smyrał mnie po twarzy, a niedaleko mnie pasły się jednorożce. Były olśniewające. Aż miałam ochotę do nich podejść i je pogłaskać. Lecz nagle coś je spłoszyło. Do mych uchu dobiegało przeraźliwe pukanie. Co to ma do cholery być ? W co można pukać na polanie ? Wstałam i poszłam w stronę skąd dobiegały te dźwięki. Nagle przede mną pojawiły się wolnostojące drzwi, które otworzyłam. Zza nimi stało trzech mężczyzn. Nie potrafiłam ich rozpoznać, ale byli całkiem przystojni.
- Cześć Viv. Jak się czujesz ? - spytał jeden z nich. Miał komiczną fryzurę. Jego afro spowodowało, że nie potrafiłam powstrzymać śmiechu. Stałam i chichrałam się jak głupia. Po chwili przestałam i zaczęłam zastanawiać się skąd zna moje imię, ale z grzeczności mu odpowiedziałam.
- Wszystko w porządku. A u was ? - uśmiechnęłam się promiennie.
- Jesteś tego pewna ? - zapytał piegaty, który uważnie mi się przyglądał.
- Tak jest proszę Pana ! - zasalutowałam i znów zaczęłam się śmiać. Spojrzeli uważniej po sobie, ale już skończyli pytać o moje samopoczucie.
- A nie wiesz gdzie jest Kate i kiedy wróci ? - tym razem odezwał się ten trzeci. Zacisnął szczękę i oczekiwał na moją odpowiedź. Chwilę, chodzi im o moją Kate ? A o niej skąd wiedzą ? Chociaż ... Gdyby tak im się lepiej przyjrzeć to kogoś mi przypominali. Czy ja ich kiedyś nie widziałam ?
- Przecież Kate wyleciała do Australii do swojego narzeczonego. Może już nigdy nie wróci - wykorzystując chwilę ich milczenia dodałam - Przepraszam Panowie, przesłuchanie skończone ? Chciałabym wrócić do odpoczynku - uśmiechnęłam się szeroko.
Dwóch z nich stało zdziwionych, a trzeci jakoś dziwnie się spiął. Wyglądał jakby chciał mi przyłożyć. Co ja takiego powiedziałam ? Przecież powiedziałam prawdę, tak ?
- Mieliśmy sprawdzić jak sie trzymasz.. - z szoku jako pierwszy otrząsnął się Afromen, któremu brutalnie przerwałam. Miałam już dość ich gadania. Od tego wszystkiego zaczęła boleć mnie głowa. Chciałam wrócić na moją trawkę i móc się znowu położyć.
- I sprawdziliście, a teraz żegnam - zatrzasnęłam drzwi. To by było na tyle. Mogę wrócić do mojego raju, który powoli zaczynał znikać. To wszystko przez nich !

***

Czas nie miał dla mnie znaczenia. Minął tydzień, może dwa, a może nawet trzy. Kto by to liczył. Wszystko układało się po mojej myśli. W związku z Richardem było coraz lepiej, a to za sprawą tych magicznych tabletek. Głupia, przecież doskonale wiedziałam co to za tabletki. Cały czas powtarzałam sobie, że się nie uzależnię, że potrafię z tym skończyć. Ale po co ? Przecież tak było cudownie. Nasz seks był niesamowity. Więc czego chcieć więcej ?
Oboje postanowiliśmy urządzić huczną parapetówę w moim nowym mieszkanku. Richard zaprosił swoich znajomych. Ja niestety nie miałam nikogo kogo mogłabym zaprosić. Oprócz Kate, ale ona nadal była ze swoim narzeczonym. Na pewno nie byłaby zadowolona z mojego zachowania, dlatego próbowałam ograniczyć nasze rozmowy jedynie do wiadomości tekstowych. Tak nie mogła rozpoznać w jakim jestem stanie. Kto by pomyślał, że moje życie tak diametralnie się zmieni w przeciągu tak krótkiego czasu.
- Cześć kochanie - do mieszkania wparował jak zawsze przystojny Rich. Ucałował mnie namiętnie i uciekł do dużego pokoju by przyszykować cały sprzęt grający.
- Masz coś ? - spytałam z nadzieją w głosie. Zaczęło mi powoli brakować. Czułam się potwornie. W głowie mi potwornie dudniło i nie potrafiłam tego opanować.
- Poczekaj, zaraz coś wciągniemy, bo sam już muszę wziąć. - powiedział i zauważyłam jak trzęsą mu się ręce, chociaż zawsze był opanowany.
Chwilę później już rozsypywał biały proszek na blat. Uformował dwie kreski i zrobił mi miejsce, bym mogła zażyć to świństwo, którego tak pragnęłam. Przytkałam sobie jedną dziurkę od nosa, a drugą wciągnęłam kokę. Czułam jak powoli rozchodzi się po całym organizmie i z minuty na minutę robię się coraz bardziej rozluźniona.




Kate:


