sobota, 28 września 2013

3. "- Za nowe życie w tym pięknym mieście!"

No, nareszcie wzięłam się w garść i z opóźnieniem dodaję rozdział z perspektywy Kate. Wybaczcie za zwłokę. Zapraszam do czytania i komentowania. Wasza Obsesion Cule :)
***

Wykończone podróżą zaczęłyśmy szukać jakiegoś taniego hotelu, by móc się gdzieś zatrzymać póki nie znajdziemy mieszkania. Akurat przejeżdżałyśmy obok London Eye. Boże, jakim Londyn jest pięknym miastem. Mijając London Eye musiałyśmy również minąć Big Ben’a.
- Musimy tu rano przyjść! Kate, przecież tu jest cudownie! – ekscytowała się Viv.
- No ba, przecież to był mój pomysł - uśmiechnęłam się promiennie, oczywiście na tyle ile miałam siły i oparłam się o jej ramię, zasnęłam. Gdy dojechałyśmy na miejsce położyłam się do łóżka w ubraniach i zasnęłam kamiennym snem.

***

Ubrałam się wygodnie, ale równocześnie elegancko. Wzięłam swoje CV, papiery z uczelni, torebkę i mogłam wychodzić. Vivien zabrała ze sobą swoja gitarę. Ona zabiera ją wszędzie, to taki jej znak rozpoznawczy. Poza tym ma dziewczyna talent. Kto wie, może tu jej kariera, o której zawsze marzyła, się rozwinie. Życzę jej tego całym sercem. Spacerując po mieście, rozglądałyśmy się zafascynowane na wszystkie strony. Zahaczyłyśmy o park, w którym podbiegały do nas bardzo towarzyskie wiewiórki. Ale to nie park był naszym celem. Viv chciała stanąć na Tower Bridge i nakręcić krótki filmik. To coś, co uwielbiamy, a ile przy tym śmiechu. To taka nasza mała odskocznia od rzeczywistości. Cholera, już ta godzina! Spóźnię się i to na rozmowę, od której wszystko zależy! Co chwile nerwowo zerkałam na zegarek, co nie uszło uwadze przyjaciółki, która przyśpieszyła kroku. Co chwilę pytając się przechodni, w końcu dotarłyśmy do punktu kulminacyjnego naszego zwiedzania. Vivien oparła futerał o most i zaczęłyśmy nagrywanie. Ja robiłam za operatora, a ona za gwiazdę. Wcale mi to nie przeszkadzało. Kiedy skończyłyśmy, musiałam pożegnać się z przyjaciółką i pędzić na spotkanie. Wiem, to okropne zostawiać ją w obcym mieście sama, ale nie mam wyjścia.
- Viv, wybacz mi. Muszę już iść - powiedziałam i schowałam telefon do torebki. Byłam zdenerwowana.
- Co się stało?
- Nie, nic się nie stało. Porozmawiamy później. Do zobaczenia w hotelu - ucałowałam ją w policzek i pobiegłam w przeciwnym kierunku. Nie znałam Londynu, więc, aby dojść we wskazane mi, w emailu, miejsce, pytałam przechodniów o drogę. Prawie każdy mnie zbył, a jedynie pewien chłopak udzielił mi dokładnych wskazówek, dzięki, którym doszłam na miejsce. Fulham Road, a na niej mój cel, Stamford Bridge. Ogromny i piękny stadion, na którym mecze rozgrywa jedna z najlepszych drużyn, jakie znam, Chelsea Londyn. Amerykanie nie interesują się zbytnio footballem. Wolą rugby i całą resztę. Mimo to, ja lubię oglądać mecze Chelsea, FC Barcelony, a czasem nawet Realu Madryt. Nick często z tego powodu się ze mnie śmiał. Już miałam wejść na teren tej jakże okazałej budowli, gdy drogę zagrodził mnie rosły ochroniarz.
- Identyfikator, proszę. – powiedział.
- Ja przyszłam w sprawie pracy, do pana Paco Biosca. – to szef służby medycznej, do którego miałam się zgłosić.
- Jak się pani nazywa? Zaraz to sprawdzimy. – wydawał się całkiem sympatyczny.
- Kate Marinho. – ten odszedł kawałek i powiedział coś do interkomu. Po chwili wrócił i pokazał mi ręką, że mogę wejść.
- Witamy, panno Marinho. – uśmiechnął się, a ja odwzajemniłam gest i weszłam. Przeszłam wąskim i długim labiryntem korytarzy i znalazłam się przed drzwiami szefa sztabu medycznego niebieskich. Nim zdążyłam zapukać, drzwi się otworzyły i stanął w nich uśmiechnięty brunet.
- To zapewne Kate Marinho Parker. – wyciągnął rękę. – Paco Biosca. – wyglądał na dość młodego. Mógł być tylko parę lat starszy ode mnie. Uścisnęliśmy sobie dłonie. – Zapraszam do środka. - usiedliśmy i mężczyzna, od razu, przeszedł do rzeczy.
- Dotarły do nas pani CV i dyplom ukończenia studiów fizjoterapeutycznych. Trzeba przyznać, że wywarły na mnie duże wrażenie. Dyplom z wyróżnieniem, nagrody w konkursach, udzielanie się w Samorządzie Studenckim, nagrody sportowe. Do tego praktyki w Barcelonie B. Nic dodać, nic ująć. Witamy na pokładzie, Kate. – wstał i uścisnął moją dłoń. – Chodź, poznasz resztę sztabu. – nadal w totalnym szoku ruszyłam za moim nowym szefem.

