Jadąc samochodem wiedziałam, że nie chcę wracać do pustego mieszkania. Potrzebowałam.. No właśnie, kogo? Czy Juan był tym kogo teraz chciałam mieć przy sobie?
- Juan.. - chłopak spojrzał na mnie zachęcając mnie do dalszego mówienia. - Nie chce wracać do mieszkania.
- Domyśliłem się, dlatego zabieram cie do siebie. - wrócił wzrokiem na drogę przed sobą i zapadła cisza. Spojrzałam na niego i westchnęłam. Czułam tą burzę hormonów i pożądania jaka kłębiła się w aucie. Czy on też ją czuł? Miałam ochotę poczuć smak jego ust. Wyciągnęłam dłoń i chciałam dotknąć jego uda, ale powstrzymałam się. Co ja wyprawiam? Jestem pijana, muszę się ogarnąć. Kogo ja oszukuje, dobrze wiem, że na trzeźwo też się tak czuje w jego obecności. Nie potrafię tego powstrzymać. Szczerze, to nawet nie chce tego robić. Dawno nie czułam takiej adrenaliny, takiej żądzy. Ostatnio take emocje dawały mi narkotyki.
***
Wyszłam z pod prysznica i owinęłam się puchatym ręcznikiem, po czym otworzyłam drzwi do sypialni piłkarza. Właśnie nakładał koszulkę i mogłam choć przez chwilę zobaczyć jego umięśnione plecy. Przeszły mnie ciarki na samą myśl, że mogłabym podejść i ich dotknąć. Odwrócił się i zauważył, że go obserwuje. We włosach miał kropelki wody. W tym samym czasie braliśmy prysznic, tylko szkoda, że w dwóch różnych łazienkach. Boże, o czym ja myślę.
- Masz zamiar spać w tym ręczniku? - zapytał ze śmiechem, lustrując mnie wzrokiem. Poczułam jak mokre włosy przyklejają mi się do pleców.
- Nie. Miałam zamiar spać nago. - roześmiałam się widząc jego minę. Rozdziawił usta i zrobił oczy Ozila. Podeszłam do niego i podniosłam jego brodę zamykając tym jego usta. - Nie otwieraj tak ust, bo nalecą ci do nich muchy. Pożyczysz mi jakąś koszulkę? - dzięki prysznicowi udało mi się wytrzeźwieć. W miarę. Nadal szumiało mi w głowie, ale teraz chociaż wiedziałam co robię.
- A mogę wybrać pierwszą wersję? Tą bez ręcznika? - szturchnęłam go w ramię i oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Pokręciłam głową, a ten zrobił minę zbitego psiaka i wyjął z komody swój T-shirt. Odwrócił się czekając, aż go ubiorę. Zsunęłam ręcznik i włożyłam koszulkę przesiąknięta jego zapachem. Wdychałam go przymykając oczy. Poczułam oddech na policzku i ręce na plecach.
- Bardzo seksownie w niej wyglądasz. - wymruczał tuż przy moim uchu i delikatnie je pocałował. Zadrżałam. Każda cząsteczka mojego ciała krzyczała jak bardzo pragnie jego dotyku. Otworzyłam oczy i spojrzałam na niego. Objęłam go za szyję i zbliżyłam swoją twarz do jego. Pochylił się i nasze usta dzieliły milimetry. Wpatrywaliśmy się w swoje oczy. Nie wiem ile tak staliśmy, ale w końcu Juan musnął moje usta. Pocałowałam go, a on odwzajemnił gest i mocniej przytulił mnie do siebie. Odsunęłam się od niego i chciałam zdjąć koszulkę, ale on złapał mnie za dłoń. - Przyda nam się trochę snu. Ja pójdę do pokoju obok, dobranoc. - to mówiąc musnął ustami moje czoło i wyszedł. Emocje opadły, a ja poczułam napływające do oczu łzy. Co się ze mną dzieje? Uczucie odrzucenia dawało o sobie znać. Położyłam się do łóżka i przykryłam kołdrą, aż po czubek głowy. Po chwili zaczęłam płakać wtulając twarz w poduszkę, zwinięta w kłębek. Wszystkie emocje, które się we mnie kumulowały potrzebowały ujścia. Nie wiem kiedy, zmęczona płaczem, zasnęłam.