Minął tydzień mojego pobytu w Sydney. Z Nickiem widywałam się bardzo rzadko, bo całe dnie spędzał na treningach, castingach i innych ważnych sprawach. Ja za to zaprzyjaźniłam się z Chrisem, naszym sąsiadem. To on pokazał mi miasto, spędzał ze mną wolny czas. Dziwne, że on ma dla mnie więcej czasu niż mój chłopak. Szczerze mówiąc to czuje, że coś się miedzy mną i Nickiem zepsuło. Nie potrafimy rozmawiać tak jak kiedyś, nawet seks jest inny. Mniej intensywny i emocjonalny. Co się dzieje? Z rozmyślań wyrwał mnie głos sąsiada.
- Czy ty mnie w ogóle słuchasz? - zaśmiał się machając mi dłonią przed oczami. Szliśmy plażą i rozmawialiśmy.
- Wybacz, zamyśliłam się. To o czym my.. - nie zdążyłam skończyć zdania, bo rozdzwonił się mój telefon. - Przepraszam na chwilę. - odebrałam i przystanęłam.
- Cześć Kate, masz chwilę? - to był Nando. Po jego głosie było słychać, że coś jest nie tak.
- Jasne. Co się stało?
- Tak jak prosiłaś, byliśmy u twojej przyjaciółki. - zrobił chwilową pauzę, a mnie przeszły ciarki niepokoju. Widząc to Williams ściągnął koszulę i okrył mnie nią. Uśmiechnęłam się z wdzięcznością.
- No i? Fer, co się dzieje? Coś nie tak z Viv?
- Zachowywała się jakby nas nie poznawała. Cały czas się śmiała, a oczy dziwnie się jej błyszczały. Wydaje nam się, że coś brała. - był zaniepokojony. Cholera. Aż za dobrze poznaje te symptomy. Obym się myliła. Boże, a ja zostawiłam ją tam samą. Nie wybaczę sobie jeśli rzeczywiście zaczęła brać.
- Dziękuje, że byliście i, że zadzwoniłeś. Kontaktowałam się z nią, ale cały czas mówiła, że wszystko jest ok. A ja głupia się nie domyśliłam.
- Nie obwiniaj się. W ogóle, co u ciebie? Wszyscy tu tęsknimy za tobą. A Juan chodzi jakiś struty i podenerwowany. - na dźwięk imienia Maty moje serce wywinęło koziołka. No super.
- Jakoś żyje. Mam nadzieje, że u was jest ok. Słuchaj, muszę kończyć. Odezwę się jeszcze. Dziękuje jeszcze raz za informacje.
- Nie masz za co dziękować. Zadzwoń jeszcze, koniecznie! Do usłyszenia. - to mówiąc rozłączył się, a ja westchnęłam i usiadłam ciężko na piasku. I co ja mam teraz zrobić? To wszystko przeze mnie. Jestem egoistką i tyle. Miałam ochotę się rozpłakać.
- Co się stało? - koło mnie znalazł się Chris. Wyglądał na szczerze zatroskanego.
- Jestem najgorszą przyjaciółką na świecie. - oparłam głowę o jego ramię, a łzy pociekły mi po policzkach.
- No co ty opowiadasz. Na pewno tak nie jest. - objął mnie ramieniem i przytulił do siebie. - No już, nie płacz. Nie mogę patrzeć jak tak cudowna dziewczyna płacze. - spojrzałam na niego. Nasze twarze dzieliły milimetry. Wpatrzyłam się w jego oczy i już wiedziałam co chce zrobić. Nie potrafiłam jednak go powstrzymać, a może i nie chciałam tego zrobić. Pocałował mnie, a mnie przeszły przyjemne dreszcze. Miał miękkie, seksowne usta. Odwzajemniłam pocałunek, a potem odsunęłam się od niego i szybko wstałam.
- To nie powinno było się stać. Jestem z Nickiem.. - też się podniósł i złapał mnie za ramiona.
- Przepraszam cie, ale musiałem. Poza tym, widziałem, że tego właśnie potrzebowałaś.
- Będzie lepiej jeśli już sobie pójdę. Było miło. - oddałam mu koszulę i biegiem ruszyłam do domu. Co ja najlepszego wyprawiam?

***


Od tamtego wydarzenia z Chrisem i telefonem od Torresa byłam jakaś nieswoja i po tygodniu, mój chłopak w końcu to zauważył. Siedzieliśmy właśnie, przytuleni, na tarasie i wpatrywaliśmy się w zachodzące słońce. Widok zapierał dech w piersi. Uwielbiałam takie chwile.
- Kate, musimy porozmawiać. - nie zabrzmiało to dobrze. Te słowa zazwyczaj oznaczają złą nowinę.
- O czym? Coś się stało?
- Nie. To znaczy jeszcze nie. - spojrzałam na niego nic nie rozumiejącym spojrzeniem. Usiadł tak, że siedzieliśmy na przeciwko siebie, a moje dłonie wziął w swoje. - Posłuchaj kochanie. Zauważyłem, że jest inaczej między nami niż było i nie mówię tu o tym dniu czy tygodniu. Nie potrafimy rozmawiać ze sobą jak dawniej. Wszystko jest inne niż było. Czuje, że ty jesteś inna. Widzę, jak jest ci tu ciężko bez Vivien, pracy i przyjaciół. Mnie nie ma całymi dniami. Mój sąsiad spędza z tobą więcej czasu niż ja. Męczysz się tutaj, ze mną. Kocham cie najmocniej na świecie, ale nie mogę patrzeć jak cierpisz. Dlatego, uważam, że lepiej będzie jeśli wrócisz do Londynu. - na jego twarzy malował się ból i smutek. Do oczu napłynęły mi łzy i mocno ścisnęłam jego dłonie.
- Ty chyba nie mówisz poważnie?! Po trzech wspólnie spędzonych latach kończysz to wszystko, bo tak będzie dla mnie lepiej?! Dlaczego nie zapytasz mnie o zdanie?! Nie potrafię bez ciebie żyć! Dlatego tu jestem! Kocham cie i nie potrafię.. - pocałowałam go, ale on się odsunął. W jego oczach też były łzy. Z bezsilności zaczęłam krzyczeć.
- Maleńka, tak będzie lepiej. Męczysz się tu. Nie mów, że nie. - podniósł się i wyjął ręce z uścisku. - Zarezerwuje ci lot na jutro. - wstałam i wtuliłam się w niego łkając.
- Nie zostawiaj mnie.. Ja bez ciebie nie potrafię.. Nie chce.. Za bardzo cie kocham. Nie odchodź. - ujął moją twarz w dłonie i czule mnie pocałował. Tak jakby chciał włożyć w ten pocałunek całą swoją miłość i ból. Odwzajemniłam gest trzymając go kurczowo. - Dzisiaj pójdę spać do Chrisa. Żegnaj Kate. Pamiętaj, zawsze będę cie kochał. - wyszedł, a ja w ubraniach wskoczyłam do basenu i zanurkowałam. Zaczęłam krzyczeć pod wodą, a potem wnurzyłam się i całkiem się rozkleiłam. Oparłam się o chłodny marmur przy krawędzi basenu i łkałam jak małe dziecko. Właśnie straciłam wszystko. Jak on mógł mi to robić? Jak mógł sądzić, że to będzie dla mnie lepsze? Miałam ochotę zanurkować i już nie wypłynąć. Tylko jedna myśl mnie od tego odwiodła. Vivien. Ona nadal mnie potrzebuje.

