wtorek, 24 czerwca 2014

17. With or without you.

Viv :

Zamknęłam się w łazience i nie miałam zamiaru nigdzie wychodzić. Makijaż mi się rozmazał, więc tym bardziej nie zamierzałam się tak pokazać. Nie na scenie, gdzie będzie się na mnie gapić może z setka ludzi. Zresztą nie ważne ilu by ich tam było, nigdzie nie wychodzę! Tak w ogóle to czemu ja płaczę? Przecież dobrze wiedziałam, że on ma żonę i nic z tego nie będzie. Mimo wszystko moje serce odrobinę się rozpadło. Zaczęło mi na nim zależeć. Może źle mi się wydawało, ale dawał znaki, że jemu też zaczyna zależeć. Widocznie zależało mu na mnie, ale tylko jak na przyjaciółce. Na co ja głupia liczyłam? Że wyrwę sławnego i przystojnego hiszpańskiego piłkarza? Nigdy w życiu!
Minęło może 5 minut i usłyszałam jak ktoś się do mnie dobija.
- Viv, otwórz! Proszę cie.
- Nie ma mowy, nigdzie nie wychodzę - pociągnęłam nosem i próbowałam doprowadzić makijaż do porządku.
- Pozwól mi wejść.. O nic nie będę pytać.
Przekręciłam klucz i pilnowałam, żeby tylko ona weszła, po czym od razu odwróciłam się tyłem do blondynki. Nie chciałam, żeby na mnie patrzyła. Czułam się okropnie.
- Kochanie.. - zaczęła delikatnie głaskać mnie po plecach. - ON nie jest wart twoich łez. Proszę cie, wyjdź na scenę i zaśpiewaj. Zrób to dla mnie, Juana i chłopaków, którzy pomagali to wszystko przygotować. Dla ludzi, którzy tam na ciebie czekają. Przede wszystkim jednak dla siebie. Zasługujesz na to.
- Ale ... nie mogę tak wyjść .. Spójrz na mnie ... Wyglądam jak panda. Cały eyeliner mi się rozmazał. - zachichotałam przez łzy.
- Coś na to poradzimy. - wyciągnęła z torebki kosmetyczkę. - A teraz przestań sie zamartwiać. Uwierz mi, nie warto. Pomyśl o sobie.- to mówiąc wyjęła waciki i płyn do demakijażu i sprawnymi ruchami pozbyła się resztek rozmazanego makijażu, a następnie pomalowała moje oczy na nowo. - Gotowe. Teraz możesz podbijać Londyn. - uśmiechnęła się.
- Jesteś pewna, że dam radę ? - spojrzałam na nią niepewnie. Sama w siebie wątpiłam. Byłam pewna, że nie dam rady. Jeszcze nigdy nie występowałam przed taką ilością ludzi.
- Dasz radę, wiem to. Kto jak nie ty? Jesteś piękna i utalentowana. Będę podśpiewywać sobie zza kulis. - zaśmiała się. - No leć, bo widownia czeka. - po chwili zawahała się. - Zapomniałabym! Chodź, musisz najpierw kogoś poznać. - to mówiąc pociągnęła mnie za rękę w nieznanym kierunku.
- Coś ty wymyśliła? - zaśmiałam się, pędząc za przyjaciółką. Ona i te jej szalone pomysły. Jest nieobliczalna.
Blondynka zapukała do drzwi i po chwili weszła ciągnąc mnie za sobą. W środku siedział Bono, wokalista U2, a z nim reszta zespołu. - To taki prezent. Poza tym, bardzo chcieli poznać kogoś o takim talencie. - uśmiechnęła się i odsunęła na bok. Nie potrafiłam uwierzyć, że właśnie stoję przed zespołem, który tak bardzo kocham. Nie wiedziałam co mam powiedzieć, jakby zabrakło mi języka w buzi. Bono zadawał mi pytania, a ja tylko stałam jak wryta i nic nie mówiłam. W pewnym momencie tylko się zaśmiał i wygonił mnie na scenę.
- Idź już i daj czadu! Wierzymy w Ciebie! - skierował mnie w stronę drzwi i wypchnął mnie przez nie.Teraz już nie było odwrotu. Nie mogłam nawalić. Mimo wszystko. ON nie był już ważny. Chciałam tylko wyjść na scenę i pokazać, że jestem silna. Przecież nie jest mi już potrzebny do szczęścia. Właśnie mam okazję spełnić swoje marzenia. Jak mogłabym ich nie zrealizować tylko przez NIEGO?
Kate uścisnęła mnie, po czym dała kopniaka na szczęście. Byłam już gotowa wyjść na scenę. I zrobiłam to. Z dumnie podniesioną głową podeszłam do piłkarzy, którzy nadal stali przy mikrofonie i próbowali rozśmieszyć publikę.
- A znacie ten żart? "Piłkarz Arsenalu odpowiada przed komisją dyscyplinarną: - Dlaczego kopnął pan rywala? - To pomyłka! Słowo honoru! Myślałem, że to sędzia." - nikt inny się nie śmiał oprócz piłkarzy Chelsea. Nic dziwnego. Rywalizują między sobą o pierwsze miejsce - dowiedziałam się tego od Johna, który tłumaczył mi cały dowcip.
- Skończmy już tą błazenadę. Czas teraz na prawdziwą gwiazdę tego wieczoru. Przed państwem odrobinę spóźniona Vivien Montrose. Mam nadzieję, że jej występ spodoba wam się bardziej niż nasz. - Terry zaczął przemowę, a ja po ostatnim jego zdaniu lekko trąciłam go w bok - Gwiazda już się niecierpliwi, więc zaczynamy.
Eden, Mata i przemawiający ucałowali mnie w policzek, podali gitarę i zostawili na pastwę losu. Przy pierwszym utworze usiadłam sobie na krzesełku. Była to dość smętna - no dobra, powolna i miłosna piosenka, która wymagała klimatu. Bałam się, ale wszystko poszło po mojej myśli. Ani razu nie spojrzałam na Dzieciaka. Nawet już nie szukałam go wzrokiem. Był mi obojętny - do momentu.
Kolejną piosenką, którą postanowiłam zaśpiewać była Goodbye.Właśnie w tej chwili mój wzrok podążył w jego stronę. Zrobiłam to automatycznie. Czułam, że tak musi być.
- Tą piosenkę chciałam zadedykować komuś szczególnemu, ale nie będę tutaj wymawiać jego imienia. Może się kiedyś domyśli. - powiedziałam, odsuwając swoje krzesełko i zaczęłam śpiewać. Przez całe wykonanie patrzyłam tylko na niego. Wiedziałam, że nigdy nie odważyłabym się mu powiedzieć tego wprost, a w niektórych momentach tekst piosenki pasował do tego co czuję. Wiedziałam, że muszę go opuścić. Nie mogę przecież kochać kogoś, kto ma żonę i dzieci. Mimo tego jak bardzo mi pomógł.
Kończąc piosenkę, poczułam jak znowu się wzruszam. Spojrzałam tylko za kurtyny i ujrzałam uniesione kciuki Kate. "Pomocy" próbowałam jej przekazać i na szczęście od razu zrozumiała. Zabrała mi mikrofon i pozwoliła mi znowu uciec za scenę. Miałam już dość okazywania słabości, więc jeszcze chwilę trzymałam nerwy na wodzy i rozryczałam się ponownie w garderobie.
- Vivien! Byłaś cudowna! - do środka wszedł ktoś bez pukania. Bez podnoszenia głowy wiedziałam, że to JEGO głos. Nie! Nie, to nie mogła być prawda! Jak on w ogóle śmiał do mnie przychodzić?!
- Wyjdź.. - zaczęłam spokojnie, nadal płacząc.
- Viv, dlaczego płaczesz? Przecież występ był niesamowity! - po pomieszczeniu rozniosły się odgłosy stawianych przez niego kroków. Zmierzał w moim kierunku. Zadrżałam i minimalnie cofnęłam się.
- Wynoś się! Nie rozumiesz po angielsku?! A może mam Ci to przeliterować, albo powiedzieć to po hiszpańsku? W-Y-N-O-Ś--S-I-Ę! Teraz lepiej?! - byłam zła. Wszystkie emocje sprzed występu wróciły. Znowu przed oczami stanął mi widok szczęśliwej Olalli i Fernando. Nie potrafiłam tego znieść. A on stał jakby na prawdę nie rozumiał tego co do niego powiedziałam. Odwróciłam się, byłam cała rozmazana, ale zaczęłam wypychać go przez drzwi, które od razu zatrzasnęłam. To koniec!