- Ale znowu do tego wrócisz. Kate musimy sobie obiecać, że nigdy więcej. Uwierz mi, żałuję tego wszystkiego. Chyba, że znowu chcesz jakiegoś księcia na białym rumaku, który Ci pomoże sobie z tym poradzić ? - ten żart chyba trochę mi nie wyszedł, bo Kate lekko się skrzywiła.
***
Minęły dwa dni od imprezy i nocy w domu piłkarza. Następnego dnia jak najszybciej wyszłam i wróciłam do mieszkania. Byłam w pracy, na zakupach, biegałam i oglądałam samochody. Unikałam Maty i szpitala, w którym leżała Vivien. Kolejne dwie noce spędziłam na dzikich imprezach w tym samym klubie co ostatnio. Tym razem nie sama, a z Jackiem. Właśnie stoję na balkonie hotelowym i palę jointa. Jakie to przyjemne uczucie. Brakowało mi tego. Na tego jednego barman się zgodził i to na pół z nim. Odwróciłam się i uśmiechnęłam do chłopaka. Leżał nagi na wielkim łóżku i szczerzył się do mnie. Sama byłam ubrana tylko w jego koszulkę. To była tylko jedna noc, oboje tak uznaliśmy. Spojrzałam na zegarek i skrzywiłam się. Czas zbierać się do pracy. Jack wszedł na balkon i obejmując mnie w tali zabrał mi skręta z ręki.
- Koniec tego dobrego. - wymruczał i zaciągnął się narkotykiem, a potem pocałował mnie w kark. - Musisz iść do pracy?
- Muszę. Puść mnie, bo muszę zahaczyć o mieszkanie i się przebrać.
- Zaraz. Jeszcze musi być runda pożegnalna. - zaśmiałam się i pokręciłam głową. Wrzucił resztki jointa do popielniczki i biorąc mnie na ręce podszedł do łóżka. Namiętnie mnie pocałował i położył na pościeli. Poranny seks to podobno sposób na udany dzień. Odwzajemniłam pocałunek.
***
Ubrana na szybko, z rozpuszczonymi włosami, wpadłam do swojego biura i padłam na krzesło. Owszem, mam kondycje, ale mimo to musiałam odetchnąć. Usłyszałam pukanie do drzwi, a po chwili do środka wszedł Luiz.
- Jeśli jesteś na masaż to przyjdź trochę później, ok? - ten jednak podszedł do mnie i usiadł na brzegu biurka.
- Powinnaś z nim pogadać. On cierpi, a przez to także i drużyna. Jak tak dalej pójdzie to trener nie będzie chciał go wystawić w najbliższym meczu. - dobrze wiedziałam o kim mówił loczek. Na wspomnienie pocałunku z Juanem i tego jak mnie zostawił do oczu napłynęły mi łzy.
- Wiem co powinnam, a czego nie David. Nie chce mieć z nim nic wspólnego. Poza tym, on chyba ze mną też nie. Proszę cie, idź już. Musze skończyć papierkową robotę.
- A co potem?
- Wracam do domu.
- A ja myślę, że pójdziesz do baru się upić. Mam racje? Kate, nie rób tego. To zła droga, zły kierunek. - wstałam i chciałam minąć chłopaka, ale ten przytulił mnie do siebie. Czując bliskość jego ciepłego ciała rozpłakałam się na dobre wtulając w niego. Brazylijczyk zaczął gładzić mnie po plecach, ale nic nie mówił. Po chwili usłyszałam otwieranie się drzwi. Odwróciliśmy się i ujrzeliśmy w drzwiach wściekłą Cindy.
- Wiedziałam, że zdradzasz mnie z tą wywłoką! Spędzasz z nią więcej czasu niż ze mną i do tego w czasie treningów?! Mam cie dość! - do mówiąc, a raczej wykrzykując, wybiegła. Odsunęłam się od piłkarza i pakując papiery do teczki, wzięłam swoją torebkę.
