sobota, 19 kwietnia 2014

16. Bleeding love

Viv:

Tydzień minął niepostrzeżenie. Kate ciągle była zajęta, ciągle biegała do pracy. Spędzała tam prawie całe dnie. Torres też już nie przyjeżdżał, tylko od czasu do czasu pisał wiadomości. Więc praktycznie całe dnie spędzałam sama przed telewizorem. Nie powiem, doprowadzało mnie to do szału. Chciałam gdzieś wyjść, gdziekolwiek.
Właśnie się przebierałam, gdy usłyszałam pukanie do drzwi. Uśmiechnęłam się z nadzieją, że to Nando przyjechał, ale otwierając zobaczyłam zaskoczonego Davida. Na początku nie wiedziałam, dlaczego tak mi się przygląda, ale spojrzałam w dół i już widziałam. Właśnie stałam przed obrońcą Chelsea w samym staniku.
- Poczekaj chwilę - speszyłam się i trzasnęłam drzwiami. Usłyszałam tylko jęk, najwidoczniej musiałam mu nimi przywalić.
- Viv, ty chcesz mnie zabić ? - spytał, gdy w końcu wszedł do mieszkania.
- Jezu, przepraszam. Na prawdę nie chciałam. Potrzebujesz zimnego okładu czy coś ? - spytałam przyglądając się jego twarzy
- Może z młodych piersi ? - zaśmiał się i zrobił unik przed moim ciosem. 
- Chyba jeszcze za słabo przywaliłam Ci tymi drzwiami. 
- Co ty tutaj robisz ? - dodałam
- Przyjechałem cie porwać i wykorzystać na jakimś pustkowiu. - wyszczerzył się. - A tak serio, to Katie mnie o to poprosiła, a ja nie odmawiam ładnym dziewczynom.
- Kate ? Nie mogła sama po mnie przyjechać ? Albo chociaż zadzwonić ? - zmarszczyłam nosek nie rozumiejąc całej sytuacji.
- Nasza kochana blondyna jest trochę zajęta, poza tym, nie ma samochodu. To jak będzie? Nie bój się, nie zjem cię.
- Jesteś pewny ? Bo przed chwilą tak wyglądałeś - zaśmiałam się - Co mam ze sobą wziąć ?
- Siebie najlepiej. - pokazał mi język. - No i gitarę.
- Gitarę ? Co żeście wymyślili ? - obrońca mówił jak potłuczony. W ogóle go nie rozumiałam. Na cholerę mi gitara ?
- Ty to wszystko byś chciała wiedzieć. - westchnął i pokręciła głową. - Ruszaj się, a nie tyle gadasz. Kate mnie udusi jak się spóźnimy.
- A mogę się chociaż przebrać ? - spojrzałam na niego oczkami jak kot ze Shreka i zaczęłam skomleć. Wiedziałam, że będę wyglądać głupio, ale o to chodziło.
- No dobra, ale szybko, bo chce jeszcze żyć. - oparł się o framugę drzwi i westchnął patrząc na zegarek.
- Dziękuję - ucałowałam go w policzek i szybko pobiegłam się przebrać, lecz do końca nie wiedziałam co mam na siebie założyć. Stałam przed szafą jakieś 15 minut i słyszałam tylko jak Loczek tupie nerwowo nogą. 
- Gotowa - powiedziałam stając przed nim w miarę eleganckich ciuchach. - Może być ? - zrobiłam pełen obrót, by lepiej mu się zaprezentować i czekałam na jego opinię.
- Jest idealnie. - pokazał mi wyciągnięty do góry kciuk. - A teraz ruchy, bo już czuje gilotynę nad głową.
- No dobra dobra, już idę. Jeszcze tylko buty - uśmiechnęłam się, ale piłkarz złapał mnie za rękę i już ciągnął do wyjścia. Zdążyłam złapać pierwszą lepszą parę obcasów, które założyłam czekając na windę.