Kate:

 Viven nareszcie pokonała tremę i zaczęła śpiewać. Uwielbiałam tą piosenkę. "Don't Tell Me" idealnie oddawała mój nastrój. Stałam za kulisami, a pod powiekami czułam łzy. Cały czas zastanawiam się co takiego zrobiłam, że Juan nie chce mnie widzieć. Może to przez to, że ostatnio na nic nie miałam czasu? Rozumiem, że Mourinho odsunął go od treningów, ale nie z mojej winy. Westchnęłam, a wtedy poczułam, że ktoś za mną stoi. Bardzo blisko mnie. Od razu wiedziałam kto. Rozpoznałam po zapachu perfum.
- Kate, możemy porozmawiać? - on nawet nie wie jak bardzo czekałam na te słowa. Odwróciłam się i spojrzałam w jego czekoladowe oczy. Widziałam w nich smutek i ból, ale też skruchę. 
- Chyba musimy. - odparłam, a chłopak podszedł jeszcze bliżej.
- Kotku, chciałem cie bardzo przeprosić za to jak cie traktowałem ostatnio. Unikałem cie i traktowałem jak wroga. Nie powinienem być zły na ciebie za to, że Mourinho to dupek.Po prostu ta nowa sytuacja mnie przytłoczyła i nie potrafiłem się w niej odnaleźć. Wiem, że to żadne wytłumaczenie. Czy jest jakaś szansa, że mi wybaczysz? Obiecuje, że już nie będziesz musiała tego przeżywać po raz kolejny. - nie potrafiłam się na niego długo gniewać, kiedy stał przede mną taki skruszony. Objęłam go rękami za szyję, a jego ręce powędrowały na moją talię. - To znaczy, że mogę liczyć na kolejną szansę?
- Owszem, możesz. Ale nie myśl sobie, że będziesz miał ich nieskończoną ilość. - uśmiechnęłam się. - Cieszę się, że wrócił mój kochany i troskliwy Juan. Nie przejmuj się Mou, w końcu zrozumie swój błąd i znów będziesz grał. Teraz, skoro masz dużo wolnego to będziemy mogli nadrobić stracony czas. - przygryzłam wargę. - Przynajmniej nie stracisz kondycji. - zaśmiał się i pocałował mnie, a ja odwzajemniłam pocałunek i jeszcze bardziej się w niego wtuliłam. Nawet nie zauważyłam kiedy piosenka się zmieniła. Teraz moja przyjaciółka śpiewała "Goodbye". Oderwałam się od ukochanego i spojrzałam na scenę. Blondynka śpiewała i wpatrywała się w kogoś w tłumie. Podeszłam bliżej i podążyłam za jej wzrokiem. Patrzyła na Torresa. Tego mogłam się spodziewać. On jednak chyba tego nie dostrzegał. Cholerny Dzieciak.Poczułam jak mój Hiszpan złącza swoją dłoń z moją i całuje mnie w policzek.
- On sam nie wie czego chce. Sam siebie oszukuje, że Vivien to tylko jego koleżanka, ale wszyscy widzą, że tak nie jest. - odparł i mocniej ścisnął moją rękę. - Nie martw się, jakoś to sobie wyjaśnią.

***

Na scenę wszedł zaproszony zespół i zaczęli śpiewać piosenkę, o którą ich prosiłam, mianowicie "With or without you". Moja ulubiona. Cieszę się, że z Juanem wszystko sobie wyjaśniliśmy. Spojrzałam na niego i się uśmiechnęłam, a on czule mnie pocałował, przyciągając bliżej siebie. Odwzajemniłam pocałunek i przytuliłam się do niego. Jednak nadal męczyła mnie reakcja Viv. Widziałam jak patrzyła na Fernando, kiedy śpiewała "Goodbye", a potem wybiegła z płaczem. Czy ich coś łączyło? A co jeśli oni..? A może ona się w nim zadurzyła? Moje rozmyślania i naszą, romantyczną chwilę przerwał Torres. Wyglądał na zatroskanego i skołowanego. 
- Kate, co jest z Viv ? Nie dość, że na mnie nakrzyczała, to jeszcze wyrzuciła mnie z garderoby. Nie rozumiem o co jej chodzi. - spojrzałam na niego zdziwiona z nadzieją, że to on wytłumaczy mi nagłą reakcję przyjaciółki.
- Myślałam, że ty mi to wyjaśnisz. Co jej zrobiłeś? - odsunęłam się od Juana i spojrzałam na Dzieciaka zdenerwowana.
- Ja ? O czym ty mówisz ? Nic jej nie zrobiłem. O co ty mnie posądzasz ? - oburzył się, ale w jego oczach widziałam bezradność i troskę. Mój chłopak widząc zbliżającą się kłótnię, stanął przede mną próbując mnie przed nim ochronić.
- O co posądzam? Śpiewała dla Ciebie piosenkę, a potem uciekła z płaczem. Co między wami było? Bo nie wmówisz mi, że to tylko twoja koleżanka.
- Stałem na widowni wraz z Olallą, która niemal się na mnie rzuciła. Nawet nie zauważyłem, że Viv patrzyła na mnie śpiewając tą piosenkę. Między nami .. - zaczerwienił się i spuścił wzrok - Chyba nic.
- Chyba nic? Ty naprawdę jesteś ślepy czy tylko udajesz?! Myślisz, że każdemu zadedykowała by piosenkę? Ona nie płacze z byle powodu. Rozkochałeś ją w sobie i zostawiłeś, bo odezwało się w tobie sumienie czy jak? - gdyby nie Mata, to pewnie bym go spoliczkowała. A on nadal stał ze wzrokiem spuszczonym. Było mu głupio. I dobrze! To co powiedziałam, totalnie go zszokowało. Nie wiedział co powiedzieć. 
- Kate, to nie tak... - zawahał się, po czym rozejrzał się dookoła, sprawdzając czy w pobliżu nie ma Olalli.- Ja ją lubię, ale to skomplikowane. Może gdyby nie Olalla, Leo i Nora to może by coś z tego było, ale ... Nie mogę im tego zrobić, pomimo moich uczuć do Viv. 
- To po co w ogóle zaczynałeś to wszystko wiedząc, że masz żonę i dzieci? Myślałam, że jesteś porządnym facetem, ale myliłam się. Nie zbliżaj się więcej do Vivien, bo będziesz miał ze mną do czynienia. - warknęłam. - Juan, idziemy? - zwróciłam się do zszokowanego Hiszpana.
- Nie potrafię się jej oprzeć. Działa na mnie jak magnes, a po zmianie .. Tym bardziej. - tym razem spojrzał na przyjaciela i zwrócił się do niego - Juan, zrozum mnie. Zależy mi na niej, tak samo jak na Olalli, a ona nie chce mnie teraz znać. 
- Nie mieszaj mnie w to, stary. 
- Nie możesz mieć ciastka i zjeść ciastko! To złe i dobrze o tym wiesz. Musisz zdecydować Fer. Albo Viv albo Ollaya. Widać jednak, że moja przyjaciółka zdecydowała za was oboje. - westchnęłam, a po chwili usłyszałam sygnał przychodzącego smsa. Wyjęłam telefon i przeczytałam smsa od Vivien. Wróciła do domu z Johnem. Dodała, że mam się nie martwić. Cała ona.
- Nie potrafię ... To ona ? Jak się czuje ? - chodził jakby wypił za dużo napojów energetycznych, ale w tym samym momencie podeszła do nas Olalla.
- Kochanie, wracamy do domu ? - ucałowała go w policzek i objęła go jedną ręką w pasie. - Cześć Kate! Niesamowity koncert, a to wszystko dzięki Tobie. 
- Cieszę się, że ci się podobało. - uśmiechnęłam się do dziewczyny.
- Jasne. Idź do samochodu, zaraz przyjdę. - musnął ustami jej czoło, a ona żegnając się z nami odeszła. - Na prawdę nie potrafię żadnej z nich zranić. Przekażesz jej, że bardzo ją przepraszam ? Zależy mi na niej - spojrzał na nas ze smutkiem na twarzy, po czym podążył za żoną. Westchnęłam i oparłam się czołem o tors ukochanego. Objął mnie w talii i ucałował w czubek głowy.
- Nie martw się. Wszystko się ułoży. Zobaczysz.
- Dziękuje, że tak mówisz. Chodź, pojedziemy do mnie zobaczyć co z Vivien. No chyba, że nie chcesz.
- Pojedźmy. - uśmiechnął się i czule mnie pocałował. Przy nim czułam, że wszystko będzie dobrze. 

sobota, 19 kwietnia 2014

16. Bleeding love

Viv:

Tydzień minął niepostrzeżenie. Kate ciągle była zajęta, ciągle biegała do pracy. Spędzała tam prawie całe dnie. Torres też już nie przyjeżdżał, tylko od czasu do czasu pisał wiadomości. Więc praktycznie całe dnie spędzałam sama przed telewizorem. Nie powiem, doprowadzało mnie to do szału. Chciałam gdzieś wyjść, gdziekolwiek.
Właśnie się przebierałam, gdy usłyszałam pukanie do drzwi. Uśmiechnęłam się z nadzieją, że to Nando przyjechał, ale otwierając zobaczyłam zaskoczonego Davida. Na początku nie wiedziałam, dlaczego tak mi się przygląda, ale spojrzałam w dół i już widziałam. Właśnie stałam przed obrońcą Chelsea w samym staniku.
- Poczekaj chwilę - speszyłam się i trzasnęłam drzwiami. Usłyszałam tylko jęk, najwidoczniej musiałam mu nimi przywalić.
- Viv, ty chcesz mnie zabić ? - spytał, gdy w końcu wszedł do mieszkania.
- Jezu, przepraszam. Na prawdę nie chciałam. Potrzebujesz zimnego okładu czy coś ? - spytałam przyglądając się jego twarzy
- Może z młodych piersi ? - zaśmiał się i zrobił unik przed moim ciosem. 
- Chyba jeszcze za słabo przywaliłam Ci tymi drzwiami. 
- Co ty tutaj robisz ? - dodałam
- Przyjechałem cie porwać i wykorzystać na jakimś pustkowiu. - wyszczerzył się. - A tak serio, to Katie mnie o to poprosiła, a ja nie odmawiam ładnym dziewczynom.
- Kate ? Nie mogła sama po mnie przyjechać ? Albo chociaż zadzwonić ? - zmarszczyłam nosek nie rozumiejąc całej sytuacji.
- Nasza kochana blondyna jest trochę zajęta, poza tym, nie ma samochodu. To jak będzie? Nie bój się, nie zjem cię.
- Jesteś pewny ? Bo przed chwilą tak wyglądałeś - zaśmiałam się - Co mam ze sobą wziąć ?
- Siebie najlepiej. - pokazał mi język. - No i gitarę.
- Gitarę ? Co żeście wymyślili ? - obrońca mówił jak potłuczony. W ogóle go nie rozumiałam. Na cholerę mi gitara ?
- Ty to wszystko byś chciała wiedzieć. - westchnął i pokręciła głową. - Ruszaj się, a nie tyle gadasz. Kate mnie udusi jak się spóźnimy.
- A mogę się chociaż przebrać ? - spojrzałam na niego oczkami jak kot ze Shreka i zaczęłam skomleć. Wiedziałam, że będę wyglądać głupio, ale o to chodziło.
- No dobra, ale szybko, bo chce jeszcze żyć. - oparł się o framugę drzwi i westchnął patrząc na zegarek.
- Dziękuję - ucałowałam go w policzek i szybko pobiegłam się przebrać, lecz do końca nie wiedziałam co mam na siebie założyć. Stałam przed szafą jakieś 15 minut i słyszałam tylko jak Loczek tupie nerwowo nogą. 
- Gotowa - powiedziałam stając przed nim w miarę eleganckich ciuchach. - Może być ? - zrobiłam pełen obrót, by lepiej mu się zaprezentować i czekałam na jego opinię.
- Jest idealnie. - pokazał mi wyciągnięty do góry kciuk. - A teraz ruchy, bo już czuje gilotynę nad głową.
- No dobra dobra, już idę. Jeszcze tylko buty - uśmiechnęłam się, ale piłkarz złapał mnie za rękę i już ciągnął do wyjścia. Zdążyłam złapać pierwszą lepszą parę obcasów, które założyłam czekając na windę.