- Przepraszam, nie chciałam, żeby tak wyszło. - powiedziałam spoglądając na niego przepraszająco.
- To nie twoja wina. Przejdzie jej. - to mówiąc musnął ustami mój policzek. - Wracam na boisko, a ty idź do domu. I przemyśl sobie wszystko. - posłuchałam go i pół godziny później siedziałam pod kocem, na kanapie i oglądałam ulubione seriale.
---------------------------------------------------------------------------------
Viv:
Nadszedł czas wyjścia ze szpitala. Spędziłam w nim jeszcze niecałe dwa dni. Kate niestety ani razu nie przyszła mnie odwiedzić. I wcale jej się nie dziwię. Sama bym siebie nie odwiedziła, po tym co powiedziałam. Cały czas siedział przy mnie Torres. Byłam zdziwiona jego zachowaniem i nie wiedziałam, dlaczego to robi. Może Kate mu kazała ? No przecież, wcześniej już prosiła ich, żeby mnie przypilnowali i niezbyt im się to udało. Fer był bardzo opiekuńczy. Nie pozwolił mi ani na minutę smutku. Gdy tylko uśmiech znikał z mojej twarzy, on sprawiał natychmiastowy jego powrót.
Pomógł mi wsiąść do samochodu, po czym sam zasiadł za kierownicą. Torba z moimi szpitalnymi ciuchami wylądowała na tylnych siedzeniach i już byliśmy gotowi do drogi. Spodziewałam się, że pojedziemy od razu do mojego, tzn mojego i Kate mieszkania, ale wylądowaliśmy w przytulnej i kameralnej restauracji.
- Co my tu robimy ? - spojrzałam na niego zdziwiona, gdy ten parkował.
- Jak to co ? - uśmiechnął się uroczo - Mogę się założyć, że szpitalne jedzenie nie jest spełnieniem niczyich marzeń, więc postanowiłem, że zjemy tutaj.
- Ale .. ja nie mam żadnych pieniędzy przy sobie.
- Czy chociaż raz mogłabyś się nie wtrącać ? - zerknął na mnie urażony. Nic już więcej nie powiedziałam, tylko pozwoliłam się przepuścić w drzwiach.
Nie zdążyliśmy nawet zamówić, gdy rozdzwonił się telefon mojego towarzysza. O ile mogłam go tak nazwać. Niemal zostałam przez niego uprowadzona ze szpitala. Przecież mogłam spokojnie wrócić sama. Chociaż .. Nie miałam jak.
- Tak kochanie ? - odebrał. Do kogo on mógł się tak zwracać ? Czyżby miał jakąś dziewczynę albo narzeczoną ? Musiałabym dopytać Kate.. Mogłabym, gdybym miała z nią jakikolwiek kontakt.- Wiesz co, niedługo wrócę. Muszę jeszcze załatwić kilka spraw i do Ciebie wracam. Przecież Ci wszystko opowiadałem, nie masz powodów by być zazdrosna ...... Ucałuj dzieci. Niedługo będę w domu. Pa. -
Dzieci ? Jakie dzieci ? On ma dzieci ?! Chyba na prawdę powinnam go wygooglować zanim go polubiłam. No cóż, jak widać Londyn mi nie sprzyja w dobieraniu sobie facetów. Najpierw Richard a teraz żonaty i dzieciaty, po prostu cudownie !
- Przepraszam, ale chciałabym już wrócić do domu - wstałam, biorąc torebkę z krzesła - Poczekam na zewnątrz.
Niemal że wybiegłam z tej restauracji. Na szczęście przed wejściem zauważyłam jakąś palącą kobietę.
- Przepraszam, ma Pani może papierosa ? - uśmiechnęłam się sztucznie.
- Oczywiście - sięgnęła do torebki i wyciągnęła całą paczkę. Podczas częstowania mnie, bardzo uważnie mi się przyglądała - Ja Panią już gdzieś wcześniej widziałam...
- Co ma Pani na myśli ? - przeszły mnie ciarki po plecach. Jej ton głosu nie wiedząc dlaczego mnie zaniepokoił.