***


Całą podróż przepłakałam. Nie obchodziło mnie to, że ludzie się mi przyglądali. Nick nawet nie odwiózł mnie na lotnisko. Przysłał Chrisa. Nie potrafiłam na niego spojrzeć przypominając sobie nasz pocałunek na plaży. Ale jego również będzie mi brakować. Nicka, Chrisa, szumu fal i gorącego piasku. Promieni słońca ogrzewających moją skórę. Będzie mi brakować tego życia. Kiedy znalazłam się przed londyńskim lotniskiem odetchnęłam wilgotnym powietrzem i poczułam, że to jest to miejsce. Moje miejsce. Tego cały czas brakowało mi w Australii. Cząstki mojego serca, które tu zostawiłam. Wsiadłam do taksówki i wiedziałam dokąd najpierw muszę jechać. Do mieszkania i sprawdzić co z Vivien. Jedynie myśl o niej trzymała mnie na nogach. Będąc na miejscu szybko weszłam do klatki i pokonałam schody na górę. Będąc pod drzwiami usłyszałam głośną muzykę, śmiechy i odgłos rozbijanego szkła. Co tam się dzieje? Czyżby Viv urządziła imprezę? Nie było sensu pukać, więc otworzyłam drzwi swoimi kluczami i weszłam.


To co zobaczyłam sprawiło, że stanęłam jak wryta. Pełno obcych ludzi niszczyło nasze mieszkanie. I to dosłownie.Wszędzie walały się butelki po alkoholu, niedopałki papierosów oraz torebki i strzykawki po narkotykach. Przechodząc dalej zobaczyłam potłuczone naczynia, ziemię na podłodze. Wszystko wyglądało jak po wybuchu bomby. Wyjęłam telefon i napisałam smsa do Nando. Potrzebowałam pomocy, bo wiedziałam, że sama tego wszystkiego nie ogarnę. Nigdzie nie widziałam przyjaciółki. Zostawiłam bagaże w holu i ruszyłam na poszukiwania. Otworzyłam kolejne już drzwi, za którymi była jej sypialnia. Na łóżku leżała Viv. Była nieprzytomna, a jakiś koleś dostawiał sie do niej. Rozbierał ją i całował. Co za zboczeniec! Szybko znalazłam się obok i pociągnęłam go za koszulkę odciągając od dziewczyny. 
- Co ty sobie wyobrażasz?! - krzyknęłam próbując być głośniejsza od muzyki za ścianą. Wyrwał mi się i spojrzał na mnie z miną szaleńca. Jego oczy dziwnie błyszczały, a ruchy były wolniejsze niż powinny być. Jest naćpany. Aż za dobrze poznaje te symptomy. 
- Zostaw mnie dziwko i wracaj skąd przyszłaś! Moge robić z moją dziewczyną co mi się tylko podoba! - zatkało mnie. Dziewczyną? Dopiero teraz mu się przyjrzałam. O cholera, czy to..? Ale jeśli tak to.. Co ja najlepszego zrobiłam? To na pewno szef Viv, ten cały Selby. A ja głupia pchałam ją w jego ramiona. Idiotka ze mnie! Podeszłam do przyjaciółki i sprawdziłam jej puls. Żyła, ale chyba przedawkowała. Miałam ochotę usiąść i się rozpłakać, ale były ważniejsze rzeczy do zrobienia. Złapałam tego dupka za ramię i zaczęłam wlec w stronę wyjścia. Zaczął się wyrywać i wyzywać mnie od najgorszych. Kiedy chciałam zaciągnąć go za próg sypialni zamachnął się i mocno uderzył mnie w twarz. Syknęłam i na chwilę go puściłam. To był błąd, bo ten pchnął mnie i powalił na ziemię uderzając kolejny raz. - Daj mi spokój i wracaj skąd przyszłaś! To nie twoja impreza! 
- Złaź ze mnie, bo pożałujesz! - próbowałam się go pozbyć ale na próżno.
- Trzeba przyznać, że jesteś ładna. Może, zanim cie stąd wykopie, to się zabawimy. - bardziej naparł na mnie, a mi zrobiło się niedobrze. Był cholernie przystojny, ale także równie niebezpieczny i nieobliczalny. Pieprzony napaleniec! Musnął ustami moją szyję i w tym momencie ktoś ściągnął go ze mnie i powalił obok. Juan. A ten co tutaj robi? Ciężko oddychałam i próbowałam się podnieść, ale z marnym skutkiem. Poczułam jak spuchła mi twarz. No super. Przede mną pojawił się Fernando, który pomógł mi wstać.
- Dzięki, że jesteście. - udało mi się powiedzieć, a blondyn zamknął mnie w szczelnym uścisku.
- Mam nadzieje, że zdążyliśmy i nic poważnego ci nie zrobił. - przyjrzał się mojej twarzy i na jego obliczu pojawił się grymas gniewu. - puścił mnie i podchodząc do Richarda uderzył go pięścią w twarz. W tym czasie podeszłam do wieży i wyłączyłam muzykę.
- Wszyscy wynocha! Już! - krzyknęłam i zaczęłam wyganiać imprezowiczów. Na szczęście ci byli mnie oporni niż szef Viv. Kiedy nie było już nikogo, chłopaki wyrzucili również Selby'ego. - Trzeba zawieźć Vivien do szpitala. - udało mi się powiedzieć, a do moich oczu napłynęły łzy. Teraz już mogłam przestać udawać, że jestem silna. 
- Gdzie jest? Zabierzemy ją moim autem. - wskazałam Torresowi drzwi, za którymi leżała moja przyjaciółka, a ten zniknął mi z pola widzenia. Zostałam w pokoju sama z Juanem. Nie wiem kiedy znalazł się koło mnie. Wiedziałam, że potrzebuje go teraz jak nikogo innego. On chyba też to wyczuł, bo przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił. 
- Wszystko będzie dobrze. Zobaczysz. - wyszeptał tuż przy moim uchu, a potem przyjrzał się mojej twarzy. - Jak go znów spotkam to mnie popamięta. Bardzo boli? - dotknął opuszkami palców mojego policzka, a ja syknęłam z bólu. - Wybacz, nie chciałem. - musnął ustami dotykane wcześniej miejsce. Nie wiem dlaczego, ale spodobało mi się to. Jego dotyk i usta. Cholera, nie teraz.
- Jedziemy! - w pokoju pojawił się Nino z blondynką na rękach. Dziękowałam w duchu Dzieciakowi za przerwanie naszej chwili sam na sam. Bałam się co mogłoby wyniknąć, gdyby potrwała dłużej. Widząc Viv do moich oczu napłynęły mi nowe łzy. Szybko wyszliśmy i wsiadając do samochodu, ruszyliśmy do najbliższego szpitala. Zajęłam tylne siedzenie i położyłam głowę przyjaciółki na kolanach. Delikatnie gładziłam ją po włosach powtarzając, że będzie dobrze i już więcej jej nie zostawię.