***



Uśmiechnięta i szczęśliwa opuściłam moje nowe miejsce pracy. Poznałam resztę ekipy, z którą będę współpracować oraz obejrzałam cały stadion. Samych piłkarzy i trenera miałam poznać jutro. Ze szczęścia chciałam skakać, ale powstrzymałam się. Teraz musze znaleźć Viv i wynagrodzić jej to, że zostawiłam ją samą. Tylko gdzie ona może być? Wracając poczułam wibracje mojego telefonu. Dzwonka raczej bym nie usłyszała przez hałas, jaki panował na ulicy. Gdy zobaczyłam na wyświetlaczu imię mojego chłopaka od razu posmutniałam.
- Cześć skarbie! – powiedział wesoło. – Nie widzę cię dopiero drugi dzień, a już tęsknię jak głupi. Co słychać? Jak rozmowa z sprawie pracy?
- Ja też tęsknię kochanie. – postarałam się przybrać wesoły ton głosu, żeby się nie martwił. – Właśnie wracam z tejże rozmowy. W tej chwili rozmawiasz z główną masażystką piłkarzy Chelsea Londyn.
- No to moje gratulacje. Jestem z ciebie bardzo dumny. – powiedział radośnie. – A teraz pewnie z Vivien będziecie świętować?
- A kto to wie. – zaśmiałam się. – Zobaczymy. Póki co, ledwo mamy, za co żyć.
- Sprawdź swoje konto bankowe. Wybacz, ale muszę uciekać na trening. Masz pozdrowienia od chłopaków i trenera. Ucałuj Viv i dbaj o siebie. Jak tylko będę mógł to się odezwę. Kocham cie.
- Też ich pozdrów i trzymaj się Nick. Kocham cie. – po tych słowach rozłączył się, a ja westchnęłam. Jak długo damy radę być razem na taka odległość? Zachciało mi się płakać. Przyspieszyłam kroku. Chciałam jak najszybciej zobaczyć się z przyjaciółką.

