sobota, 16 listopada 2013

9. You were my first love.

Viv:
[ muzyka ]

Leżałam na trawie. Słoneczko nagrzewało całe moje ciało. Było tak ciepło, że aż miałam ochotę rozebrać się ze swojego stroju kąpielowego, ale jednak coś mnie powstrzymywało. Ptaszki ćwierkały szczęśliwie. Wszystko sprawiało, że aż chciało się żyć. W głowie leciała mi jedna piosenka.
- To ja sen, chwytam Cię za rzęsę - nuciłam pod nosem.
Delikatny wietrzyk smyrał mnie po twarzy, a niedaleko mnie pasły się jednorożce. Były olśniewające. Aż miałam ochotę do nich podejść i je pogłaskać. Lecz nagle coś je spłoszyło. Do mych uchu dobiegało przeraźliwe pukanie. Co to ma do cholery być ? W co można pukać na polanie ? Wstałam i poszłam w stronę skąd dobiegały te dźwięki. Nagle przede mną pojawiły się wolnostojące drzwi, które otworzyłam. Zza nimi stało trzech mężczyzn. Nie potrafiłam ich rozpoznać, ale byli całkiem przystojni.
- Cześć Viv. Jak się czujesz ? - spytał jeden z nich. Miał komiczną fryzurę. Jego afro spowodowało, że nie potrafiłam powstrzymać śmiechu. Stałam i chichrałam się jak głupia. Po chwili przestałam i zaczęłam zastanawiać się skąd zna moje imię, ale z grzeczności mu odpowiedziałam.
- Wszystko w porządku. A u was ? - uśmiechnęłam się promiennie.
- Jesteś tego pewna ? - zapytał piegaty, który uważnie mi się przyglądał.
- Tak jest proszę Pana ! - zasalutowałam i znów zaczęłam się śmiać. Spojrzeli uważniej po sobie, ale już skończyli pytać o moje samopoczucie.
- A nie wiesz gdzie jest Kate i kiedy wróci ? - tym razem odezwał się ten trzeci. Zacisnął szczękę i oczekiwał na moją odpowiedź. Chwilę, chodzi im o moją Kate ? A o niej skąd wiedzą ? Chociaż ... Gdyby tak im się lepiej przyjrzeć to kogoś mi przypominali. Czy ja ich kiedyś nie widziałam ?
- Przecież Kate wyleciała do Australii do swojego narzeczonego. Może już nigdy nie wróci - wykorzystując chwilę ich milczenia dodałam - Przepraszam Panowie, przesłuchanie skończone ? Chciałabym wrócić do odpoczynku - uśmiechnęłam się szeroko.
Dwóch z nich stało zdziwionych, a trzeci jakoś dziwnie się spiął. Wyglądał jakby chciał mi przyłożyć. Co ja takiego powiedziałam ? Przecież powiedziałam prawdę, tak ?
- Mieliśmy sprawdzić jak sie trzymasz.. - z szoku jako pierwszy otrząsnął się Afromen, któremu brutalnie przerwałam. Miałam już dość ich gadania. Od tego wszystkiego zaczęła boleć mnie głowa. Chciałam wrócić na moją trawkę i móc się znowu położyć.
- I sprawdziliście, a teraz żegnam - zatrzasnęłam drzwi. To by było na tyle. Mogę wrócić do mojego raju, który powoli zaczynał znikać. To wszystko przez nich !