czwartek, 7 listopada 2013

8. I'll spread my wings and I'll learn how to fly.

Viv :

No i poleciała. Jak mogła mi to zrobić ? Z drugiej stroni musi wyjaśnić sobie kilka spraw z Nickiem. Mam nadzieję, że jednak szybko do mnie wróci. Żegnając się płakałyśmy jak głupie. Jakbyśmy miały żegnać się na zawsze. Ja jednak miałam przeczucie, że niedługo znowu się spotkamy.
Podałam taksówkarzowi kartkę z adresem i bawiąc się kluczami w kieszeni wsiadłam do taksówki. Takie zawsze kojarzyły mi się z tym miastem. Tak samo jak dwupiętrowe czerwone autobusy i czerwone budki telefoniczne. Czułam się tak jakbym dopiero zawitała w tym mieście. Jednak czegoś brakowało. Brakowało mi mojej przyjaciółki śpiącej mi na ramieniu po kilkunastogodzinnej podróży.
Kierowca zaparkował pod szaroburym budynkiem i pomógł mi zanieść moje rzeczy na drugie piętro. Nie za wysoko i nie za nisko. Zapłaciłam mu, podziękowałam i poszedł. Od razu weszłam do salonu. Był obszerny. Spokojnie byśmy się obie w nim pomieściły. Nawet można by było zrobić jakąś ciekawą imprezkę, ale .. No nie ważne. Zaniosłam rzeczy do mojej nowej sypialni. Nawet się nie rozpakowywałam tylko od razu poszłam spać. Wiedziałam, że jutro muszę iść do pracy, do której zaczęłam chodzić z większą ochotą niż wcześniej. Może Kate miała rację ? Może warto spróbować ? Dać się ponieść chwili ?

***

[music]

Zrobiłam to. Umówiłam się z nim ! Po pracy, cała w skowronkach wróciłam do domu. Sama siebie nie poznawałam. Szłam na randkę z własnym diabelsko przystojnym szefem ! Chyba oszalałam ! Chciał żebym była kobieca to taka będę. Zaczęłam przeszukiwać wcześniej nie rozpakowaną walizkę. Dokładnie wiedziałam co mam na siebie założyć. Położyłam wszystkie rzeczy na łóżku i zastanawiałam się czy do siebie pasują. Przyglądałam im się dobrą chwilę, aż w końcu spojrzałam na zegarek i wiedziałam, że dłużej nie mogę. Pośpiesznie ubrałam się i poszłam do łazienki zrobić sobie makijaż. W środku znajdowały się dwie umywalki. Kurwa ! Kate wróć ! To miało być nasze mieszkanie !
Wyszykowana usłyszałam dzwonek domofonu. Jakie to on miał wyczucie czasu. Elegancki Richard stał przy swoim samochodzie i jak zwykle wyglądał olśniewająco. 
- Woah... Seksownie - pocałował mnie w policzek i otworzył mi drzwi do swojego samochodu. Zajęłam miejsce, zapięłam pasy i gotowa byłam na czekającą mnie randkę.
- Gdzie jedziemy ? - zapytałam niepewnie. Nawet nie wiedziałam jak się ubrać, bo nie powiedział mi co planuje.
- A co taka ciekawska jesteś ? - spojrzał na mnie ukradkiem ze swoim chytrym uśmieszkiem i o nic więcej nie pytałam. Siedziałam w milczeniu przez całą drogę. Nie chciałam mu się naprzykrzać pytaniami. Był taki tajemniczy, ale to sprawiało, że jeszcze bardziej go pragnęłam. To jak odkrywanie kolejnej czekoladki z kalendarza adwentowego. Po zjedzeniu pierwszej masz ochotę na kolejną, ale musisz czekać, bo inaczej to nie ma tej samej zabawy.
Podjechaliśmy pod jakiś nieznany mi jeszcze klub z którego dobiegały do nas dubstepowe rytmy. Westchnęłam zrezygnowana, ale nie mogłam mu teraz odmówić. Na kogo bym wyszła, gdybym zrezygnowała w ostatniej chwili. Zresztą co miałam mu powiedzieć ? Że to nie mój rodzaj muzyki ? To by nawet nie przeszło. Poza tym jak do tego czegoś tańczyć ? Tańce połamańce ...
- Wchodzisz czy zostajesz ?
- Wchodzę - chwyciłam go za rękę i mijając cały tłum ludzi oraz ochroniarza znaleźliśmy się w środku. Wszyscy na parkiecie wyginali się w różne strony, jakby byli na haju. Ciekawe co brali.
Rich zaprowadził mnie do zarezerwowanej wcześniej loży i zamówił nam drinki. Zajęliśmy się rozmową i jakoś zapomniałam o tym gdzie się znajdujemy. Chwilę później zorientowałam się, że brunet przysuwa się coraz bliżej mnie. Cieszyło mnie to. Objął mnie ramieniem i zaczął całować. To był najlepszy aspekt tej całej imprezy. Możliwość spędzenia z nim kilku godzin to jakby dostać urodzinowy prezent przed urodzinami.
Po kilku drinkach już nie przeszkadzała mi muzyka. Nawet starałam się dobrze przy niej bawić. Razem szaleliśmy na parkiecie. Richard swoimi dłońmi wędrował po całym moim ciele, a ja poruszałam się w rytm muzyki.
- Vivien, moja piękna Vivien - wyszeptał mi do ucha. - Bądź moja na zawsze.
Nie zareagowałam od razu. Trochę minęło zanim dotarło to co do mnie powiedział. Z tego szczęścia moje serce podskoczyło mi niemal do gardła. Już miałam krzyczeć "Tak Tak Tak !" ale się powstrzymałam. Otaczało nas za dużo ludzi by zrobić z siebie idiotkę. Nie obchodziło mnie to jak krótko go znam. Związki są po to by się poznawać, prawda ? Ponadto jestem tutaj sama. Sama w wielkim mieście. Potrzebuję kogoś, kto mi pomoże. Obawiałam się, że sama nie dam sobie radę. A z nim .. Z nim na pewno dam !
- Będę - odpowiedziałam mu i przywarłam do jego miękkich ust. Znowu zatraciliśmy się w tańcu.