***

- Viv! Jesteś? – zapytałam otwierając drzwi naszego pokoju. W rękach miałam torby z zakupami, które zrobiłam po drodze.
- W łazience! – usłyszałam w odpowiedzi. Zrobiłam sobie herbatę i usiadłam przed moim laptopem. Weszłam na moje konto bankowe i zatkało mnie. Jakim cudem?
- A tobie co się stało? Dowiedziałaś się, że Johnny Depp chce się z Tobą spotkać? – szturchnęła mnie w ramię ze śmiechem. Tak, Depp jest moim ukochanym aktorem. Uwielbiam to jak gra i role, które wybiera. Zerknęła mi przez ramię i po chwili sama stała jak sparaliżowana.
- A ze mnie się śmiałaś. – powiedziałam z uśmiechem.
- Ale skąd ty masz tyle pieniędzy? – weszłam w historie przelewów, a dziewczyna usiadła obok mnie.
- Część od Nicka. W końcu, powiedział mi, że mam zajrzeć na konto. Reszta jest od taty. Ale dlaczego i z jakiej racji aż tyle?
- Może zadzwoń i się dowiedz? – kiwnęłam głową i usiadłam na łóżku z telefonem przyłożonym do ucha.
- Cześć córeczko. Cieszę się, że dzwonisz. Jak się macie, ty i Vivien? – zawsze troszczył się o nas obie. Viv traktował jak swoją córkę.
- Póki co jest w porządku. Tato, możesz mi wyjaśnić, co robi tak duża gotówka na moim koncie i z jakiej to okazji?
- Przecież za coś musisz żyć i gdzieś mieszkać. Nie pozwolę wam się przepracowywać, dlatego macie pieniądze na mieszkanie i życie. Okazja jest taka, że jesteś moją córką i bardzo cie kocham i Viv również. W ogóle, zapomniałbym, jaka rozmowa o pracę?
- Nawet nie wiem jak ci dziękować, jesteś kochany! Dostałam ją.
- To wspaniale! Jestem z ciebie taki dumny! – druga osoba dzisiejszego dnia jest ze mnie dumna. Przyjemne uczucie. – Jak tylko będziesz miała chwile to zadzwoń czasem do starego ojca.
- Tatuś, przestań tak mówić. – pokręciłam głową z uśmiechem. – Jeszcze raz dziękuje w imieniu nas obu. Buziaki. – rozłączyłam się i opadłam na łóżko.  Po chwili blondynka leżała obok mnie.
- I jak? Już coś wiesz?
- Tata zafundował nam właśnie mieszkanie w Londynie. Jego córeczki nie mogą się przemęczać. – dziewczyna spojrzała na mnie ze wzruszeniem, a po chwili rzuciła się na mnie i mocno mnie przytuliła.
- To świetna wiadomość.
- Tak, masz rację. No, opowiadaj, co robiłaś kiedy cię zostawiłam? – oparłam głowę na ręce i spojrzałam na przyjaciółkę.
- Grałam na ulicy i wyobraź sobie, ludziom się to podobało. Zarobiłam 50 funtów. – wyszczerzyła się. – Potem byłam w takiej kawiarni i zapytałam czy nie szukają kogoś do pracy. No wiesz, żebym mogła sobie pograć.
- Gratuluje pierwszych zarobionych pieniędzy. I jak, dostałaś tą pracę? – zapytałam żywo zainteresowana.
- Mają do mnie zadzwonić. Lepiej powiedz gdzie się tak spieszyłaś.
- Byłam na rozmowie kwalifikacyjnej.
- Tam gdzie złożyłaś internetowe podanie? – kiwnęłam głową. – I co? No weź, nie trzymaj mnie w niepewności!
- Widzisz przed sobą masażystkę zawodników Chelsea. – ta tylko ucałowała mnie w policzek i wyściskała.
- No gratuluje! Przecież o tym marzyłaś. Coś średnio się cieszysz. Stało się coś? – usiadłam, a ta zrobiła to samo. Oparłam się o jej ramię.
- Cieszę się, ale dzwonił Nick. Wiesz, praca jest powodem, żeby tu zostać. Ja boje się, że nie przetrwam tej rozłąki. – oczy zaszły mi łzami.
- Hej, no już, nie płacz. – objęła mnie ramieniem. – Dacie sobie radę, kochacie się.
- Niestety czasem miłość nie wystarcza.
- Dzisiaj nie ma czasu na łzy. Świętujemy! – wyjęła z walizki butelkę szampana i otwarła ją z hukiem. Podniosłam się ocierając łzy i podałam jej dwie szklanki. Nalała do niej napój i jedną podała mi. – Za nowe życie w tym pięknym mieście, moje pierwsze zarobione pieniądze i twoja pracę!
- Zdrowie! – to mówiąc stuknęłyśmy się kieliszkami.



piątek, 20 września 2013

2. I wish you were here

Tym razem całą notkę napiszę ja, Foquita :) Mam nadzieję, że wam się spodoba ! Miłego czytania ;*
----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Vivien:

Wykończone podróżą zaczęłyśmy szukać jakiegoś taniego hotelu , by mów wynająć pokój na kilka kolejnych dni. Akurat przejeżdżałyśmy obok London Eye. Widok zapierał dech w piersi. Powoli zaczęło podobać mi się to miasto. Mijając London Eye musiałyśmy również minąć Big Ben.
- Musimy tu rano przyjść ! Kate, przecież tu jest cudownie !
- No ba, przecież to był mój pomysł - uśmiechnęła się promiennie, oczywiście na tyle ile jej siły pozwoliły i
oparta o moje ramię, zasnęła. Nie dziwię jej się. Sama bym poszła spać, gdyby nie te widoki. Zresztą z drugiej strony musiałam pilnować naszego taksówkarza.
 Niedługo później byłyśmy na miejscu. Zaspana Kate weszła do pokoju i nawet nie rozbierając się, poszła spać. Spojrzałam przez okno na coraz bardziej zatłoczone ulice. Akurat o tej porze wzięła mnie wena na tworzenie nowej piosenki.
Zapaliłam małą lampkę przy stoliku, wyciągnęłam notes i zaczęłam pisać. Zaczęłam od refrenu, który przyszedł mi od razu do głowy.