- Już wiem ! To Pani grała i śpiewała w tym klubie muzycznym, w którym szefem jest Richard. Ma Pani na prawdę niesamowity głos. Dlaczego przestała Pani tam występować ?
W tym samym momencie poczułam, jak ktoś kładzie mi rękę na talii. Spięłam wszystkie mięśnie przerażona, ale chwilę później rozluźniłam się słysząc jego kojący głos.
- Czy coś się stało ? - dziękowałam Torresowi, że wyratował mnie z tej niekomfortowej sytuacji.
- Nie oczywiście, że nie. Jedźmy już. Dziękuję za papierosa - wsiadłam jak najszybciej do samochodu i zamknęłam je od środka.
- Na pewno wszystko w porządku ? Nie wyglądasz za dobrze ... - spytał odpalając silnik i powoli cofając.
- Po prostu jedźmy już. Proszę - złapałam go za dłoń, którą trzymał na drążku zmiany biegów i delikatnie ją ścisnęłam, lecz chwilę później puściłam w zadziwiająco szybkim tempie. Musiałam się opanować. On ma żonę i dzieci !
- Jeśli jesteś na masaż to przyjdź trochę później, ok? - ten jednak podszedł do mnie i usiadł na brzegu biurka.
- Powinnaś z nim pogadać. On cierpi, a przez to także i drużyna. Jak tak dalej pójdzie to trener nie będzie chciał go wystawić w najbliższym meczu. - dobrze wiedziałam o kim mówił loczek. Na wspomnienie pocałunku z Juanem i tego jak mnie zostawił do oczu napłynęły mi łzy.
- Wiem co powinnam, a czego nie David. Nie chce mieć z nim nic wspólnego. Poza tym, on chyba ze mną też nie. Proszę cie, idź już. Musze skończyć papierkową robotę.
- A co potem?
- Wracam do domu.
- A ja myślę, że pójdziesz do baru się upić. Mam racje? Kate, nie rób tego. To zła droga, zły kierunek. - wstałam i chciałam minąć chłopaka, ale ten przytulił mnie do siebie. Czując bliskość jego ciepłego ciała rozpłakałam się na dobre wtulając w niego. Brazylijczyk zaczął gładzić mnie po plecach, ale nic nie mówił. Po chwili usłyszałam otwieranie się drzwi. Odwróciliśmy się i ujrzeliśmy w drzwiach wściekłą Cindy.
- Wiedziałam, że zdradzasz mnie z tą wywłoką! Spędzasz z nią więcej czasu niż ze mną i do tego w czasie treningów?! Mam cie dość! - do mówiąc, a raczej wykrzykując, wybiegła. Odsunęłam się od piłkarza i pakując papiery do teczki, wzięłam swoją torebkę.
- Przepraszam, nie chciałam, żeby tak wyszło. - powiedziałam spoglądając na niego przepraszająco.
- To nie twoja wina. Przejdzie jej. - to mówiąc musnął ustami mój policzek. - Wracam na boisko, a ty idź do domu. I przemyśl sobie wszystko. - posłuchałam go i pół godziny później siedziałam pod kocem, na kanapie i oglądałam ulubione seriale.
---------------------------------------------------------------------------------
Viv:
Nadszedł czas wyjścia ze szpitala. Spędziłam w nim jeszcze niecałe dwa dni. Kate niestety ani razu nie przyszła mnie odwiedzić. I wcale jej się nie dziwię. Sama bym siebie nie odwiedziła, po tym co powiedziałam. Cały czas siedział przy mnie Torres. Byłam zdziwiona jego zachowaniem i nie wiedziałam, dlaczego to robi. Może Kate mu kazała ? No przecież, wcześniej już prosiła ich, żeby mnie przypilnowali i niezbyt im się to udało. Fer był bardzo opiekuńczy. Nie pozwolił mi ani na minutę smutku. Gdy tylko uśmiech znikał z mojej twarzy, on sprawiał natychmiastowy jego powrót.