***

Gdy dotarliśmy do jego mieszkania nie potrafiliśmy się już oprzeć naszym pragnieniom. Alkohol szumiał nam w głowie, ale dobrze wiedzieliśmy czego chcemy. Brunet zamknął drzwi i wszystko się zaczęło. Wziął mnie na ręce i całując, zaprowadził mnie do sypialni. Rzucił na łóżko i zaczął się rozbierać. Zrobiłam to samo. Tak bardzo go pragnęłam. Moja głowa była pełna sprośnych myśli z nim w roli głównej.
Nagi sięgnął po coś do szafki nocnej. O, preferuje bezpieczny seks - pomyślałam, ale to nie było to o czym myślałam. Wyciągnął jakiś przezroczysty woreczek z małymi okrągłymi tabletkami. Viagra ? W jego wieku ? To nie za wcześnie ? Myślałam, że faceci dopiero w średnim wieku jej potrzebują, a przecież Rich nie ma więcej jak 30 lat.
- Weź to - uśmiechnął się do mnie i podał mi jedną z nich.
- Co to ? - spytałam obracając ją w palcach dokładnie się jej przyglądając.
- Weź, nie pożałujesz. Zobaczysz jaki seks może być przyjemny - uśmiechnął się i sam połknął swoją.
Co mi szkodzi spróbować ? Przecież to nic złego. Ufam mu. Nic mi przecież nie zrobi. Poza tym sam ją przecież wziął, więc to nie może być jakaś trucizna. Z niewielkim trudem przełknęłam tabletkę i wzięłam łyka wody, którą mi podał.
- A teraz chodź tu do mnie maleńka - znów przemówił do mnie seksownym głosem. Chwycił mnie za biodra i zniżył się by złożyć pocałunek na najczulszym miejscu na moim ciele.
Nie minęło kilka minut i poczułam działanie tajemniczej tabletki. Jeszcze nic się nie stało, a ja czułam, że odlatuję. Czułam się cudownie odprężona. Nie przejmowałam się tym, że obraz mam odrobinę zamglony, bo przecież zawsze tak miałam po spożyciu dużej ilości alkoholu.



Kate:



Pierwsze co zrobiłam po wyjściu z lotniska to zamówienie taksówki i podróż na boisko, gdzie zwykle trenował Nick. Im bliżej byłam celu tym bardziej się denerwowałam. Wysiadłam i ciągnąc za sobą walizkę weszłam na murawę. Chłopaki właśnie rozgrywali mecz. Widząc mnie jeden z zawodników odłączył się od reszty i zaczął biec w moją stronę. Po drodze zdjął kask i rzucił go na ziemię. Nick! Widząc go pobiegłam i rzuciłam się w jego silne ramiona. Tak bardzo za nim tęskniłam. Czule mnie pocałował i przytulił do siebie.
- Kochanie, ale mi zrobiłaś niespodziankę! Nawet nie wiesz jak tęskniłem. - uśmiechnął się nadal trzymając mnie w powietrzu. Obejmowałam go nogami w pasie i ani myślałam go puścić.
- Ja jeszcze bardziej. Przyjechałam na stałe. - ten zrobił wielkie oczy.
- Ale jak to na stałe? A twoja praca, Viv i poszukiwania ojca? - wyglądał na zatroskanego.
- Nie potrafiłam tam żyć bez ciebie. - musnęłam jego usta. Musieliśmy wyglądać komicznie, a szczególnie ja, taka uwieszona na nim. Widać było, że Nick nie przejmował się tym co inni myślą. - No chyba, że mnie tu nie chcesz to wrócę.
- Chyba sobie żartujesz. Bez ciebie czułem ogromną pustkę. - pogładził mnie po policzku. - Bardzo się cieszę, że zamieszkasz tu ze mną. Wiesz co, poczekasz tu chwilę? Pójdę się przebrać i jedziemy do naszego nowego domu. - pocałował mnie, a ja zeszłam na ziemię i wypuściłam go z objęć. - Zaraz wracam. - pobiegł w kierunku szatni, a ja usiadłam na walizce i podążałam wzrokiem w ślad za nim. Uśmiechałam się szeroko wiedząc, że dzisiejszą noc spędzę w jego ramionach. Przy nim się obudzę, z nim zjem obiad i pójdę na spacer. To było dla mnie najważniejsze na świecie.