***

Niecałe 15 a może 20 minut później byliśmy już pod stadionem, który wyglądał inaczej niż za pierwszym razem. Było już bardzo głośno i kolorowo. Pierwszą moją myślą było to, że zabrał mnie na mecz. Tylko dlaczego ? Piłka nożna nigdy nie była moją pasją. Dobra, może od czasu do czasu oglądałam jak gra jej ex-boyfriend, ale on nie grał w nogę tylko football amerykański. Zresztą oglądałam, bo Kate chowała wtedy pilota i nie mogłam nic z tym zrobić.
Spojrzałam krzywo na Luiza, ale ten nic nie mówiąc pociągnął mnie za sobą. Myślałam, że wejdziemy głównym wejściem, ale on wziął mnie w całkowicie inną stronę. Jak się później okazało, wchodziliśmy tylnym wejściem, za którym czekała zniecierpliwiona blondynka.
- W końcu jesteście ! Luiz utłukę Cię ! Mieliście być 10 minut temu ! - denerwowała się. Myślałam, że zaraz go spoliczkuje, ale w tym samym momencie pociągnęła mnie za rękę i poprowadziła w nieznane. 
- O jedną rzecz go prosiłam,a on nawet tego nie umie zrobić.. - mówiła pod nosem, podenerwowana.
- Co ty taka zdenerwowana ? - zapytałam, prawie za nią biegnąc. 
- Bo boje się, że coś nie wyjdzie albo o czymś zapomniałam.
- To znaczy ? Co tu się dzieje ? 
- Zaraz zobaczysz. - uśmiechnęła się tajemniczo i otwarła jakieś drzwi. Przede mną ukazała się ogromna scena, a na niej instrumenty. Na środku stali Juan, Eden i Terry. Ten pierwszy próbował się uśmiechnąć, ale coś mu nie wychodziło.
Podeszłyśmy razem do chłopaków. Nie wiedziałam co mam robić i o co tu chodzi. Chociaż ... Cholera ! Oni chcieli, żebym śpiewała ! Rozejrzałam się po scenie i znalazłam wszystkie instrumenty, które wymieniłam Torresowi. A właśnie, Torres. Gdzie on jest ? Miałam nadzieję, że też go tutaj zobaczę.
- Gdzie Dzieciak ? - szepnęłam do przyjaciółki.
- Nie mam pojęcia, gdzieś się tu kręci. Zaraz wracam. - to mówiąc ucałowała mnie w policzek i zniknęła za kulisami.
Stanęłam na środku sceny i rozglądałam się po widowni, gdzie było pełno ludzi. Czy to mi się śniło ? Prawie niedostrzegalnie uszczypnęłam się w rękę, ale nic się nie zmieniło. Nadal stałam w tym samym miejscu, a obok mnie byli piłkarze Chelsea, którzy cały czas coś mówili. Niestety mi to wpadało jednym uchem a drugim wypadało. Skupiłam się tylko na jednym. Chciałam znaleźć Torresa. 
Nagle dostrzegłam go w tłumie gapiów. Stał obok jakiejś dziewczyny. Miałam nadzieję, że to tylko jakaś nieznajoma mu kobieta, ale w tym samym momencie złapała go za rękę i pocałowała namiętnie w usta. Odwróciłam twarz, bo po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Jedna po drugiej. Nie mogłam tak pokazać się ludziom, więc szybko zbiegłam ze sceny i znalazłam przyjaciółkę. Wtuliłam się w nią i nie chciałam by o cokolwiek pytała.
- Nigdzie nie wychodzę. Nie będę śpiewać ! - powiedziałam i uciekłam do toalety.


***

Kate:


Cały tydzień minął mi na przygotowaniach do koncertu Viv, pracy i spotkaniach z detektywem. Jest coraz bliżej zlokalizowania mojego biologicznego ojca. Nie wiem czy mam się cieszyć czy płakać. Do tego wszystkiego Juan prawie ze mną nie rozmawia. Ostatni raz widzieliśmy się, kiedy dowiedział się o zmianie harmonogramu treningów. Unikał mnie i wszystkich naokoło, a mi sprawiało to ból. Dzisiaj dzień występu Vivien i wszystko musi być dopięte na ostatni guzik. Bono i reszta zespołu siedzą już w swojej prowizorycznej garderobie, muzycy się rozgrzewają, a widownia się zbiera. Cieszę się, że tak dużo osób się zjawiło. W końcu to dobrze dla mojej przyjaciółki. No i pieniądze z biletów trafią na szczytny cel, więc chyba warto, prawda? W pewnym momencie miałam już dość i usiadłam przy pianinie. Do oczu napłynęły mi łzy bezsilności. Staram się być opanowana i tryskająca entuzjazmem i optymizmem, ale jest coraz ciężej. W dodatku mój chłopak wcale mi nie pomagał. Stał na scenie z Edenem i Johnem z miną cierpiętnika. Wyglądał też na zirytowanego. Hazard widząc mnie, odłączył się od chłopaków i podszedł do mnie.
- Jak się masz? Bo widzę, że nie najlepiej. - nie odpowiedziałam, a po moim policzku popłynęła pojedyncza łza. Przytulił mnie, a ja starałam się całkiem nie rozpłakać.
- Bywało lepiej. Mam ostatnio kiepski okres..
- A nasz Mata raczej ci tego nie ułatwia. Jedno twoje słowo i pójdę dać mu w twarz. - zaśmiałam się, ocierając policzek.
- Nie trzeba. Może w końcu będzie chciał ze mną porozmawiać. Wybacz, ale muszę iść pogadać z naszymi gwiazdami. - to mówiąc odsunęłam się od piłkarza i ucałowałam go w policzek. - Dziękuje za troskę.
- Zawsze do usług. - uśmiechnął się, a ja ruszyłam do pokoju, w którym znalazłam Bono i chłopaków z zespołu.
- Jeszcze raz, bardzo panom dziękuje, że zgodzili się panowie wystąpić. Moja przyjaciółka jest waszą wielką fanką, ja z resztą też. - wokalista uśmiechnął się i wstając podał mi rękę.
- To nam jest bardzo miło, że to akurat nas zaprosiłaś. No i to w końcu szczytny cel. Jeszcze jedno, nie mów do nas per pan, bo czujemy się jak dziadki. - zaśmiałam się razem z nimi.
- Nie ma sprawy. Potrzebujecie czegoś jeszcze?
- Nie, dziękujemy. Mam nadzieje, że wkrótce poznamy tą utalentowaną, amerykańską dziewczynę.
- Powinna być lada chwila. Przepraszam was, ale muszę sprawdzić czy już jest. Do później. - pomachałam im i wróciłam na scenę. Davida i Viv nadal nie było, a Eden i Terry postanowili pomęczyć publiczność swoimi piłkarskimi żartami.Gdzie oni są? Nareszcie się zjawili. Myślałam, że skrzywdzę Luiza. Miał się nie spóźnić. Zaprowadziłam przyjaciółkę na scenę, a potem zostawiłam ją z piłkarzami i poszłam przygotować dla niej garderobę. Wracając, zobaczyłam jak blondynka podbiega do mnie, mocno mnie przytula, a potem biegiem wpada do przygotowanego wcześniej pokoju, po czym zamyka z trzaskiem drzwi. Płakała. Co się stało do cholery? Czy ja nie mogę zniknąć na pięć minut?