Pomógł mi wsiąść do samochodu, po czym sam zasiadł za kierownicą. Torba z moimi szpitalnymi ciuchami wylądowała na tylnych siedzeniach i już byliśmy gotowi do drogi. Spodziewałam się, że pojedziemy od razu do mojego, tzn mojego i Kate mieszkania, ale wylądowaliśmy w przytulnej i kameralnej restauracji.
- Co my tu robimy ? - spojrzałam na niego zdziwiona, gdy ten parkował.
- Jak to co ? - uśmiechnął się uroczo - Mogę się założyć, że szpitalne jedzenie nie jest spełnieniem niczyich marzeń, więc postanowiłem, że zjemy tutaj.
- Ale .. ja nie mam żadnych pieniędzy przy sobie.
- Czy chociaż raz mogłabyś się nie wtrącać ? - zerknął na mnie urażony. Nic już więcej nie powiedziałam, tylko pozwoliłam się przepuścić w drzwiach.
Nie zdążyliśmy nawet zamówić, gdy rozdzwonił się telefon mojego towarzysza. O ile mogłam go tak nazwać. Niemal zostałam przez niego uprowadzona ze szpitala. Przecież mogłam spokojnie wrócić sama. Chociaż .. Nie miałam jak.
- Tak kochanie ? - odebrał. Do kogo on mógł się tak zwracać ? Czyżby miał jakąś dziewczynę albo narzeczoną ? Musiałabym dopytać Kate.. Mogłabym, gdybym miała z nią jakikolwiek kontakt.- Wiesz co, niedługo wrócę. Muszę jeszcze załatwić kilka spraw i do Ciebie wracam. Przecież Ci wszystko opowiadałem, nie masz powodów by być zazdrosna ...... Ucałuj dzieci. Niedługo będę w domu. Pa. -
Dzieci ? Jakie dzieci ? On ma dzieci ?! Chyba na prawdę powinnam go wygooglować zanim go polubiłam. No cóż, jak widać Londyn mi nie sprzyja w dobieraniu sobie facetów. Najpierw Richard a teraz żonaty i dzieciaty, po prostu cudownie !
- Przepraszam, ale chciałabym już wrócić do domu - wstałam, biorąc torebkę z krzesła - Poczekam na zewnątrz.
Niemal że wybiegłam z tej restauracji. Na szczęście przed wejściem zauważyłam jakąś palącą kobietę.
- Przepraszam, ma Pani może papierosa ? - uśmiechnęłam się sztucznie.
- Oczywiście - sięgnęła do torebki i wyciągnęła całą paczkę. Podczas częstowania mnie, bardzo uważnie mi się przyglądała - Ja Panią już gdzieś wcześniej widziałam...
- Co ma Pani na myśli ? - przeszły mnie ciarki po plecach. Jej ton głosu nie wiedząc dlaczego mnie zaniepokoił.
- Już wiem ! To Pani grała i śpiewała w tym klubie muzycznym, w którym szefem jest Richard. Ma Pani na prawdę niesamowity głos. Dlaczego przestała Pani tam występować ?
W tym samym momencie poczułam, jak ktoś kładzie mi rękę na talii. Spięłam wszystkie mięśnie przerażona, ale chwilę później rozluźniłam się słysząc jego kojący głos.
- Czy coś się stało ? - dziękowałam Torresowi, że wyratował mnie z tej niekomfortowej sytuacji.
- Nie oczywiście, że nie. Jedźmy już. Dziękuję za papierosa - wsiadłam jak najszybciej do samochodu i zamknęłam je od środka.
- Na pewno wszystko w porządku ? Nie wyglądasz za dobrze ... - spytał odpalając silnik i powoli cofając.
- Po prostu jedźmy już. Proszę - złapałam go za dłoń, którą trzymał na drążku zmiany biegów i delikatnie ją ścisnęłam, lecz chwilę później puściłam w zadziwiająco szybkim tempie. Musiałam się opanować. On ma żonę i dzieci !
***
Stanęłam przed blokiem i nie wiedziałam co mam robić oraz czego się spodziewać. Miałam skrytą nadzieję, że Kate będzie w mieszkaniu. Tylko jak zareaguje na mój widok ? Modliłam się, żeby rzuciła mi się w ramiona i po prostu przy mnie była. Lecz spodziewałam się, że to nie możliwe. Nie po tym co jej powiedziałam.