"Damn, damn, damn
What I'd do to have you
Here, here, here
I wish you were here
Damn, damn, damn
What I'd do to have you
Near, near, near
I wish you were here"


Z resztą tekstu było już gorzej. Zaczęłam przelewać myśli na papier, ale co chwilę zwijałam kartkę w kulkę i rzucałam w stronę kosza na śmieci. O kim pisałam kolejną piosenkę ? Sama wtedy nie zdawałam sobie sprawy. Po prostu w moim życiu zaczęło kogoś brakować. Czułam się osamotniona w tłumie otaczających mnie ludzi. Oczywiście miałam Kat, na którą zawsze mogłam liczyć, ale to nie to samo co kochający Cię facet.
Nawet nie zauważyłam kiedy zza oknem budził się dzień. Na zegarku wybiła godzina 600. A pogoda schodziła na psy. Rozpadało się niemożliwie. Miałam nadzieję, że jak Kat wstanie, to przestanie padać i będziemy mogły iść po zwiedzać miasto.

***

Wygodnie ubrana mogłam w końcu wyjść na miasto. O mało nie zapomniałabym swojej gitary. Chciałam trochę zarobić na kolejną noc w hotelu, a jedyne co mogłam zrobić na szybko to zagrać. Kat złapała ze sobą jakieś papiery, torebkę i byłyśmy gotowe.
Spacerując po mieście, rozglądałyśmy się zafascynowane na wszystkie strony. Zahaczyłyśmy o park, w którym podbiegały do nas bardzo towarzyskie wiewiórki. Ale to nie park był moim celem. Chciałam stanąć na Tower Bridge i nakręcić krótki filmik. Uwielbiałyśmy robić to z Kat. To była taka nasza mała odskocznia od rzeczywistości. 
Kate co chwile nerwowo zerkała na zegarek, więc przyśpieszyłam kroku. Co chwilę pytając się przechodni, w końcu dotarłyśmy do punktu kulminacyjnego naszego zwiedzania. Oparłam futerał o most i zaczęłyśmy nagrywanie.


- Viv, wybacz mi. Muszę już iść - powiedziała po nagraniu i schowała telefon do torebki. Była zdenerwowana, jakby czymś się martwiła.
- Co się stało ?
- Nie, nic się nie stało. Porozmawiamy później. Do zobaczenia w hotelu - ucałowała mnie w policzek i pobiegła w przeciwnym kierunku. Nie miałam pojęcia co się takiego nagłego stało, ale po coś tu przyjechała. Może chodzi o jej biologicznego ojca ? Może czegoś się dowiedziała ? Z drugiej strony mówiła, że odpowiedzieli jej z pracy. Dostała ją ?
Z głową pełną pytań zaczęłam szukać jakiegoś dobrego miejsca do 'występu'. Nawet tego występem nie można było nazwać. Jednak miałam nadzieję, że ktoś mnie kiedyś zauważy. Usiadłam w dość ruchliwym miejscu i zaczęłam grać. Jako pierwszą wykonałam I'm with you, którą uwielbiałam. Kilkoro przechodniów zatrzymało się koło mnie, więc zaczynałam się wczuwać coraz bardziej. Jako następną wybrałam Nobody's home. Pokrowiec zaczął się napełniać. Nie były to może duże nominały, ale zawsze coś. Najważniejsze, że podobała im się moja muzyka ! Na sam koniec zostawiłam Complicated.
Gdy ostatnia struna ucichła, wszyscy zebrani zaczęli bić mi brawo i wrzucali jeszcze więcej pieniędzy. Czułam się jak żebraczka, ale jak miałyśmy przeżyć skoro żadna z nas nie miała ani grosza przy duszy.
Ja miałam może 500 dolarów co na funty dawało mniej więcej 300. Nie wiem jak Kate, ale to były wszystkie moje pieniądze.
Bogatsza o 50 funtów, ruszyłam w stronę hotelu. Strasznie się rozpadało, a ja nie miałam parasolki, ani kaptura. Szłam w deszczu i cieszyłam się, że zarobiłam na 2 kolejne noclegi. Rozglądałam się po barach czy gdzieś przypadkiem nie potrzebują kogoś do umilania czasu przy kotlecie.
Weszłam do jednego z nich. Pasował do mnie. Typowo muzyczny klub, chociaż z zewnątrz nie wyglądał na taki.
- Dzień dobry. Nie potrzebujecie może kogoś do pracy ? - spytałam niewysokiego i mało przystojnego kelnera.
- Jako kto byś chciała pracować ? - uśmiechnął się do mnie i od razu zmierzył mnie od góry do dołu. Chyba przypadłam mu do gustu, co łatwo mogłam wykorzystać.
- Może potrzebujecie grajka ? - zaśmiałam się, dziwiąc się samej sobie, że znam taki wyraz jak grajek. Brzmi jak z poprzedniej epoki. Chłopak spojrzał na mnie zainteresowany, po czym zauważył gitarę.
- Podaj mi swój numer. Porozmawiam z szefem i do Ciebie zadzwonię.
Zastanowiłam się chwilę, ale zabrałam jakąś ich wizytówkę i napisałam swój numer. Podałam mu ją, a on jeszcze bardziej się ucieszył.
- Świr - pomyślałam. Pożegnałam się i wyszłam z powrotem na deszcz. Musiałam jak najszybciej wrócić do hotelu. Byłam już cała mokra i robiło mi się coraz zimniej. Ciekawe czy kiedykolwiek przyzwyczaję się do tej pogody w kratkę. To był jedyny minus tego miejsca. Deszcz, deszcz i jeszcze raz deszcz. 