***Juan***

Stojąc na tej scenie i widząc stadion, na którym ostatnio nie bywam, bo nie mogę grać, czuję się okropnie. Mam ochotę komuś przywalić. Najchętniej "kochanemu" trenerowi. Na szczęście nie pojawił się na koncercie. Spoglądając za kulisy zobaczyłem zbliżającą się Kate. Spojrzała w naszą stronę, a oczy jej się zaszkliły. Przystanęła, a po chwili dołączył do niej Hazard. Przytulił ją i zaczął z nią rozmawiać. To ja powinienem to zrobić. To przeze mnie tak cierpi, a ja zachowuje się jakby mnie to nie ruszało. Cholera! Rusza i to bardzo, bo nie chce jej ranić. W dodatku Dzieciak gdzieś zniknął. Tego to już w ogóle ciężko zrozumieć. Ma Ollayę, a ciągnie go do Vivien. Eden wrócił, a moja blondynka gdzieś zniknęła. 
- Stary, co ty wyprawiasz? - zapytał, patrząc na mnie z irytacją.
- O co ci chodzi? - odpowiedziałem wkurzony.
- O Kate. Dlaczego ją tak olewasz? Co ci takiego zrobiła? To nie jej wina, że Mou nie chce cie w drużynie. Nie wyżywaj się na niej.
- Nie wyżywam!
- Właśnie widzę. - mruknął. - Jak tak dalej pójdzie to ona odpuści. Zastanów się nad tym. - to mówiąc wdał się w dyskusje z naszym kapitanem i już się do mnie nie odzywał. Zauważyłem, że pojawiła się Viv. Podeszła, przywitała się, a po chwili rozpłakała i uciekła. A tej co? Muszę znaleźć Kate i z nią porozmawiać. Nie mogę jej stracić.

wtorek, 11 lutego 2014

15. Get Ready !

Viv :

** Vivien **

music ]

Po metamorfozie i złożeniu zeznać poczułam się o wiele pewniejsza siebie, mimo tego, że dalej się go obawiałam. Miałam jednak nadzieję, że jak najszybciej zacznie się proces w jego sprawie.
Wróciłam do mieszkania i rzuciłam torebką w kąt. Potrzebowałam chwili relaksu. Tak dawno nie miałam chwili spokoju dla siebie. Kate nie było jeszcze w mieszkaniu, więc przebrałam się w luźne ciuchy i rozłożyłam się na całej kanapie z miską pełną popcornu. Skakałam po kanałach szukając jakiś ciekawych programów, ale niestety nic nie znalazłam.
Weszłam do łazienki i zaczęłam napuszczać sobie wody do wanny. Gorąca kąpiel z bąbelkami, to było coś o czym właśnie teraz marzyłam. Już miałam zamoczyć nogi w wodzie, gdy usłyszałam pukanie do drzwi.
- Chwileczkę ! - krzyknęłam, owinęłam się ręcznikiem i poszłam otworzyć.
- Tak ? - spytałam od razu, nawet nie zwracając uwagę na twarz osoby która stała przede mną. Zrobiłam to dopiero po chwili, jak nikt nie odzywał się ani słowem. Ujrzałam zaskoczoną i odrobinę zmieszaną twarz Nando. Sama nie wiedziałam co powiedzieć, bo przecież stałam przed nim w samym ręczniku.
- Hej. Przeszkadzam ? - ledwo wydusił z siebie te kilka słów i automatycznie na jego policzkach wyszły rumieńce. Nie powiem, żeby to mnie nie rozśmieszyło. A i owszem. Zachichotałam i wpuściłam go do środka.
- Coś się stało ? Właśnie planowałam wziąć kąpiel, jak widać - spojrzałam na ręcznik,a on podążył za moim wzrokiem. Zauważyłam to, a on jeszcze bardziej się speszył i całkowicie odwrócił się do okna.
- Chciałem zapytać jak się czujesz, ale to chyba nie jest najodpowiedniejszy moment.
- Nie, nie. Poczekaj, tylko coś na siebie zarzucę i możemy pogadać. Zrobisz herbatę ? Za chwileczkę wrócę - uśmiechnęłam się pod nosem i pobiegłam do pokoju.Czułam się odrobinę zaskoczona, ale z drugiej strony zrobiło mi się miło widząc jak na mnie zareagował. Podobało mi się to. Ubrałam na siebie białą koszulkę, szarą kamizelkę i czarne rurki. Czułam się komfortowo w tych ciuchach.
Wróciłam do salonu i zobaczyłam napastnika sączącego herbatę. Uśmiechnęłam się do niego i usiadłam obok. Nadal wpatrywał się we mnie jak w obrazek i nie wiedziałam co powiedzieć. Przez dłuższą chwilę siedzieliśmy w milczeniu, aż w końcu wydusił z siebie kilka słów.
- Wyglądasz ... inaczej - spojrzałam na niego i zachichotałam.
- Jeśli to komplement to dziękuję, chyba. O czym chciałeś porozmawiać ?
- Bo jest taka sprawa. Moja znajoma chce założyć zepsuł rockowy i nie ma pojęcia jakie instrumenty będą jej potrzebne.
- Instrumenty ? - zamyśliłam się, zaskoczył mnie tym pytaniem. - A ona śpiewa czy na czymś gra ?
- Śpiewa i chyba gra na klasyku, ale nie jestem pewien.
- No to perkusja, bas i elektryk. Myślę, że to powinno wystarczyć. Chyba, że jeszcze klawisze, ale to zależy od piosenki. Ja na przykład wolę pianino od klawiszy.
- Dziękuję za radę, bardzo mi pomogłaś. A teraz już muszę uciekać, umówiłem się z chłopakami. Do zobaczenia - ucałował mnie w policzek i wyszedł jakby się paliło. Zmarszczyłam czoło i stwierdziłam, że czas kontynuować kąpiel, lecz najpierw podeszłam do okna i wyglądałam za napastnikiem. Wsiadał właśnie do swojego auta. Wyglądał na odrobinę zdezorientowanego, albo rozkojarzonego. Nie miałam pojęcia dlaczego.

** Torres **

Wyszedłem od niej całkowicie zaszokowany. Zatkało mnie. Nawet nie potrafiłem z nią normalnie porozmawiać, ciągle plątał mi się język. Wyglądała olśniewająco. Dużo lepiej jej bez tych kolorowych końcówek. A w tych spodniach, jej pośladki ... Nie ! To tylko koleżanka. Kocham tylko Olallę. Ona jest moim światem. To normalne, że podobają mi się inne dziewczyny, chyba. 
Usiadłem za kierownicą mojego ukochanego samochodu i jak najszybciej pojechałem do domu Oscara, gdzie umówiłem się już z Davidem i Edenem. Całą drogę myślałem tylko o Viv. Ciągle siedziała mi w głowie. O mało co przez nią nie spowodowałem wypadku. Dziękowałem Bogu, ze dotarłem cały do Oscara.
- Jestem ! - krzyknąłem wchodząc do środka. Chłopcy siedzieli przed komputerem i kłócili się, kto wygra. Zamiast dawania z siebie wszystkiego na treningach, woleli marnować energię na Fifę. Byli tak zajęci, że nawet nie usłyszeli jak wszedłem. Zauważyli mnie dopiero jak wyłączyłem im konsole.
- Pojebało Cię ?! Wygrywałem ! - zbulwersował się Eden.
- Chyba w snach ! Ja wygrywałem ! - przekrzykiwał go David.
- Przestańcie się kłócić. Musimy załatwić kilka spraw. Bierzcie dupy w troki i jedziemy na te przesłuchania. 
Mruknęli i z trudem podnieśli się z sofy. 

***

Weszliśmy na halę treningową, gdzie zwołaliśmy muzyków. Usiedliśmy przy stole i czekaliśmy na kandydatów, których było sporo. Ciężko było wybrać najlepszych, ale w końcu się udało. Mieliśmy już basistę, perkusistę i nawet udało nam się załatwić pianino. Teraz reszta została w rękach Maty. 
- No cześć - zadzwoniłem do niego. Udało mi się go złapać. O dziwo odebrał, czyli nie był aż tak zajęty swoją ślicznotką.
- Muzycy załatwieni, teraz wszystko spoczywa w twoich rękach. Gadałeś już z zarządem ?
- Stary czy ty myślisz, że ja nie mam nic ciekawszego do roboty ? 
- No na pewno masz, o ile Kate jest przy tobie - zaśmiałem się. Wiedziałem, że teraz przyjaciel najchętniej by mi przyłożył, ale uwielbiałem go denerwować. Tak zabawnie się wtedy wkurzał. 
- Daj już spokój. Znudzi Ci się to kiedyś ? 
- No dobra, dobra. Wrzuć na luz. Co ty się tak denerwujesz ?
- Porozmawiam dzisiaj z zarządem i postaram się jakoś to załatwić. Na razie. - rozłączył się. Chyba na prawdę nie miał ochoty na drażnienie się ze mną. 
Zebrałem się do domu i postanowiłem cały wieczór spędzić z moimi kochanymi dzieciakami. Tak dawno nie miałem dla nich więcej niż godziny. 