- Nie bój się. Jesteście przyjaciółkami, ona na pewno wybaczy Ci prędzej czy później - objął mnie ramieniem, a ja poczułam miłe mrowienie przechodzące przez całe ciało. Szybko otrząsnęłam się z tego uczucia.
- A co jeśli nie ? Nie mam gdzie się podziać.
- Poczekam tu na Ciebie. Jeśli coś pójdzie nie tak, to coś poradzimy. Nie martw się - ucałował mój policzek i delikatnie popchnął mnie naprzód. Zrobiłam kilka niepewnych kroków i przed klatką odszukałam w torebce klucze od domofonu. To był czas by wypić piwo, które sama naważyłam.
Wjechałam windą na nasze piętro i otworzyłam drzwi. Rozejrzałam się po przedpokoju i zobaczyłam wiszącą na wieszaku kurtkę Kate. Czyli była już w mieszkaniu. Jak powinnam się zachować ? Uciec od razu do siebie czy może rozpocząć rozmowę, przeprosić ją ? Rozebrałam się i weszłam dalej. Na kanapie w salonie siedziała odwrócona do mnie tyłem Kate. To ten czas. Nie ważne co się stanie, muszę jakoś pogodzić się z przyjaciółką. To jest mój cel numer jeden na dzień dzisiejszy.
- Hej - zaczęłam niepewnie, bojąc się cokolwiek innego powiedzieć. Pierwszy raz mi się to zdarzyło.
- Hej - odpowiedziała nie zmieniając pozycji. Miałam nadzieję, że to ona zacznie naszą rozmowę, ale nic z tego. Wzięłam głębszy wdech i podeszłam bliżej niej. Dopiero wtedy zobaczyłam jej podkrążone i czerwone oczy od płaczu.
Wjechałam windą na nasze piętro i otworzyłam drzwi. Rozejrzałam się po przedpokoju i zobaczyłam wiszącą na wieszaku kurtkę Kate. Czyli była już w mieszkaniu. Jak powinnam się zachować ? Uciec od razu do siebie czy może rozpocząć rozmowę, przeprosić ją ? Rozebrałam się i weszłam dalej. Na kanapie w salonie siedziała odwrócona do mnie tyłem Kate. To ten czas. Nie ważne co się stanie, muszę jakoś pogodzić się z przyjaciółką. To jest mój cel numer jeden na dzień dzisiejszy.
- Hej - zaczęłam niepewnie, bojąc się cokolwiek innego powiedzieć. Pierwszy raz mi się to zdarzyło.
- Hej - odpowiedziała nie zmieniając pozycji. Miałam nadzieję, że to ona zacznie naszą rozmowę, ale nic z tego. Wzięłam głębszy wdech i podeszłam bliżej niej. Dopiero wtedy zobaczyłam jej podkrążone i czerwone oczy od płaczu.
- Coś się stało ? - pozwoliłam sobie usiąść blisko niej, ale bałam się ją objąć.
- Zaczynając od tego, że moja własna przyjaciółka ma mnie za narkomankę, to nic takiego. A no i wszystko mi się sypie, ale to chyba widać.
- Kate, nie chce się kłócić. Powinnam Cię przeprosić za swoje zachowanie. Nie byłam sobą, poza tym zachowywałaś się jak moja matka. Dobrze wiesz, że to nigdy nie przejdzie - zawahałam się, wiedziałam, że znowu za dużo mówię i mogę ją tym urazić - Wiem, popełniłam błąd, ale nie dawałam sobie rady. On był jedyną osobą, która wtedy przy mnie była. Ty wyjechałaś i nie chciałam Cię zadręczać moimi problemami. Ja ... ja go kochałam... - spuściłam głowę i próbując powstrzymać łzy wbiłam sobie paznokcie w udo.