piątek, 13 września 2013

1. London, we are coming !

No cześć. To znowu ja, Obsesion Culé ♥ :) Ten fragment jest dokończeniem tego co się przydarzy Kate w USA. Dalszą część tego rozdziału oddaje mojej kochanej Foquicie;*
***

Kate:

- Wiesz, co, zarezerwowałam lot na jutro popołudniu. – powiedziałam po paru godzinach siedząc przed laptopem Viv. Zbliżał się wieczór, a ja wiedziałam, że muszę się jeszcze z kimś pożegnać.
- To super, zdążę wszystko zapakować. A Nick już wie? – spuściłam głowę, tak, że kaskada moich długich, blond włosów zakryła mi twarz. – Powinnaś mu powiedzieć.
- Wiem. Będziesz zła, jeśli pojadę do niego na noc, a jutro przyjadę po Ciebie i moje bagaże? – spojrzałam na nią, a ta tylko pokręciła głową.
- Zadajesz głupie pytania. Oczywiście, że nie będę zła. W końcu, musisz się z nim porządnie pożegnać. – wzięłam telefon i zadzwoniłam do mojego chłopaka. Miał przyjechać za dziesięć minut. Coś czuje, że czeka mnie ciężka rozmowa.

***
Ja i Nick jesteśmy razem od trzech lat. Poznaliśmy się podczas mojego wakacyjnego pobytu w Australii. Od razu coś między nami zaiskrzyło. Akurat przenosił się wtedy na jakiś czas do LA, więc mogliśmy lepiej się poznać. Bardzo go kocham i nie wyobrażam sobie jak mam teraz mu powiedzieć o wyjeździe. Gdy znaleźliśmy się w jego domu, skierowaliśmy się od razu do sypialni. Nicki pociągnął mnie za sobą na łóżko i zaczął namiętnie mnie całować nie dając mi dojść do słowa. Może powiem mu później? Wiedziałam, ze odwlekanie wszystkiego to kiepski pomysł, ale nie zostawało mi nic innego. Szybko pozbył się moich ubrań i wszedł we mnie. Nasze oddechy były przyspieszone, a ciała gorące od pożądania. Uwielbiałam się z nim kochać. Sex był dziki i nieokiełznany oraz przyjemnie męczący. Po kilku ‘rundach’ opadliśmy na łóżko kompletnie wyczerpani. Oparłam głowę na jego torsie. Słyszałam bicie jego serca, czułam jego perfumy, a do oczu napływały mi łzy. Jak ja mogę mu teraz powiedzieć, że go zostawiam?
- Nick, musimy porozmawiać. – głos mi drżał i czułam, że zaraz całkiem się rozkleję.
- Co się dzieje skarbie? – pocałował mnie w czubek głowy, obejmując w talii.
- Pamiętasz jak mówiłam ci o tej pracy w Londynie?
- Tak. Mówiłaś, że miałaś wysłać tam CV. Jest jakaś odpowiedź? – w jego głosie słychać było obawę i jakąś trudną do określenia nutę. Smutku?
- Tak, dostałam dzisiaj emaila. Przyjęli mnie. – zapadła krępująca i dręcząca obojga cisza. – Dzisiaj rodzice się o to kłócili. Podsłuchując ich sprzeczkę dowiedziałam się, że tata nie jest moim ojcem. – zamilkłam nie potrafiąc powiedzieć wszystkiego. Chłopak usiadł, a więc ja byłam zmuszona do tego samego. Przyglądał mi się w ciszy czekając, aż skończę. On wiedział. Czuł to. Widziałam to w jego oczach. – Mój biologiczny ojciec jest gdzieś w Londynie. Muszę się dowiedzieć, kim jest. W dodatku zawsze marzyłam o posadzie w drużynie Chelsea London. – nie umiałam powiedzieć już nic. Łzy ściekały mi po policzkach. Czekałam na jego reakcję. Na to, co powie lub zrobi. On jednak nadal milczał. Widząc moje łzy starł je kciukiem.
- Kochanie, jakoś sobie z tym poradzimy. Ja muszę wracać do Australii, ale możemy się odwiedzać. A kiedy załatwisz sprawę z ojcem to przeniesiesz się do mnie. Kupiłem już dla nas dom. – pocałował mnie czule i założył kosmyk moich włosów za ucho. – Już nie raz byliśmy daleko od siebie, ale zawsze nam się udawało.
- Tym razem to zbyt wielka odległość, nie uważasz? – byłam podłamana tym całym dniem i jedyne, na co miałam ochotę to wtulić się w silne ramiona mojego ukochanego i zasnąć.
- Damy radę. – zbliżył swoją twarz do mojej i spojrzał mi głęboko w oczy. – Kocham cie. Jesteś dla mnie najważniejsza na świecie. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Chce założyć z Tobą rodzinę. – pocałował mnie. – A teraz przydałoby nam się trochę snu. Chodź tu. – położył się i wyciągnął do mnie umięśnione i wytatuowane ramiona. (Boże, jak mnie kręcą jego tatuaże i muskulatura!)Wtuliłam się w niego i zamknęłam oczy nadal mokre od łez.
- Kocham cie. – szepnęłam mu do ucha, a ten uśmiechnął się i mocniej mnie przytulił. Może ma rację i przetrwamy najgorsze? Tylko czy ja właśnie teraz chce zostać żoną i matką? Chyba to nie ten czas.