***

Niecałe 15 a może 20 minut później byliśmy już pod stadionem, który wyglądał inaczej niż za pierwszym razem. Było już bardzo głośno i kolorowo. Pierwszą moją myślą było to, że zabrał mnie na mecz. Tylko dlaczego ? Piłka nożna nigdy nie była moją pasją. Dobra, może od czasu do czasu oglądałam jak gra jej ex-boyfriend, ale on nie grał w nogę tylko football amerykański. Zresztą oglądałam, bo Kate chowała wtedy pilota i nie mogłam nic z tym zrobić.
Spojrzałam krzywo na Luiza, ale ten nic nie mówiąc pociągnął mnie za sobą. Myślałam, że wejdziemy głównym wejściem, ale on wziął mnie w całkowicie inną stronę. Jak się później okazało, wchodziliśmy tylnym wejściem, za którym czekała zniecierpliwiona blondynka.
- W końcu jesteście ! Luiz utłukę Cię ! Mieliście być 10 minut temu ! - denerwowała się. Myślałam, że zaraz go spoliczkuje, ale w tym samym momencie pociągnęła mnie za rękę i poprowadziła w nieznane. 
- O jedną rzecz go prosiłam,a on nawet tego nie umie zrobić.. - mówiła pod nosem, podenerwowana.
- Co ty taka zdenerwowana ? - zapytałam, prawie za nią biegnąc. 
- Bo boje się, że coś nie wyjdzie albo o czymś zapomniałam.
- To znaczy ? Co tu się dzieje ? 
- Zaraz zobaczysz. - uśmiechnęła się tajemniczo i otwarła jakieś drzwi. Przede mną ukazała się ogromna scena, a na niej instrumenty. Na środku stali Juan, Eden i Terry. Ten pierwszy próbował się uśmiechnąć, ale coś mu nie wychodziło.
Podeszłyśmy razem do chłopaków. Nie wiedziałam co mam robić i o co tu chodzi. Chociaż ... Cholera ! Oni chcieli, żebym śpiewała ! Rozejrzałam się po scenie i znalazłam wszystkie instrumenty, które wymieniłam Torresowi. A właśnie, Torres. Gdzie on jest ? Miałam nadzieję, że też go tutaj zobaczę.
- Gdzie Dzieciak ? - szepnęłam do przyjaciółki.
- Nie mam pojęcia, gdzieś się tu kręci. Zaraz wracam. - to mówiąc ucałowała mnie w policzek i zniknęła za kulisami.
Stanęłam na środku sceny i rozglądałam się po widowni, gdzie było pełno ludzi. Czy to mi się śniło ? Prawie niedostrzegalnie uszczypnęłam się w rękę, ale nic się nie zmieniło. Nadal stałam w tym samym miejscu, a obok mnie byli piłkarze Chelsea, którzy cały czas coś mówili. Niestety mi to wpadało jednym uchem a drugim wypadało. Skupiłam się tylko na jednym. Chciałam znaleźć Torresa. 
Nagle dostrzegłam go w tłumie gapiów. Stał obok jakiejś dziewczyny. Miałam nadzieję, że to tylko jakaś nieznajoma mu kobieta, ale w tym samym momencie złapała go za rękę i pocałowała namiętnie w usta. Odwróciłam twarz, bo po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Jedna po drugiej. Nie mogłam tak pokazać się ludziom, więc szybko zbiegłam ze sceny i znalazłam przyjaciółkę. Wtuliłam się w nią i nie chciałam by o cokolwiek pytała.
- Nigdzie nie wychodzę. Nie będę śpiewać ! - powiedziałam i uciekłam do toalety.


***

Kate:


Cały tydzień minął mi na przygotowaniach do koncertu Viv, pracy i spotkaniach z detektywem. Jest coraz bliżej zlokalizowania mojego biologicznego ojca. Nie wiem czy mam się cieszyć czy płakać. Do tego wszystkiego Juan prawie ze mną nie rozmawia. Ostatni raz widzieliśmy się, kiedy dowiedział się o zmianie harmonogramu treningów. Unikał mnie i wszystkich naokoło, a mi sprawiało to ból. Dzisiaj dzień występu Vivien i wszystko musi być dopięte na ostatni guzik. Bono i reszta zespołu siedzą już w swojej prowizorycznej garderobie, muzycy się rozgrzewają, a widownia się zbiera. Cieszę się, że tak dużo osób się zjawiło. W końcu to dobrze dla mojej przyjaciółki. No i pieniądze z biletów trafią na szczytny cel, więc chyba warto, prawda? W pewnym momencie miałam już dość i usiadłam przy pianinie. Do oczu napłynęły mi łzy bezsilności. Staram się być opanowana i tryskająca entuzjazmem i optymizmem, ale jest coraz ciężej. W dodatku mój chłopak wcale mi nie pomagał. Stał na scenie z Edenem i Johnem z miną cierpiętnika. Wyglądał też na zirytowanego. Hazard widząc mnie, odłączył się od chłopaków i podszedł do mnie.
- Jak się masz? Bo widzę, że nie najlepiej. - nie odpowiedziałam, a po moim policzku popłynęła pojedyncza łza. Przytulił mnie, a ja starałam się całkiem nie rozpłakać.
- Bywało lepiej. Mam ostatnio kiepski okres..
- A nasz Mata raczej ci tego nie ułatwia. Jedno twoje słowo i pójdę dać mu w twarz. - zaśmiałam się, ocierając policzek.
- Nie trzeba. Może w końcu będzie chciał ze mną porozmawiać. Wybacz, ale muszę iść pogadać z naszymi gwiazdami. - to mówiąc odsunęłam się od piłkarza i ucałowałam go w policzek. - Dziękuje za troskę.
- Zawsze do usług. - uśmiechnął się, a ja ruszyłam do pokoju, w którym znalazłam Bono i chłopaków z zespołu.
- Jeszcze raz, bardzo panom dziękuje, że zgodzili się panowie wystąpić. Moja przyjaciółka jest waszą wielką fanką, ja z resztą też. - wokalista uśmiechnął się i wstając podał mi rękę.
- To nam jest bardzo miło, że to akurat nas zaprosiłaś. No i to w końcu szczytny cel. Jeszcze jedno, nie mów do nas per pan, bo czujemy się jak dziadki. - zaśmiałam się razem z nimi.
- Nie ma sprawy. Potrzebujecie czegoś jeszcze?
- Nie, dziękujemy. Mam nadzieje, że wkrótce poznamy tą utalentowaną, amerykańską dziewczynę.
- Powinna być lada chwila. Przepraszam was, ale muszę sprawdzić czy już jest. Do później. - pomachałam im i wróciłam na scenę. Davida i Viv nadal nie było, a Eden i Terry postanowili pomęczyć publiczność swoimi piłkarskimi żartami.Gdzie oni są? Nareszcie się zjawili. Myślałam, że skrzywdzę Luiza. Miał się nie spóźnić. Zaprowadziłam przyjaciółkę na scenę, a potem zostawiłam ją z piłkarzami i poszłam przygotować dla niej garderobę. Wracając, zobaczyłam jak blondynka podbiega do mnie, mocno mnie przytula, a potem biegiem wpada do przygotowanego wcześniej pokoju, po czym zamyka z trzaskiem drzwi. Płakała. Co się stało do cholery? Czy ja nie mogę zniknąć na pięć minut?

***Juan***

Stojąc na tej scenie i widząc stadion, na którym ostatnio nie bywam, bo nie mogę grać, czuję się okropnie. Mam ochotę komuś przywalić. Najchętniej "kochanemu" trenerowi. Na szczęście nie pojawił się na koncercie. Spoglądając za kulisy zobaczyłem zbliżającą się Kate. Spojrzała w naszą stronę, a oczy jej się zaszkliły. Przystanęła, a po chwili dołączył do niej Hazard. Przytulił ją i zaczął z nią rozmawiać. To ja powinienem to zrobić. To przeze mnie tak cierpi, a ja zachowuje się jakby mnie to nie ruszało. Cholera! Rusza i to bardzo, bo nie chce jej ranić. W dodatku Dzieciak gdzieś zniknął. Tego to już w ogóle ciężko zrozumieć. Ma Ollayę, a ciągnie go do Vivien. Eden wrócił, a moja blondynka gdzieś zniknęła. 
- Stary, co ty wyprawiasz? - zapytał, patrząc na mnie z irytacją.
- O co ci chodzi? - odpowiedziałem wkurzony.
- O Kate. Dlaczego ją tak olewasz? Co ci takiego zrobiła? To nie jej wina, że Mou nie chce cie w drużynie. Nie wyżywaj się na niej.
- Nie wyżywam!
- Właśnie widzę. - mruknął. - Jak tak dalej pójdzie to ona odpuści. Zastanów się nad tym. - to mówiąc wdał się w dyskusje z naszym kapitanem i już się do mnie nie odzywał. Zauważyłem, że pojawiła się Viv. Podeszła, przywitała się, a po chwili rozpłakała i uciekła. A tej co? Muszę znaleźć Kate i z nią porozmawiać. Nie mogę jej stracić.