Kate:

***Juan***

[Music]

Jak zwykle, przyjechałem na trening, a przy okazji postanowiłem odwiedzić moją blondynkę. Zapukałem, a następnie otworzyłem drzwi do jej gabinetu. Siedziała za biurkiem, z zamyśloną miną, a na przeciwko niej zauważyłem jakiegoś mężczyznę. 
- Nic nie znalazłeś? 
- Niestety. Nie ma nikogo o takim profilu w całej Hiszpanii. Szukać dalej?
- Tak. Zadzwonię jak zdobędę więcej informacji od matki. - kiwnął głową i oboje wstali. Kate przytuliła nieznajomego, a ten wyszedł mijając mnie. Kim on jest i o czym tak dyskutowali?
- O, cześć kochanie. - uśmiechnęła się widząc mnie. - Nie wiedziałam, że masz dzisiaj trening. - spojrzałem na nią zdziwiony.
- Jak to nie wiedziałaś? Mam je przecież codziennie. - podszedłem bliżej, a ona przytuliła się do mnie wpatrując się w moją twarz.
- To ty nic nie wiesz? Podobno, z tego co wspominał Eden, nie masz w najbliższym czasie treningów. Tak zarządził Mourinho. - słysząc tą wiadomość zakotłowałem się ze złości. Myślałem, że to odsuwanie mnie było chwilowym kaprysem Portugalczyka, ale teraz to już przesada. - Wszystko ok? - z rozmyślań wyrwał mnie głos Kate. Pocałowała mnie delikatnie i pogłaskała po policzku.
- Tak, nie martw sie. Pójdę to wyjaśnić. Poczekać na ciebie? - byłem coraz bardziej poirytowany, ale nie chciałem wyżywać się na mojej dziewczynie.
- Nie. Mam jeszcze pare spraw do załatwienia na mieście. - musnąłem ustami jej czoło i szybko wyszedłem. Na korytarzu wybuchłem i uderzyłem pięścią w ścianę. Cholera! Zabolało, ale nie przejąłem się tym i skierowałem się na murawę.

***

Co za człowiek! Byłem wściekły i zirytowany całą tą sytuacją. Ja sie za mało staram? Nie mam odpowiednich umiejętności? Czy on wie co mówi?! Wsiadłem do samochodu i próbowałem się uspokoić, ale na marne. Usłyszałem dzwonek telefonu i z nadzieją, że to moja dziewczyna, odebrałem. 
- No cześć - odezwałem się.
- Muzycy załatwieni, teraz wszystko spoczywa w twoich rękach. Gadałeś już z zarządem ? - to Dzieciak. Westchnąłem. Rozumiem, że chce pomóc tej dziewczynie, ale mam tu gorsze zmartwienia niż stadion na koncert.
- Stary czy ty myślisz, że ja nie mam nic ciekawszego do roboty ? 
- No na pewno masz, o ile Kate jest przy tobie - miałem ochotę mu przyłożyć. On po prostu uwielbia mnie drażnić.
- Daj już spokój. Znudzi Ci się to kiedyś ? 
- No dobra, dobra. Wrzuć na luz. Co ty się tak denerwujesz ?
- Porozmawiam dzisiaj z zarządem i postaram się jakoś to załatwić. Na razie. - rozłączyłem się i odpaliłem silnik. Miałem ochotę się dzisiaj wyluzować, ale najpierw musiałem pojechać do zarządu.

***Kate***

Gdy tylko znalazłam się poza murami stadionu, wyciągnęłam komórkę i wybrałam numer mamy. Odebrała po pierwszym sygnale. To dziwne.
- Cześć córeczko. Dobrze, że dzwonisz. Właśnie miałam się z tobą kontaktować.
- Hej mamo. Dzwonię tylko po to, żeby dowiedzieć się czegoś więcej o moim biologicznym ojcu. - zapadła niezręczna cisza. Po chwili rodzicielka zabrała głos.
- Chyba pora, abyś go poznała. Nazywa się Ladislau Marinho i jest Brazylijczykiem. Poznałam go podczas wakacji w Rio. To była tylko jedna noc.
- Dziękuje, że mi powiedziałaś. Ułatwię detektywowi poszukiwania. Co u taty?
- Sama go zapytaj. Dawno go nie widziałam. - w mojej głowie włączyła się czerwona lampka. Co jest?
- Jak to? Coś mu się stało? - przeraziła mnie ta myśl.
- Nie, jest cały i zdrów. Rozwodzimy się. - słysząc to aż musiałam usiąść. Wybrałam jedną z ławek w parku. - Dlatego miałam dzwonić. Potrzebujemy ciebie jakoś świadka. Twój ojciec chce rozwodu z orzeczeniem o winie. Mojej winie. - całkowicie mnie zatkało. Pokręciłam głową i oparłam głowę na dłoni.
- Dziwisz mu sie? Po czymś takim sama zrobiłabym to samo. Ale po co ja wam do tego?
- Tak zdecydował sąd, a nasi adwokaci to poparli. W najbliższych dniach powinnaś dostać pocztą wezwanie do sądu.
- O nie, nie mieszajcie mnie w to. Nie przylece, załatwcie to sami.. - to mówiąc rozłączyłam się, a do oczu napłynęły mi łzy. Zamrugałam parę razy i podniosłam się. Weź się w garść dziewczyno. Wzięłam głęboki oddech i ruszyłam do centrum miasta. Musiałam w końcu kupić sobie samochód, bo te długie wycieczki w szpilkach były dość męczące.

***

Po jakimś czasie zdecydowałam się na czarne Porsche Panamera. Swoim nowym nabytkiem pojechałam na zakupy, potem skierowałam się do kawiarni, gdzie umówiłam się z Ollayą. Kobieta czekała już na mnie popijając espresso. Usiadłam i dopiero wtedy na mnie spojrzała. Uśmiechnęła się. Zamówiłam u kelnera duże cappuccino i spojrzałam na szatynkę. Wyglądała na zmęczoną i zmartwioną.
- Dlaczego chciałaś się ze mną spotkać? - zapytałam, gdy dostałam swoje zamówienie i upiłam łyk ciepłego napoju. - Zgaduje, że chodzi o Nando.
- Wiesz, spędzasz z nim więcej czasu niż ja. Na pewno, więc wiesz dlaczego ostatnio tak rzadko jest w domu. On ma kogoś? Kate, ja musze to wiedzieć. - wyglądała na przybitą, a mi zrobiło się jej szkoda.
- Owszem, przyjaźnimy się i spędzamy trochę czasu razem, ale z takich rzeczy prędzej zwierzyłby się chłopakom niż mnie. - dotknęłam jej dłoni chcąc dodać jej otuchy. - Ostatnio pomagał mi z moją przyjaciółką, która przechodziła ciężkie chwile. Wybacz, że ci go zabierałam. Teraz już wszystko się ułoży, zobaczysz. On cie kocha i świata nie widzi poza tobą i dzieciakami. - lekko się uśmiechnęłam.
- Wiesz, znam cie chwile, ale wierze ci. Dziękuje za tą rozmowę. Cieszę się, że Fer ma przy sobie taką przyjaciółkę jak ty. Może wpadniecie z Juanem na obiad jutro?
- Zapytam go, ale czemu nie. Teraz wybacz, ale muszę jechać. Chce zrobić Juanowi niespodziankę. - Ollaya się tylko zaśmiała i ucałowała mnie w policzek na pożegnanie. Dopiłam kawę i wsiadając do auta ruszyłam w stron domu ukochanego.

***

Jakie było moje zdziwienie, gdy nie zastałam go w domu. Samochód stał na podjeździe, ale dom był pusty. Gdzie on się podziewa? Dzwoniłam parę razy, ale za każdym razem włączała się poczta głosowa. Ani Fer ani David nie wiedzą gdzie go szukać. Postanowiłam więc, że na niego poczekam. Zrobiłam sobie herbaty z cytryną i usiadłam na kanapie włączając telewizor. Transmitowali akurat ostatni mecz Niebieskich z Schalke, którego wynik wynosił 3:0 dla nas. Cholera, co ten Mou wyprawia? Dlaczego odsuwa tak dobrego pomocnika jakim jest Juan? Mam nadzieje, że szybko wróci mu rozum i mój Hiszpan znowu będzie mógł grać. Sytuacja Juana i wiadomość o rozwodzie rodziców sprawiły, że miałam ochotę zakopać się w pościeli i płakać. Do tego Dzieciak i Viv. Co się między nimi wydarzyło?


niedziela, 26 stycznia 2014

14. New, fresh start!

Kate:


Oderwaliśmy się od siebie dopiero kiedy zaczęło brakować nam tchu. Spojrzałam na niego i to wystarczyło. Wziął mnie na ręce i wniósł po schodach na górę. Wszedł do swojej sypialni i położył mnie na łóżku. Ściągnął koszulkę, a potem położył się nade mną i zaczął muskać ustami moją szyję. Rękami delikatnie i powoli ściągał ze mnie sukienkę. Jego powolne, delikatne ruchy sprawiały, że cała w środku płonęłam. Pragnęłam go tu i teraz. To było jak tortura, ale bardzo przyjemna tortura. Pozbył się mojego ubrania, następnie całował mój dekolt, obojczyki, ramiona, żebra. Gdy chciałam go dotknąć, wpleść mu palce we włosy, przytrzymał swoją dłonią moje ręce.
- Ty się nie ruszaj. - wyszeptał i kontynuował słodkie męki. Czułam jak po całym moim ciele rozchodzi się ogień pożądania. Każde miejsce, które dotknął lub pocałował płonęło. Chciałam go we mnie natychmiast, ale on rozkoszował się mną pomalutku. Kiedy wreszcie puścił moje ręce, byłam naga i cała spragniona jego i tylko jego. On też nie miał nic na sobie. Leżał i wpatrywał się we mnie, podziwiając moje nagie ciało. Następnie przyciągnął mnie do siebie i namiętnie pocałował. Nasze języki zetknęły się w dzikim tańcu, a ciała połączyły. Czułam go w sobie i to uczucie sprawiało, że szczęście mnie rozrywało. Nie umiałam powstrzymać się od krzyku i cichych jęków. Byliśmy tylko my i to się liczyło. Uczucie, które mnie rozpierało było lepsze niż najlepszy haj. Miałam rację mówiąc, że Juan to mój nowy narkotyk. Krzyknęłam ostatni raz i opadłam na niego wykończona. On jednak nie miał dość i zaczął swoją grę od nowa i od nowa. Wykończeni zasnęliśmy dopiero nad ranem. Wtulona w jego nagi tors czułam się bezpieczna i kochana. Tak mogłoby być cały czas. Wiedziałam jednak, że trzeba będzie wrócić do rzeczywistości.