------------------------------------------------------------------------------
Tu Foquita :) Czas na moją część. Powitam się z wami po całej notce ;)
------------------------------------------------------------------------------


Vivien :

Co tam, że na ten wieczór już miałam plany ? Miałam mieć próbę z kapelą na plaży, ale w takiej pogodzie to mogliśmy sobie tylko pomarzyć. Zostałam więc sama w pustym mieszkaniu. Nie do końca sama - z gitarą. To ona była moim chłopakiem, bo żaden inny ze mną nie wytrzymywał. Co się dziwić. Zresztą wstydzili się też ze mną wychodzić. Mam zielone włosy, dziwisz im się ?
Grając kolejny z naszych utworów usłyszałam jak ktoś dobija się do drzwi wejściowych. Skocznym krokiem podbiegłam do nich i stanęłam jak wryta widząc przemokniętą przyjaciółkę.
- Wchodź szybko ! - puściłam ją do środka i zabrałam jej walizkę do swojego pokoju. Od razu się przebrała, a ja w tym czasie zrobiłam nam herbatę. Opadłam na łóżku obok niej, przytuliłam ją i w końcu mogłam zadać jej męczące mnie pytanie.
- A teraz powiedz mi, co się dzieje - płakała. W pierwszej chwili pomyślałam, że to przez Nicka. Już miałam zebrać się, jechać do niego i porządnie go sprać.
- Dowiedziałam się, że matka okłamywała mnie i tatę całe moje życie - Jednak to nie sprawka Nicka. Ma chłopak szczęście, może spać spokojnie. Jak na razie, bo jak tylko ją skrzywdzi to niech się do mnie nie zbliża.
- Ale jak to?
- Okazuje się, że Howard Parker, którego uważałam za tatę tak naprawdę jest moim ojczymem.. W sumie zawsze dziwiło mnie moje nazwisko, bo nie mieli takiego rodzice. Ale mimo wszystko..
- A gdzie może być twój biologiczny ojciec? - widziałam, że to wszystko wykańcza ją od środka. Oczekiwałam na odpowiedź głaszcząc mnie po plecach. Czułam się bezradna. Nie miałam pojęcia jak mogę jej pomóc. Nienawidzę tego uczucia.
- Myślę, że w Londynie. Dlatego matka nie chciała, żebym tam jechała.
- Może to jest znak.
- Znak? O czym ty mówisz?
- Los mówi ci, że pora na przeprowadzkę do Londynu.  Co ty na to? – uśmiechnęłam się, oddając jej chociaż odrobinę pozytywnej energii. Potrzebowała tego !
- W takim razie a co jeszcze czekamy? Jedźmy podbić Wielką Brytanię! – przybiłyśmy sobie piątkę jak w jakimś filmie i zaśmiałyśmy się. – Niech się boją, bo Kate i Viv nadchodzą!
- Wiesz, co, zarezerwowałam lot na jutro popołudniu. - Odezwała się po kilku godzinach. Okej. Wszystko super, ale w końcu co z jej chłopakiem. Byli ze sobą 3 lata, to nie jest mały pikuś. Pan Pikuś. Czyżby nagle to tak zostawiła ? Jak ona sobie wyobraża bycie razem na taką odległość ? Będzie dzielić ich prawie 9 tysięcy kilometrów !
- To super, zdążę wszystko zapakować. A Nick już wie? – spuściła głowę, ah tak nie powiedziała mu - Powinnaś mu powiedzieć.
- Wiem. Będziesz zła, jeśli pojadę do niego na noc, a jutro przyjadę po Ciebie i moje bagaże?
- Zadajesz głupie pytania. Oczywiście, że nie będę zła. W końcu, musisz się z nim porządnie pożegnać. - wzięła telefon i zadzwoniła do niego.
Po 15 minutach znowu zostałam sama z gitarą. Tym razem wybrałam jeden ze spokojniejszych utworów. Zaczęłam grać i śpiewać. Uwielbiałam ten utwór. Napisałam go pod koniec jednego z moich beznadziejnych związków, ale dzięki nim stawałam sie silna. Śpiewając poczułam jak po policzku spływa mi jedna łza. Przerwałam granie i otarłam ją najszybciej jak mogłam. Nienawidziłam okazywać uczuć i być beksą. To nie dla mnie.
Odłożyłam gitarę do futerału i zaczęłam się pakować. Mogłabym jechać bez ubrań, ale gitara była na pierwszej liście rzeczy do zabrania. Spakowałam się w niecałą godzinę. Szczerze mówiąc to sama się zdziwiłam, że udało mi się to tak szybko zrobić. 