***

Stałam przed moim nowym domem i byłam kompletnie oniemiała. Był cudowny, nowoczesny i bardzo odkryty. Przecież sąsiedzi będą wszystko widzieć. Zrobiło mi się gorąco kiedy pomyślałam o naszej dwójce przy gorącej scenie w salonie. Pokręciłam głową ze śmiechem. Poczułam jak mój chłopak obejmuje mnie w talii i opiera podbródek na mojej głowie. Nigdy nie pomyślałabym, że to wszystko tak szybko się potoczy. Zamieszkam z chłopakiem. Jak to będzie wyglądało? Trochę się boje. Boję się, że przez to wszystko się zepsuje między nami.
- Co powiesz na kąpiel w basenie przy świetle gwiazd? - zamruczał mi do ucha Nick.
- Jestem jak najbardziej za. Oby to tylko była kąpiel nago. - zaśmiał się i namiętnie mnie pocałował. Zostawił moją walizkę w holu i wziął mnie ręce nie przestając całować moich ust. Po drodze do basenu pozbył się moich ubrań i nagą wrzucił mnie do basenu. Potem rozebrał się i dołączył do mnie. Objął mnie w talii i wpił się w moje usta, a ja nie protestowałam. Wręcz przeciwnie. Tego mi brakowało. Nasze ręce błądziły po naszych ciałach, usta szukały ust. Oparł mnie o ściane basenu, a ja objęłam go nogami w pasie.
- Kocham Cie. - wyszeptał i zatraciliśmy się w sobie całkowicie. Teraz liczyliśmy się tylko my.
- Kocham Cie. - odpowiedziałam czując, płynącą we mnie rozkosz.

***

Leżałam na jednym z ogrodowych leżaków, w bikini i nadrabiałam zaległości w opalaniu się. Wsłuchiwałam się w muzykę i nuciłam cicho. Mój ukochany niestety musiał mnie opuścić i jechać na trening. Martwiłam się o Viv. W końcu zostawiłam ją samą sobie. Mam pomysł. Poproszę chłopaków o pomoc. Wybrałam numer Davida i przyłożyłam smartfon do ucha.
- No cześć zaginiona! To ty jeszcze żyjesz! Co z tobą? Gdzie jesteś? - milion pytań, typowy Luiz. Zrobiło mi się cieplej na sercu. Troszczył się o mnie jak członek rodziny.
- Hej loczku. Wybacz, ale mój wyjazd był dość nagły. Słuchaj, mogłabym mieć do ciebie prośbę?
- Jasne, wiesz, że tak.
- Moglibyście z Nando wpaść do Vivien? Zobaczyć co u niej i jak się trzyma? Martwię się o nią.
- Nie ma sprawy, podaj mi adres smsem. A jak ty się trzymasz? Wszystko u ciebie ok? - troszczył się. Jaki on kochany.
- Wszystko ok, dziękuje. A teraz wybacz, ale muszę kończyć. Odezwę się jeszcze, pa. Pozdrów chłopaków. - to mówiąc rozłączyłam się i położyłam telefon na stolik. Westchnęłam i odechciało mi się leżeć. Może coś ugotuje? Nick lubi kiedy gotuję. Weszłam do kuchni i wzięłam się do roboty. Włączyłam radio i tańczyłam w rytm muzyki. Musiało to komicznie wyglądać, bo nadal byłam tylko w stroju kąpielowym. Przez to wszystko nie usłyszałam, że ktoś wszedł do domu. Odwróciłam się, żeby wyjąć z lodówki potrzebne produkty i stanęłam jak wryta widząc nieproszonego gościa. Był wysoki, przystojny i miał cudowny uśmiech. W dodatku był tylko w spodenkach, a trzeba przyznać, że jego tors robił wrażenie. O czym ja myśle, mój Nick ma równie imponujące mięśnie.
- W czym mogę pomóc? Jeśli pan do Nicka to go nie ma.
- Zauważyłem, ale nie przeszkadza mi to. Chris Williams, sąsiad z naprzeciwka. Świetnie tańczysz. - wyszczerzył się, a ja spłonęłam rumieńcem. Wszystko widział.
- Kate Marinho, dziewczyna Nicka. - podałam mu dłoń, a on ją uścisnął.
- Dziewczyna? Nie widziałem cie tu wcześniej.
- Przyjechałam wczoraj. Może mam mu coś przekazać?
- Nie. Jeśli mogę to poczekam.
- Jasne, zapraszam. Pójdę się tylko ubrać. - zaśmiał się.
- Jak dla mnie możesz zostać tak jak jesteś. - zaczęłam się śmiać i pokręciłam głową.

czwartek, 31 października 2013

7. Tell me why you say goodbye.

Kate:

Podniosłam się z ziemi, a potem spojrzałam na osobę którą staranowałam. Przede mną stał Juan. Serce szybciej mi zabiło, a ja zadrżałam. Dlaczego on? Widząc w jakim jestem stanie podszedł bliżej.
- Wybacz, nie chciałam na ciebie wpaść. Musze już iść. - ruszyłam, ale chłopak złapał mnie za rękę.
- Co się stało Kate? Dlaczego płaczesz? - mówił spokojnym i kojącym głosem. Troszczył się. To tylko pogarszało sprawę.
- Wyjeżdżam z Londynu. Musze iść się spakować.
- Ale dlaczego? Czy ktoś cie skrzywdził?
- W Australii czeka na mnie chłopak i moja przyszłość. Jeśli tu zostanę to wrócę do przeszłości, której nie chce powtarzać. Wybacz i żegnaj. - ucałowałam go w policzek. Widząc jego szok i ból w oczach poczułam ucisk w gardle. Wyciągnęłam nadgarstek z jego uścisku i biegiem ruszyłam do hotelu. Czy ten dzień może być jeszcze gorszy?