***
Obudziłam się i poczułam przyjemne zapachy dobiegające z dołu. Juana nie było i leżałam sama w jego wielkim łóżku. Kiedy się podnosiłam czułam ból wszystkich mięśni, a nawet tych, których wcześniej nie czułam. Był to jednak przyjemny ból. Przypominając sobie nocne wydarzenia cała zadrżałam. Wstałam z łóżka i postanowiłam wziąć prysznic. Weszłam pod strumień gorącej wody i zamknęłam oczy rozkoszując się dotykiem wody na skórze. Po jakimś czasie wyszłam z kabiny i owinęłam się puchatym ręcznikiem. Osuszyłam mokre włosy ręcznikiem, ale mimo tego nadal były jeszcze wilgotne. Znalazłam dolną część swojej bielizny, którą założyłam, a potem nałożyłam koszulkę piłkarza i zeszłam na dół. Już na schodach słyszałam pobrzdąkiwania talerzy i czułam zapach kawy i czegoś jeszcze. Truskawki? Podeszłam po cichu do wejścia do kuchni i wyjrzałam przez nie. Juan stał przy kuchence, w samych dresowych spodniach i smażył coś na patelni. Na stole stały dwa talerze, miska z truskawkami, dzbanek z kawą, sok pomarańczowy. W radiu leciała jakaś hiszpańska piosenka, a chłopak seksownie kręcił biodrami i śpiewał. Uśmiechnęłam się i na palcach podeszłam do niego. Położyłam dłonie na jego umięśnionym brzuchu i zaczęłam ruszać się w tym samym rytmie co on. Wyczułam, że go zaskoczyłam, bo lekko zadrżał. Zamruczał i odwrócił się do mnie. Objął mnie w talii i kontynuowaliśmy taniec. Nasze ciała ocierające się o siebie i  dotyk jego dłoni na moich plecach. Kiedy piosenka się skończyła czule mnie pocałował przyciągając do siebie.
- Dzień dobry kochanie. Muszę przyznać, że w tej koszulce wyglądasz bardzo seksownie. Aż mam ochotę ją z ciebie zdjąć. - powiedział z oszałamiającym uśmiechem i namiętnie mnie pocałował.
- Dziękuje bardzo. Ty za to bardzo seksownie się ruszasz. - odwzajemniłam pocałunek i ani myślałam się od niego odsunąć.
- Jeśli mnie nie puścisz to zaraz spali się twoje śniadanie. - zaśmiał się i włożył dłonie pod moją koszulkę, muskając palcami moje plecy. Przez moje ciało przeszły przyjemne dreszcze.
- Trudno, będzie węgiel. - wypuściłam go jednak z objęć, lecz on nadal mnie obejmował wpatrując się w moje oczy. - Coś się stało?
- Nawet nie wiesz jak cie uwielbiam dziewczyno. Nie wyobrażam sobie teraz nawet godziny bez ciebie. - czule mnie pocałował, a ja byłam wzruszona jego wyznaniem. Z drugiej strony, to wszystko nie było takie proste. Moje serce nadal po części należało do Nicka.

***

Po zjedzeniu śniadania i posprzątaniu przenieśliśmy się do salonu. Usiadłam na kanapie myśląc nad tym co wcześniej powiedział Hiszpan. Jemu naprawdę zależy. Owszem, mi też i to coraz bardziej. Mimo to, co jakiś czas, przed oczami widzę Nicka. Muszę przestać rozpamiętywać przeszłość. Teraz jestem tu, ze wspaniałym mężczyzną, w którym coraz bardziej się zakochuje. Muszę zapomnieć o Australijczyku, LA i całej reszcie. Jestem nową osobą, w nowym mieście. Z rozmyślań wyrwał mnie Mata, który zaczął mnie łaskotać. Nie cierpię łaskotek. Spojrzałam na niego z groźbą w oczach.
- Czy nikt ci jeszcze nie powiedział, co grozi za to co właśnie zrobiłeś? - spojrzał na mnie wystraszony i zdziwiony moją reakcją. Zbliżyłam się do niego i pchnęłam go na kanapę. Nim zdążył cokolwiek powiedzieć zaczęłam go gilgotać, a ten próbował mnie powstrzymać. Próbował to dobre słowo, co coś mu nie szło. Usiadłam na nim okrakiem i go pocałowałam. Nagle usłyszałam ruch i poczułam, że ktoś siada na kanapie, za moimi plecami.
- Cześć gołąbeczki - powiedział roześmiany Nando, a my zdębieliśmy.



---------------------------------------------------- Viv ------------------------------------------------

** Torres **

Po śniadaniu, zostawiłem Viv samą. Przez całą noc myślałem o tym co mógłbym dla niej zrobić. I wymyśliłem ! Musiałem podzielić się tym pomysłem z kimś. Tylko z kim ? Jako pierwszy do głowy przyszedł mi Juan. Wsiadłem do samochodu i dodając dużą ilość gazu, ruszyłem przed siebie. Od mieszkania dziewczyn, był nie mały kawałek do przyjaciela. Na szczęście droga była pusta, więc w miarę szybko znalazłem się na miejscu.
Wraz z hiszpańskim pomocnikiem mieliśmy małą niepisaną zasadę. Nigdy nie pukaliśmy jak do siebie przychodziliśmy. Traktowaliśmy się jak rodzinę, więc co w tym dziwnego ? I tym razem wszedłem jak do siebie, lecz to co zobaczyłem zaskoczyło mnie i uszczęśliwiło.
W salonie na kanapie leżeli Juan wraz z Kate. No może nie do końca leżeli. Kate właśnie gilgotała mojego przyjaciela, a ten chyba próbował się bronić. Chyba, bo nie zbyt mu to wychodziło.
- Cześć gołąbeczki - roześmiany wskoczyłem obok nich na kanapę. Do tego momentu nawet nie zauważyli, że ktoś jeszcze jest w mieszkaniu, tak bardzo byli sobą zajęci. Dziewczyna szybko się podniosła próbując jakoś zakryć się koszulką, którą miała na sobie. Piłkarz podniósł się do pozycji siedzącej uspokajając oddech.
- Gołąbeczki, co żeście się tak zerwali ? - spytałem rozwalając się na całej kanapie.
- Cóż za niespodzianka, Nando. - powiedziała blondynka i pocałowała mnie w policzek. - Ty pewnie do Juana? Nie będę wam przeszkadzać.
- Hmm.. szczerze mówiąc to tak, ale może ty też mi pomożesz - spoważniałem. Kate usadowiła się na kolanach Maty i spojrzała na mnie uważnie. 
- Co mogę dla ciebie zrobić?
- Wpadłem na pomysł, jak sprawić, żeby Vivien całkowicie się nie załamała. Pewnie wiesz co mam na myśli.
- Niestety doskonale wiem. Jaki pomysł? Bo ja radze wysłać tego naćpanego debila gdzieś daleko w kosmos. - Juan pogłaskał ją uspokajająco po udzie.
- Nie dosłownie to miałem na myśli, o tym tylko ona może zadecydować. Do tego nie możemy jej zmusić, ale możemy zrobić coś innego.
- Niño, do rzeczy. Co wymyśliłeś? - tym razem odezwał się zniecierpliwiony Juan.
- Już już, nie denerwujcie się tak. O ile dobrze pamiętam Kate, mówiłaś, że muzyka jest dla niej wszystkim. Wpadłem na pomysł, by zorganizować jej koncert. - zafundowałem im uśmiech numer 5 i czekałem na ich reakcję.
- Koncert? Ty chyba nie wierzysz w to co mówisz. - dziewczyna wstała i zaczęła krążyć po pokoju z rękami skrzyżowanymi na piersi. - Sama raz próbowałam, jeszcze w LA. To piekielnie trudne zadanie, nawet dla kogoś tak sławnego jak ty. Ale sam pomysł jest całkiem dobry. - spojrzała na mnie i uśmiechnęła się.
- A gdzie chcesz to wszystko zorganizować? - dodał Juan. Po chwili zrobił minę jakby nagle go olśniło. - Może na naszym stadionie?
- Juan ty to jednak czasami ruszasz tą mózgownicą ! - zaśmiałem się i teatralnie popukałem go pięścią po głowie, za co od razu uderzył mnie w brzuch - Ei ! A to za co ?
Blondynka zaczęła się śmiać i pokręciła głową.
- Nie tylko czasami nią rusza. - podeszła i pocałowała go, a potem zniknęła na korytarzu. - Pogadajcie sobie, idę się ubrać.
- Dobrze wiesz za co, Dzieciaku. Musisz iść do Mou i popytać co i jak. Myślę, że raczej wszyscy się zgodzą. - wyszczerzył się.
- Coś wykombinujemy. Może mi pomożesz i to załatwisz, czy jesteś zbyt zajęty Kate ? - zaśmiałem się.
- Bardzo zabawne. - powiedział z ironią i uderzył mnie w ramię. - Zrobię co w mojej mocy i z użyciem mojego uroku osobistego załatwię co trzeba.
- Co ty mnie tak dzisiaj bijesz ? Nie wyżyty jesteś ? Dałbyś se spokój. Po prostu jestem szczęśliwy, że jesteście ze sobą. Bo jesteście, prawda ? 
- A jakoś tak mi ręka ucieka. - zaśmiał się, ale po chwili spoważniał. - Nie mam pojęcia. Ciężko to stwierdzić, bo Kate sama nie wie czego chce. Jest nieobliczalna. Ale, co muszę przyznać, genialna w łóżku. - powiedział ciszej i wyszczerzył się.
- Ulalalalalala - zagwizdałem - A myślałem, że ty grzeczny jesteś, Juanku - tym razem to ja wybuchnąłem śmiechem, czasami traktowałem go jak młodszego brata, który jeszcze nie wie co to seks.
- Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz, Torresku. - odpowiedział z tajemniczym uśmiechem. Miał coś jeszcze dodać, ale pojawiła się blondynka.
- Widzę, że coś was bardzo bawi. To rozmawiajcie dalej, a ja muszę lecieć. Mou dzwonił. Eden coś sobie z nogą zrobił i muszę mu ją rozmasować. Do zobaczenia na treningu. - pocałowała Juana, a potem mnie w policzek i wyszła.
- Ta to ma tyłeczek - odprowadziłem ją wzrokiem do drzwi, po czym uśmiechnąłem się od ucha do ucha, za co znowu zostałem skarcony.
- Te, amore, uważaj co mówisz i o kim. A jak już mówimy o kobietach, to co z tobą i Vivien?
- Jak to mną i Vivien ? Przecież jestem żonaty, oszalałeś ? - pomachałem mu obrączką przed nosem - Poza tym ja jej tylko pomagam.
- Wiesz co, ja ślepy jeszcze nie jestem. Pomoc pomocą Nando, ale ostatnio więcej czasu spędzasz z przyjaciółką Kate niż z własną rodziną. A i Olalla do mnie dzwoniła. Pytała gdzie się podziewasz, bo nie może się do siebie dodzwonić.
- Nic mnie z nią nie łączy i nie będzie łączyć - tym samym podniósł mi ciśnienie. Nie wytrzymałem i wyszedłem. Tylko dlaczego ? Nie ! Ona mi się nie podoba. To nie może być prawda. Mam żonę i dwójkę dzieci. To tylko przyjaciółka !