***

Wstałam jak zwykle z samego rana. Ubrałam się odpowiednio na długą podróż samolotem, po czym poszłam do kuchni zrobić sobie śniadanie. Spojrzałam na zegarek i okazało się, że mamy jeszcze 2 i pół godziny do odlotu, a Kate nadal nie było. Nie miała w zwyczaju się spóźniać, więc dałam jej jeszcze pół godziny.
Siedziałam przy stole zajadając jajecznicę i w tym momencie otworzyły się drzwi wejściowe, a za nimi zauważyłam uśmiechniętą twarzyczkę Kate. Trzymała w ręku kubek kawy. Ubrana była identycznie jak ja, tzn. na sportowo.
- A mi nie kupiłaś ? - żachnęłam się.
- No nie wiem, nie wiem - wystawiła język i wyciągnęła zza pleców kubek również dla mnie.
- Dziękuję !
Biorąc łyk kawy poczułam jak gorący napój, przyjemnie mnie rozbudza. Wrzuciłam brudne naczynia po śniadaniu, chwyciłam futerał na gitarę i zaniosłam go już do bagażnika. To samo uczyniłam z naszymi walizkami. Byłam ciekawa ile będziemy musiały zapłacić za nadbagaż, bo na 100% nie mieściłyśmy się w wymaganej wadze bagażu. Lecz to nie było ważne. Najważniejsze było to, że za 12 godzin będziemy już w raju. Deszczowym raju. Miałam nadzieję, że tam rozwinie się moja kariera muzyczna. 
 Na lotnisko Los Angeles Intl Airport, dojechałyśmy w godzinę. Mimo wczesnej godziny na ulicach panował niesamowity chaos. Denerwowałyśmy się stojąc w korku. Na szczęście zdążyłyśmy ! Przeszłyśmy przez odprawę i po 15 minutach siedziałyśmy już na swoich miejscach w samolocie.
Zamieniłam się z Kate miejscami, by mogła siedzieć pod oknem i byłyśmy gotowe do startu. Miejsce obok mnie nadal było wolne. Miałam nadzieję, że tak zostanie do lądowania. Niestety nikt nie wysłuchał moich próśb. Chwilę później obok mnie usiadła jakaś stara gruba baba. Może nazwałabym ją grzeczniej, gdyby nie to, że cały czas się rozpychała.
Z Los Angeles wyleciałyśmy równo o godzinie 800 i czekała nas prawie 11 godzinna podróż, więc na miejscu będziemy koło 19 naszego czasu, czyli o 300 dla Londyńczyków. Środek nocy. Mam nadzieję, że złapiemy taksówkę i znajdziemy jakiś pokój w hotelu. Londyn, szykuj się ! Nadchodzimy !


________________________________________________________
 Witam :) W końcu mogę się z wami przywitać :) Na pewno macie mnie już dość, bo to kolejne moje opowiadanie, ale mam nadzieję, że to wam się spodoba ! :D 
Buziaczki, Foquita ;* <3

czwartek, 12 września 2013

Prolog.