Viv :

O 18 wyszłam przed bar i czekałam na Kate. Chciałam już dowiedzieć się co takiego ma mi do powiedzenia. Jak miała zamiar wytłumaczyć jej wczorajsze zachowanie. Lecz nie to teraz zaprzątało moje myśli. Jakim cudem pozwoliłam mu mnie pocałować ? Dałam ponieść się chwili. To nie jest do mnie podobne. Nigdy wcześniej tak się nie zachowywałam. Co ten facet miał w sobie, że mógł zrobić ze mną co tylko chciał, a mi się to podobało. Owszem, pocałunek z nim to było spełnienie moich marzeń. Odkąd go tylko zobaczyłam chciałam to zrobić. To był magiczny moment. Chociaż może i dobrze, że Kate nam przerwała. Seks z szefem w jego biurze, to chyba za duża adrenalina jak dla mnie. Przecież w każdej chwili mógłby ktoś nas przyłapać. Jak mogłabym tam dalej pracować i patrzeć tej osobie prosto w oczy ? Czułabym się jak zwykła szmata.
- Hej. - ktoś wytrącił mnie z rozmyśleń. Uniosłam głowę i zobaczyłam Kate. - Wiem, jesteś wściekła i to rozumiem. Możesz na mnie krzyczeć ile tylko chcesz. - spuściła głowę.
- Owszem, jest zła. Co ty znowu nawyprawiałaś? Już nie pamiętasz co było ostatnim razem? Na imprezie zostawiłaś mnie samą sobie i poszłaś się bawić. - położyłam jej rękę na ramieniu. - Co się dzieje? Na piłabyś tyle bez powodu, wiem to. - złagodniałam. Nie chciałam się na nią gniewać. Każdy po alkoholu staje się innym człowiekiem. Ja byłam na nią zła, bo się o nią martwiłam.
- Nie wiem co mam robić Viv. - powiedziała rozedrganym głosem i szklistymi oczami - Nie mam pojęcia. Przytłoczyło mnie to wszystko i myślałam, że przyjazd tutaj mi pomoże. Londyn sprawił tylko, że jest jeszcze gorzej. Dwóch ojców, kłamstwa matki, Nick i jego obraz wspólnej przyszłości, nowa praca, piłkarze. To dla mnie za wiele.- bez słowa mocno ją przytuliłam, a ona wtuliła się we mnie jeszcze bardziej kurczowo i zaczęła płakać.
- Już spokojnie, jakoś sobie z tym poradzimy. Chodź, pójdziemy gdzieś na spokojnie porozmawiać i wymyślić rozwiązanie.
- Ja już wymyśliłam rozwiązanie. Wyjeżdżam do Australii. Nigdy nie powinnam była tu przyjeżdżać. Ja nie dam sobie rady bez niego. Tobie też będzie łatwiej bez tak kłopotliwej przyjaciółki. - to mówiąc pocałowała mnie w policzek i ruszyła w nieznanym sobie kierunku. - A i znalazłam dla ciebie wspaniałe mieszkanie. - powiedziała odwracając się na chwilę, po czym pobiegła przed siebie. Nawet nie zdążyłam zareagować. To stało się tak nagle. Jak to wyjeżdża do Australii ? Miałyśmy przyjechać tutaj razem i zacząć życie od nowa. Poznać jej biologicznego ojca, ona miała być najlepszą fizjoterapeutką tego całego zespołu piłkarskiego, a ja światowej sławy piosenkarką. Do tego wszystkiego miałyśmy dojść razem. Miałyśmy się wspierać w tych chwilach. Nie mogłam tak po prostu za nią pojechać, chociaż tak powinnam zrobić. Ja tam nie byłam jej potrzebna. Tylko bym zawadzała jej i jej narzeczonemu.
Nie wiem ile stałam tak przed wejściem, ale nawet szef już zdążył wyjść. Spojrzał na mnie, a mnie od razu przeszły dreszcze. Czułam się jakby rozbierał mnie wzrokiem.
- Coś się stało ? Może Cię gdzieś podwieźć ? - spytał widząc w jakim jestem stanie. Byłam mu wdzięczna za tą propozycje. Musiałam jak najszybciej złapać Kate, żebyśmy mogły to sobie wszystko wytłumaczyć. Szczerze, to nie wyobrażałam sobie jak podołam temu wszystkiemu bez niej. 
- Za dużo by tłumaczyć. Jeśli byś mógł to chętnie skorzystam z podwózki. Muszę jak najszybciej wrócić do pokoju - poprawiłam włosy, a on tylko wyciągnął rękę w moją stronę. Chwyciłam ją i powoli ruszyłam za nim. Pomógł mi wsiąść do samochodu po czym sam usiadł na miejscu kierowcy. Podałam mu adres hotelu i ruszyliśmy.
Przez całą drogę z wyczuciem masował moje udo. Jego dłoń płynnie przesuwała się po całej jego długości. Czasami gdy zajechał odrobinę za wysoko, nie potrafiłam się skupić nad własnymi myślami. Cały czas rozpraszał mnie, chociaż musiałam być skupiona. Moja przyjaciółka chce wyjechać, a on robi wszystko bym tylko o tym nie myślała. Z jednej strony chciałam żeby wziął tą rękę, a z drugiej podobało mi się to. Rany boskie, ten mężczyzna prędzej czy później doprowadzi mnie do szału. 
Już miałam wysiąść z samochodu, gdy nagle chwycił moją dłoń i znowu mnie pocałował. Czułam jak się rozpływam. Wokół nas krążyły feromony. Byłam pewna, że prędzej czy później do czegoś między nami dojdzie, ale wolałabym, żeby to było później. Teraz musiałam biec do Kate !
- Przepraszam, ale na prawdę się śpieszę - z trudem odsunęłam się od niego i wysiadłam z samochodu. 
- Umówisz się ze mną na kawę ? - krzyknął przez otwartą szybę w samochodzie. Odwróciłam się i zamyśliłam. Nie wiem czy powinnam. 
- Porozmawiamy o tym jutro, dobrze ? - wymusiłam uśmiech i wbiegłam do hotelu. 