- Jak mogłaś pomyśleć, że będziesz mnie zadręczać swoimi problemami? Jesteśmy przyjaciółkami! Twoje problemy są moimi.. Wiem, nie powinnam prawić ci kazań, ale wystraszyłam się. Wtedy, kiedy leżałaś nieprzytomna, a ten dupek się do ciebie dobierał.. Ten sam scenariusz co u mnie. Nie powinnam była wyjeżdżać.. - do oczu napłynęły jej łzy. - Wszystko się spiepszyło. Nie tak miało być.
Przytuliłam ją z całej siły i przez dłuższą chwilę nie mówiłam nic. Gdy spojrzałam jej w ponownie w oczy zauważyłam coś niepokojącego. Przymknęłam powieki i spojrzałam jeszcze raz. Nie myliło mi się. Jej źrenice były powiększone.
- Kate... Proszę Cię, powiedź mi że nie brałaś znowu żadnego świństwa.
- Wypaliłam tylko pół jointa. Od tego sie nie umiera.- Ale znowu do tego wrócisz. Kate musimy sobie obiecać, że nigdy więcej. Uwierz mi, żałuję tego wszystkiego. Chyba, że znowu chcesz jakiegoś księcia na białym rumaku, który Ci pomoże sobie z tym poradzić ? - ten żart chyba trochę mi nie wyszedł, bo Kate lekko się skrzywiła.
- Nie wiem czy potrafię obiecać. - prychnęła. - Mam dość książąt na białych rumakach. Potrafią tylko ranić i rozrywać serce doprowadzając do łez. - Chyba przerzucam się na złych chłopców z dostępem do wszelkich używek.
- No chyba sobie żartujesz ... - oderwałam się od niej i rzuciłam jej wymowne spojrzenie - Widzę, że już zadecydowałaś. Całą rozmowę przerwał dźwięk dzwoniącego telefonu. Na wyświetlaczu zobaczyłam numer Torresa. Przypomniałam sobie, że jeszcze w szpitalu wymieniliśmy się numerami, gdybym czegoś potrzebowała. Odebrałam i to co usłyszałam przyśpieszyło moje tętno. Zaczęłam panikować, co przyjaciółka od razu zauważyła.- Kto dzwonił?
- Fernando dzwonił. Richard .... - głośny huk spowodował, że aż głos ugrzęzł mi w gardle. Nie mogłam dokończyć zdania.
- No chyba sobie żartujesz ... - oderwałam się od niej i rzuciłam jej wymowne spojrzenie - Widzę, że już zadecydowałaś. Całą rozmowę przerwał dźwięk dzwoniącego telefonu. Na wyświetlaczu zobaczyłam numer Torresa. Przypomniałam sobie, że jeszcze w szpitalu wymieniliśmy się numerami, gdybym czegoś potrzebowała. Odebrałam i to co usłyszałam przyśpieszyło moje tętno. Zaczęłam panikować, co przyjaciółka od razu zauważyła.- Kto dzwonił?
- Fernando dzwonił. Richard .... - głośny huk spowodował, że aż głos ugrzęzł mi w gardle. Nie mogłam dokończyć zdania.
Ciekawa jestem co z Richardem ... Zaciekawiłyście mnie. Czekam na następny. Piszcie szybko kochane :*
OdpowiedzUsuńHm ciekawy jak każdy. Nie wiem co wam się dziś stało i wszystkie napisały nowe rozdziały. I Ci panowie na gifach mm. Piszcie szybko ;-*
OdpowiedzUsuńZaraz pewnie wpadnie tam ten cały Ric, a za nim rycerz w lśniącej zbroi sir Torres (no chyba, że jakoś sprowadzi przykładowo takiego Juana, to będzie ich dwóch :D).
OdpowiedzUsuńObie dziewczyny przez trochę przeszły, więc powinny sobie wybaczyć i pomagać.
Czeka na kolejny rozdział!
Czo czo czo czo? Jak tak można skończyć w takim momencie?! No weźcie :C
OdpowiedzUsuńAle Torres będzie bohater, nie? Ja wiem, że mam rację ^^
Cudowny rozdział, cieszę się, że dziewczyny się dogadały :3
Czekam na następny rozdział! :3