Znowu się kłócą. Jakby jeszcze było, o co. Przecież to tylko Londyn. Dobrze, chociaż, że tata trzyma moją stronę. Jestem jego oczkiem w głowie. Od kiedy się urodziłam to on spędzał ze mną więcej czasu niż mama. Dla niej ważniejsza była kariera zawodowa. Tata jest pisarzem, dlatego mógł pozwolić sobie na siedzenie ze mną w domu. Teraz wykłócają się o to, że chcę wyjechać do Londynu, do pracy. Mama uważa, że powinnam zostać tu, w Los Angeles i pracować w jej firmie odzieżowej.
- Ona powinna zostać tutaj i mi pomóc, a nie włóczyć się po Wielkiej Brytanii! – moja matka potrafi robi aferę o byle, co.
- Adison, Kate jest dorosła i powinna robić to, co uważa za słuszne. Niech pojedzie i zobaczy jak to jest.
- Dlaczego się wtrącasz? Przecież to nie twoja córka! – po tych słowach zamarłam. Z resztą nie tylko ja. Zobaczyłam jak tata zastyga w bezruchu, a mama zakrywa usta dłońmi. Dobrze, że nie wiedzieli, że przysłuchuje się rozmowie.
- O czym ty mówisz? Jak w ogóle możesz mówić takie rzeczy? – tata był coraz bardziej zły. – Kate to moja córka.
- Nie, Howardzie. Ona nie jest twoim dzieckiem. – poczułam łzy pod powiekami, a mój świat zaczął osuwać mi się z pod nóg. Widziałam ból na twarzy taty.
- W takim razie czyim? – jego głos drżał. Nie mogłam dłużej tego słuchać. Wbiegłam na górę i zamknęłam drzwi swojego pokoju. Wyjęłam walizkę i zaczęłam wrzucać do niej wszystkie swoje rzeczy. Ubrania, kosmetyki i całą resztę. Spakowana, ze łzami spływającymi z oczu, zeszłam na dół. Postawiłam bagaże w przedpokoju, ubrałam buty.
- Co ty robisz? – koło mnie pojawiła się matka.
- Wyjeżdżam. Jak mogłaś zrobić coś takiego? Powinnam wiedzieć! Tata powinien wiedzieć! – za rodzicielką stanął mój ojciec. Nadal był zdruzgotany i przybity. – Zgaduje, że mój biologiczny ojciec mieszka w Londynie i to, dlatego chciałaś mnie tu zatrzymać. Nie uda ci się to. – byłam na nią wściekła. Minęłam ją i przytuliłam się do rodziciela. – Dla mnie zawsze byłeś i będziesz moim tatusiem i nic tego nie zmieni. – pocałowałam go w policzek i biorąc swoje rzeczy wyszłam bez żegnania się z mamą.

***

Gdy doszłam do domu Vivien, byłam cała mokra. Na dworze lało jak z cebra, a ja byłam ubrana dość letnio. Zapukałam modląc się, żeby przyjaciółka była w domu. Miałam dość wszystkiego i jedyne, czego mi było trzeba, była ona. Blondynka otworzyła drzwi i gdy zobaczyła, w jakim jestem stanie, szybko wpuściła mnie do środka. Przebrałam się w to, co znalazłam na walizce i opadłam na łóżko Viv. Ta wróciła z kuchni z dwoma kubkami z ciepłą herbatą. Postawiła je na szafce przy łóżku i siadając na łóżku przytuliła mnie.
- A teraz powiedz mi, co się dzieje. – łzy ciekły mi z oczu strumieniami.
- Dowiedziałam się, że matka okłamywała mnie i tatę całe moje życie.
- Ale jak to?
- Okazuje się, że Howard Parker, którego uważałam za tatę tak naprawdę jest moim ojczymem.. W sumie zawsze dziwiło mnie moje nazwisko, bo nie mieli takiego rodzice. Ale mimo wszystko.. – głos mi drżał, a w gardle czułam rosnącą gule.
- A gdzie może być twój biologiczny ojciec? – zapytała z troską Vivien głaszcząc mnie po plecach.
- Myślę, że w Londynie. Dlatego matka nie chciała, żebym tam jechała.
- Może to jest znak.
- Znak? O czym ty mówisz?
- Los mówi ci, że pora na przeprowadzkę do Londynu. – uśmiechnęła się. – Co ty na to? – otarłam łzy z policzków. Udzielił mi się pogodny nastrój przyjaciółki i choć na chwilę przestałam myśleć o zdarzeniach dzisiejszego dnia.
- W takim razie a co jeszcze czekamy? Jedźmy podbić Wielką Brytanię! – przybiłyśmy sobie piątkę jak w jakimś filmie i zaśmiałyśmy się. – Niech się boją, bo Kate i Viv nadchodzą!