* Vivien *

muzyka ]

Siedziałam znudzona w domu. Miałam już wszystkiego po dziurki w nosie. Obecność Nando przez całą noc dodała mi odwagi. Postanowiłam w końcu coś zrobić ze swoim życiem. Może małymi kroczkami, ale do przodu. Nie mogłam się poddać, chociaż tak bardzo chciałam. 
Ubrałam się odpowiednio do pogody panującej na zewnątrz i niepewnie wyszłam z domu. Szłam przed siebie, do końca nie wiedząc dokąd idę. Dopiero przechodząc obok komisariatu, wiedziałam po co tak na prawdę wyszłam. Nie czekając chwili dłużej weszłam na komisariat i poprosiłam o kogoś kto prowadził sprawę Richarda. Musiałam to zrobić. A on musiał wycierpieć za to co próbował mi zrobić i nadal próbuje. 
- Witam, nazywam się komisarz Swan. W czym mógłbyś Pani pomóc ?
- Montrose, Vivien Montrose. Chciałam złożyć zeznanie w sprawie Richarda Selby. - podczas wypowiadania jego imienia i nazwiska głos mi ugrzązł w gardle. 
- Proszę się nie denerwować i powiedzieć mi wszystko co Pani wie. - policjant uspokajał mnie i naszykował jakąś kartkę z długopisem. 
Powiedziałam mu wszystko ze szczegółami jak na spowiedzi. Nawet wspomniałam mu o narkotykach, które zażywałam. Jedynie wtedy przez moment podejrzanie na mnie spojrzał, ale cały czas raczej starał się zachować neutralny wyraz twarzy. 
Wychodząc z komisariatu czułam się wolna. W końcu to z siebie wyrzuciłam i czułam się na prawdę wolna. Chociaż nadal miałam wrażenie, że jeszcze coś muszę zmienić. Zorientowałam się co, dopiero gdy przejrzałam się w pierwszej napotkanej witrynie sklepowej. Fryzura ! To było to. Bye bye zielone końcówki ! Nadchodzi nowa, cała blond Viv ! 


czwartek, 9 stycznia 2014

13. Love ?

Kate:


Richard? Co Torres jej powiedział? Podeszłam do drzwi i zerknęłam przez wizjer. No nie, aż mi sie ciśnienie podniosło, jak zobaczyłam te jego gębę. Czego on jeszcze od niej chce? Viv siedziała skulona na kanapie. W jej oczach czaiły sie strach i panika. Mam nadzieje, że Nando zadzwonił po policję.
- Otwórz szmato ! Mam nadzieję, że dalej o mnie pamiętasz ! Zawsze będziesz moja ! - darł się za drzwiami, cały czas w nie uderzając. Był naćpany. Co za dupek. Czy on kiedyś jest trzeźwy? 
- Spieprzaj dupku! Idź się lecz i daj Viv spokój! Twoje to może być tylko wybujałe ego i brak jaj !
- Taka mocna w gębie jesteś ? To może otwórz drzwi i wtedy pogadamy ?! Chyba, że się boisz.
- O czym? O twoich jajach czy mózgu? W obu przypadkach nie mamy o czym rozmawiać!
- Wpuść mnie albo wyważę te cholerne drzwi ! Nie żartuje ! Vivien jest moja !
- Spadaj na drzewo i daj jej święty spokój! - odwróciłam się do przyjaciółki. - Viv, idź do sypialni i zamknij drzwi. Prosze cie.
W tym samym momencie nie zawahał się i z całej siły kopnął w zamknięte drzwi, które z hukiem wylądowały na podłodze. Stał rozjuszony i uważnie mi się przyglądał. Rozpoznał mnie.
- A więc to ty nie chciałaś mnie wpuścić. Może chciałaś mieć mnie tylko dla siebie ?
- Viv, do sypialni! - krzyknęłam stając przed rozjuszonym facetem. - Uważaj, jestem po kursie samoobrony. Ciebie nie dotknęłabym nawet małym palcem.
- Myślisz, że się Ciebie boję ? Co ty, takie chucherko, może mi zrobić ? - zaśmiał się i wzrokiem podążył za uciekającą dziewczyną. - A teraz mnie przepuść do mojej dziewczyny.
- Chyba śnisz, że pozwolę ci się do niej zbliżyć. Nie doceniasz mnie. - podeszłam bliżej i popchnęłam go w stronę wyjścia. - Wyjdź po dobroci, albo porozmawiamy inaczej. - byłam wściekła, ale równocześnie przerażona. Jest silniejszy i naćpany. Co ja mogę mu zrobić? Wiedziałam jednak, że dla Viv zrobię wszystko.
- To może my się trochę zabawimy. Lubię blondynki i w dodatku takie ostre jak ty - uśmiechnął się zadziornie i już miał położyć ręce na moim ciele, gdy nagle ktoś uderzył go butelką w głowę. Richard lekko się zatoczył, ale niestety nadal trzymał się na nogach. Uderzyłam go pięścią w twarz, a potem w splot słoneczny, na koniec kalecząc kolanem jego męskość. W końcu upadł na ziemię i zaczął kląć.
- Odpłacę Ci się za to, zobaczysz. Niech tylko wstanę ! - odgrażał się.
- Tylko spróbuj wstać, a nigdy więcej już nie ruszysz nogami - obok niego szybko znalazł się Hiszpan.
- W najbliższym czasie nie zabawisz się z żadną dziewczyną, zaręczam ci to. - dodałam i w duchu dziękowałam za Torresa. Po chwili, do mieszkania, weszło dwóch policjantów i zabrali Richarda. Kiedy wyszli, Torres podszedł do mnie i mocno mnie przytulił. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że cała się trzęsę. Teraz schodziły ze mnie emocje i strach.
- Już dobrze, jestem przy tobie. Zabrali go. Nic ci nie grozi. - pogłaskał mnie po głowie. - Gdzie jest Viv?
- Wysłałam ją do jej pokoju. Próbowałam go zatrzymać, ale..
- Jesteś naprawdę odważna. Zrobiłaś wszystko dobrze, nie obwiniaj się. Poradzisz sobie? Chciałem zajrzeć do Vivien. - kiwnęłam tylko głową, a on musnął ustami moje czoło i zniknął w pokoju blondynki. Usiadłam pod ścianą, a do oczu napłynęły mi łzy. Czy przez chwilę nie może być dobrze i choć trochę normalnie? Chciałam iść i wziąć kokę. Tego teraz potrzebowałam. Idę się napić. Wstałam, przebrałam się i wyszłam. Klub to było to, czego właśnie teraz potrzebowałam.