Kate:


Przetrząsałam wszystkie szafki i torby. Wyrzucałam ich zawartość na podłogę, a z szafy wyciągnęłam moją walizkę na kółkach. Łzy ciekły mi z oczu, ale przestałam zwracać na to uwagę. Musze sie spakować, zanieść wypowiedzenie, zająć się mieszkaniem dla Viv. Tyle spraw, a tak mało czasu. Wiem, jestem okrutna, chcąc zostawić przyjaciółkę samą. Czuje jednak, że beze mnie będzie jej lepiej. Włączyłam na cały regulator muzykę i nie usłyszałam, że ktoś wszedł do pokoju.
- Kate, co ty do cholery wyprawiasz? - zaczęła zbierać moje ubrania i wrzucać z powrotem do szafy
- Próbuje się pakować! - weszłam do łazienki i jednym ruchem ręki zgarnęłam kosmetyki do torby.
- Miałyśmy tu mieszkać razem. Co się stało, że uciekasz? - opadła bezsilnie na łóżko.
- Tak będzie lepiej. Szczególnie dla ciebie. Jestem tylko problemem i dobrze to wiesz. Nie mogę znowu stać się taka jaka byłam! Bo tym razem z tego nie wyjdę.. - oparłam się o ścianę i usiadłam ciężko na ziemi.
- I chcesz mnie tu zostawić samą? A co jeśli będę potrzebować twojej pomocy?
- Nie chce cie zostawiać. Naprawdę... Ale sprawiam więcej szkód niż pożytku. Zawsze możesz dzwonić i pisać.
- To nie to samo.. Przecież wiesz .. - westchnęła przygnębiona.
- Wiem.. Nie potrafię żyć bez Nicka, ale również bez ciebie. Jak mam to pogodzić? Jesteście dwiema najważniejszymi osobami w moim życiu.
- Całowałam się ze swoim szefem... On chce się ze mną umówić - wyrzuciła z siebie, ale jej humor wcale się nie zmienił. Zatkało mnie. To do niej nie podobne.
- A co ty na to? Podoba ci się? Jak się przy nim czujesz? - otarłam łzy i wstając usiadłam koło niej na łóżku.
- Kat, ja nie wiem czy powinnam to robić, ale nie potrafię się mu oprzeć. On ma coś w sobie, co nie pozwala mi mu się oprzeć - rozpłakała się.
- Kochanie, nie płacz. - przytuliłam ją do siebie. Pierwszy raz widziałam jak płacze. Zawsze była twarda. - Może to jest znak, że warto spróbować? Co masz do stracenia? Z takimi znakami się nie dyskutuje. Skoro tak zawładnął tobą to musze go poznać. Koniecznie. - pocałowałam ją w czubek głowy. - Spotkałam Juana, kiedy od ciebie uciekłam.
- Nie jestem pewna czy powinnam.. Gdzie go spotkałaś? - przyjrzała mi się odrobinę uważniej.
- A co cię powstrzymuje? Fakt, że to twój szef? - westchnęłam, na wspomnienie o piłkarzu niebieskich. - Po drodze do hotelu. Wpadłam na niego. Viv, ja.. nie wiem dlaczego, ale nie potrafię przebywać w jego obecności. Czuję się wtedy taka.. - nie potrafiłam skończyć zdania.
- A żebyś wiedziała. To takie .. no nie wiem jak to określić. A co do Juana.. to mimo tego, że lubię Nicka, ale promieniejesz przy Juanie - uśmiechnęła się przez łzy i objęła mnie ramieniem
- Niebezpieczne, sprzeczne z normami i bardzo podniecające? - zaśmiałam się. - Bałam się to usłyszeć.. Kocham Nicka całym sercem, ale Mata sprawia, że zaczynam się zastanawiać co i do kogo tak naprawdę czuje.
- Nie wyjeżdżaj - szepnęła.
- Chciałabym zostać, naprawdę..
- Seks w jego gabinecie - zamyśliła się na chwilę i parsknęła śmiechem - No to może dobrze robisz - powiedziała to i smutek powrócił na jej twarz.
- Kuszące - wyszczerzyłam się. My i te nasze zbereźne rozmowy i myśli. - Zostałabym, ale ta impreza uświadomiła mi, że znów mogę wrócić do mojej ciemnej strony, a to się nie może stać. Nie chcę ponownie pakować się w to bagno.
- Kiedy wylatujesz ? - spytała niepewnie.
- W nocy mam samolot do LA, a stamtąd kolejny do Australii. Musze jeszcze zanieść moje wypowiedzenie. Mam nadzieje, że nie spotkam tam Juana ani Edena. - skrzywiłam się na dźwięk imienia tego drugiego. - Szkoda tylko, że nie udało mi się rozpocząć poszukiwań ojca.
- Mam ci jakoś pomóc ? Jeśli chcesz to ja zaniosę twoje wypowiedzenie.
- To byłoby dobre wyjście, ale powinnam sama to zrobić. W końcu jestem im winna wyjaśnienie czemu od razu rezygnuje. Ale coś możesz dla mnie zrobić.
- Tak ? Tylko proszę Cię, nie każ mi z nimi przebywać dłużej niż godzinę. Chociaż nie, to też za długo. Chociaż ... jeśli będzie ta gwiazda Chelsea .. No jak on się nazywa ?
- Gwiazda Chelsea? Masz na myśli Terrego? - uśmiechnęłam się. - Nie, to nie o nich chodzi. Muszę poszukać biologicznego ojca. Zastanawiam się tylko jak go znajdę.
- O właśnie on. Wydawał się najbardziej ogarnięty z nich wszystkich. To jak mam Ci pomóc ?
- Kapitan musi być ogarnięty. John jest w porządku. Czy mogłabyś sprawdzić ile osób o moim nazwisku mieszka w Londynie?
- Spróbuję się tym zająć. - uśmiechnęła się i ponownie mnie przytuliła.
- Dziękuje. - odwzajemniłam gest. - Wybacz, ale muszę iść na stadion. Oby tylko nie mieli teraz treningu. A i tu masz ofertę tego mieszkania. - podałam jej kartkę lezącą koło laptopa, na stole. - Jest świetne i będziesz miała blisko do pracy. Wpłaciłam już zaliczkę.

***

Na szczęście piłkarze nie mieli treningu, więc zaniosłam wymówienie i wróciłam do hotelu. W tempie ekspresowym spakowałam wszystkie swoje rzeczy i pomogłam spakować się Vivien. W końcu przenosi się do nowego mieszkania. Przyjaciółka pojechała ze mną na lotnisko. Pożegnałyśmy się płacząc jak małe dzieci, a potem, przechodząc sprawnie odprawę, znalazłam się w samolocie. Londynie, będzie mi cie brakować.