***

Wyszłam z klubu kompletnie pijana. Buty mi przeszkadzały, więc je zdjęłam. Na dworze, jak to w Anglii, lało jak z cebra. Wiedziałam co się dzieje, gdzie idę i co chcę zrobić, ale nie potrafiłam nad tym zapanować. Po jakimś czasie zobaczyłam dom, którego szukałam i znany mi samochód. W oknach świeciło się światło, a na podjeździe stały jeszcze dwa inne auta. Nie był sam. No i co? Mój upojony umysł miał wszystko gdzieś. Podeszłam przed furtkę.
- Juan, wychodź! Wyjdź i powiedz mi dlaczego tak bardzo mnie nie chcesz! - zaczęłam się wydzierać na całą dzielnicę, ale nie przejmowałam się tym. Nie panowałam nad sobą. Zobaczyłam ruch, a potem na zewnątrz wyszły trzy osoby. Pojawił się sam zainteresowany, Cesar oraz Eden. - Super, są świadkowie. Teraz możesz powiedzieć, co takiego ci się we mnie nie podoba! Za brzydka jestem czy jak?! A może za mało atrakcyjna?! Powiedz! - spoglądał na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Przy mnie zjawił się Hazard i obejmując mnie w talii zaprowadził do środka. Za nim poszła pozostała dwójka.
- Jesteś cała przemoczona i pijana. Ćpałaś coś? - zapytał, a potem podał mi ręcznik z łazienki. Gospodarz gdzieś zniknął, a Azpi usiadł na kanapie, obok mnie i nic nie mówił.
- Nie. Obiecałam komuś, że tego nie zrobię. Juan! Nadal mi nie odpowiedziałeś! - Cesar zabrał mi ręcznik i zaczął wycierać moje włosy.
- Dlaczego tak się na niego wściekasz? Nie chce nam nic powiedzieć. - Eden miał zmartwiony wyraz twarzy.
- Skoro wam nie powiedział to widocznie uważa to za coś nieistotnego. W takim razie lepiej będzie jak sobie pójdę. - podniosłam się, ale zakręciło mi się w głowie i upadłam na ziemię.
- Nigdzie nie idziesz. - do pokoju wszedł Mata z ubraniami i parującym kubkiem. - Chłopaki, moglibyście nas zostawić? - ci tylko pokiwali głowami i wyszli. Spojrzałam na niego. Jego twarz nie wyrażała żadnych uczuć. Dobrze się maskował. Postawił kubek na stoliku, a następnie pomógł mi wstać. Objął mnie w talii, a nasze usta dzieliły milimetry. Jego zapach i bliskość całkowicie mnie obezwładniły.
- Naprawdę myślałaś, że jesteś dla mnie mało atrakcyjna? Dziewczyno, ja za tobą szaleje i nie potrafię przestać. Nie chciałem wtedy robić niczego pochopnie, bo byłaś pijana. Nie chciałem, żebyś rano czuła się wykorzystana. Ja.. - nie pozwoliłam mu skończyć. Pocałowałam go, a kiedy odwzajemnił pocałunek wiedziałam, że to co powiedział przed chwilą było prawdą. Jego usta mówiły, że chcą tylko mnie, a dłonie przyciągały moje ciało coraz bliżej niego.



Viv :


muzyka ]

Nie potrafiłam znieść jego widoku. Jeszcze tydzień temu zrobiłabym dla niego wszystko. Ćpałam, bo on ćpał. Nie chciałam być gorsza. Z drugiej strony to sprawiało mi przyjemność. No, ale nie o tym mowa. Chciałam jak najszybciej wymazać całą pamięć o nim. Od momentu gdy zadzwonił do mnie w sprawie pracy. Najlepiej by było gdybym nigdy nie trafiła do tej głupiej restauracji. 
Kate próbowała się z nim kłócić, ale całą rozmowę wpuszczałam jednym uchem, a drugim wypuszczałam. Nie chciałam go słuchać. Najbardziej się bałam, gdy kopnął w drzwi, a te uległy jego naciskowi. Stał rozjuszony i uważnie jej się przyglądał. Rozpoznał ją.
- A więc to ty nie chciałaś mnie wpuścić. Może chciałaś mieć mnie tylko dla siebie ?
- Viv, do sypialni! - Kate zaczęła do mnie krzyczeć. A ja nie wiedziałam co mam zrobić. Wahałam się.  - Uważaj, jestem po kursie samoobrony. Ciebie nie dotknęłabym nawet małym palcem.
- Myślisz, że się Ciebie boję ? Co ty, takie chucherko, może mi zrobić ? - zaśmiał się i dopiero wtedy czmychnęłam do siebie. Zamykając drzwi usłyszałam, że chciał do mnie przyjść.
Wskoczyłam na łóżko i skuliłam się. Tak bardzo się bałam. Nie czułam się na siłach by z nim rozmawiać. Zresztą to nie przypominałoby normalnej rozmowy. Pewnie znowu użyłby siły. Czas dłużył mi się niesamowicie. Drżałam ze strachu słysząc ich krzyki. Lecz nagle wszystko umilkło. Nawet nie słyszałam głosów Kate. Nie miałam pojęcia co się dzieje. Teraz zaczęłam się bać o przyjaciółkę. Nie przejmowałam się swoim życiem, chciałam tylko dowiedzieć się co z Kate.
Już chciałam otworzyć drzwi, gdy nagle ktoś mnie ubiegł. Chciałam krzyknąć, ale zorientowałam się, że przede mną stoi Torres.
- Ciiii... Już wszystko w porządku. Jestem przy Tobie. - przytulił mnie i próbował uspokoić. Udało mu się. W jego ramionach czułam ukojenie.
- Gdzie Richard ? - spytałam drżącym głosem.
- Policja go zabrała, już nie masz się czym martwić. Tylko proszę Cię, przemyśl złożenie pozwu przeciwko niemu.
- Pomyśle, obiecuje. - powiedziałam i wróciłam przerażona do łóżka. Wtuliłam się w kołdrę i zaczęłam obserwować piłkarza, który oparł się o parapet wyglądając przez okno.
Nie miałam jeszcze wtedy pojęcia o czym myślał, a bałam się zapytać. Nie chciałam psuć tej cudownej ciszy panującej w domu. Mogłam w spokoju się wyciszyć i pomyśleć o wszystkim. Niestety trochę tego było. Na prawdę musiałam przemyśleć sprawę Richarda. On jest nieobliczalny i niebezpieczny. Ale.. Przecież nie mogę złożyć doniesienia na osobę, którą kochałam (a przynajmniej tak mi się wydawało).
- Ja już pójdę - z rozmyślań wyrwał mnie Dzieciak, łapiący już za klamkę.
- Nie, proszę ... - wyszeptałam bardzo cicho.
- Słucham ?
- Zostań ze mną tej nocy. Nie wytrzymam tutaj sama. On może wrócić - chyba nie do końca wiedziałam co mówię. Jakim cudem mogliby go wypuścić, skoro bez pozwolenia wtargnął do naszego mieszkania, a wcześniej zaatakował pielęgniarkę w szpitalu ?
- Już nie wróci, nie dzisiaj. Chociaż, jeśli chcesz i masz czuć się bezpieczniej, to mogę z Tobą zostać. - uśmiechnął się delikatnie, po czym usiadł wygodnie w nieopodal stojącym krześle. Udało mu się nawet dosięgnąć mojej ręki.
Znowu poczułam się jak w szpitalu. Był przy mnie i troszczył się o mnie. Pragnęłam tego. On i Richard byli swoimi przeciwieństwami. Jak woda i ogień. Jeden kochający i czuły, a drugi narwany i nieobliczalny.

* Torres *

Siedząc obok przerażonej Viv zdałem sobie sprawę, że nie mogę pozwolić jej się załamać. Nie wiedziałem o niej za dużo, ale wiedziałem, że kocha muzykę. Zresztą sam wygląd pokoju na to wskazywał. Z drugiej strony, nie miałem pojęcia dlaczego tak bardzo się o nią martwię. Oczywiście nie zaniedbywałem przy tym swojej rodziny. Może to dlatego, że Kate nas o to poprosiła, a ja chcąc zbliżyć do siebie Kate i Matę, sam zgłosiłem się do opieki ?
Nagle rozdzwonił się mój telefon. Podskoczyłem zaskoczony i jak najszybciej odebrałem, żeby tylko jej nie obudzić. Na szczęści tylko mruknęła i odwróciła się na drugi bok. 
- Tak słucham ? - powiedziałem dopiero po wyjściu z pokoju. 
- Cześć kochanie. O której będziesz w domu ? - w słuchawce usłyszałem zmartwiony głos mojej żony. Olalla jak zwykle zanadto się martwiła. 
- Będę jutro, muszę zostać u Kate i Vivien w domu. Mówiłem Ci o nich, pamiętasz ?
- No mówiłeś, zresztą Kate osobiście poznałam. A coś się stało ? - dziękowałem Bogu, za to jaka Olalla potrafiła być domyślna, a ponadto wyrozumiała. 
- Były chłopak Viv napadł je w domu. Teraz boją się zostać same na noc, więc obiecałem im, że będę przy nich. - po drugiej stronie dało się słyszeć, jak dziewczyna robi głębszy wdech - Nie gniewasz się ?
- Nie, nie skarbie. Porozmawiamy jutro, dobrze ? Muszę położyć dzieciaki spać. Kocham Cię, pamiętaj. 
- Ja Ciebie też kocham, słońce. - powiedziałem, posłałem buziaka, rozłączyłem się i wróciłem do sypialni. Spojrzałem na wyświetlacz. Nie dzwoniła pierwszy raz. Miałem kilka nieodebranych połączeń. Dobra, co do dziewczyn i zamiarze spędzenia tu nocy odrobinę skłamałem, to znaczy zataiłem prawdę. Kate nie było w domu. Wyszła się napić. Miałem nadzieję, że Juan już z nią jest. Olalla nie musiała wszystkiego wiedzieć. Byłaby zazdrosna, gdyby dowiedziała się, że jestem z nią sam na sam. Chociaż z drugiej strony powinna mi wierzyć. 
Usiadłem na fotelu i chwyciłem jej dłoń. Dziewczyna wyglądała już na spokojniejszą. Uśmiechała się przez sen. Musiało jej się śnić coś przyjemniejszego. Ucałowałem jej dłoń i sam ułożyłem się wygodniej. Będę musiał jakoś przetrwać tą noc w takiej pozycji. Nie śmiałbym wpakować jej się do łóżka.