***

Czas nie miał dla mnie znaczenia. Minął tydzień, może dwa, a może nawet trzy. Kto by to liczył. Wszystko układało się po mojej myśli. W związku z Richardem było coraz lepiej, a to za sprawą tych magicznych tabletek. Głupia, przecież doskonale wiedziałam co to za tabletki. Cały czas powtarzałam sobie, że się nie uzależnię, że potrafię z tym skończyć. Ale po co ? Przecież tak było cudownie. Nasz seks był niesamowity. Więc czego chcieć więcej ?
Oboje postanowiliśmy urządzić huczną parapetówę w moim nowym mieszkanku. Richard zaprosił swoich znajomych. Ja niestety nie miałam nikogo kogo mogłabym zaprosić. Oprócz Kate, ale ona nadal była ze swoim narzeczonym. Na pewno nie byłaby zadowolona z mojego zachowania, dlatego próbowałam ograniczyć nasze rozmowy jedynie do wiadomości tekstowych. Tak nie mogła rozpoznać w jakim jestem stanie. Kto by pomyślał, że moje życie tak diametralnie się zmieni w przeciągu tak krótkiego czasu.
- Cześć kochanie - do mieszkania wparował jak zawsze przystojny Rich. Ucałował mnie namiętnie i uciekł do dużego pokoju by przyszykować cały sprzęt grający.
- Masz coś ? - spytałam z nadzieją w głosie. Zaczęło mi powoli brakować. Czułam się potwornie. W głowie mi potwornie dudniło i nie potrafiłam tego opanować.
- Poczekaj, zaraz coś wciągniemy, bo sam już muszę wziąć. - powiedział i zauważyłam jak trzęsą mu się ręce, chociaż zawsze był opanowany.
Chwilę później już rozsypywał biały proszek na blat. Uformował dwie kreski i zrobił mi miejsce, bym mogła zażyć to świństwo, którego tak pragnęłam. Przytkałam sobie jedną dziurkę od nosa, a drugą wciągnęłam kokę. Czułam jak powoli rozchodzi się po całym organizmie i z minuty na minutę robię się coraz bardziej rozluźniona.




Kate:


Minął tydzień mojego pobytu w Sydney. Z Nickiem widywałam się bardzo rzadko, bo całe dnie spędzał na treningach, castingach i innych ważnych sprawach. Ja za to zaprzyjaźniłam się z Chrisem, naszym sąsiadem. To on pokazał mi miasto, spędzał ze mną wolny czas. Dziwne, że on ma dla mnie więcej czasu niż mój chłopak. Szczerze mówiąc to czuje, że coś się miedzy mną i Nickiem zepsuło. Nie potrafimy rozmawiać tak jak kiedyś, nawet seks jest inny. Mniej intensywny i emocjonalny. Co się dzieje? Z rozmyślań wyrwał mnie głos sąsiada.
- Czy ty mnie w ogóle słuchasz? - zaśmiał się machając mi dłonią przed oczami. Szliśmy plażą i rozmawialiśmy.
- Wybacz, zamyśliłam się. To o czym my.. - nie zdążyłam skończyć zdania, bo rozdzwonił się mój telefon. - Przepraszam na chwilę. - odebrałam i przystanęłam.
- Cześć Kate, masz chwilę? - to był Nando. Po jego głosie było słychać, że coś jest nie tak.
- Jasne. Co się stało?
- Tak jak prosiłaś, byliśmy u twojej przyjaciółki. - zrobił chwilową pauzę, a mnie przeszły ciarki niepokoju. Widząc to Williams ściągnął koszulę i okrył mnie nią. Uśmiechnęłam się z wdzięcznością.
- No i? Fer, co się dzieje? Coś nie tak z Viv?
- Zachowywała się jakby nas nie poznawała. Cały czas się śmiała, a oczy dziwnie się jej błyszczały. Wydaje nam się, że coś brała. - był zaniepokojony. Cholera. Aż za dobrze poznaje te symptomy. Obym się myliła. Boże, a ja zostawiłam ją tam samą. Nie wybaczę sobie jeśli rzeczywiście zaczęła brać.
- Dziękuje, że byliście i, że zadzwoniłeś. Kontaktowałam się z nią, ale cały czas mówiła, że wszystko jest ok. A ja głupia się nie domyśliłam.
- Nie obwiniaj się. W ogóle, co u ciebie? Wszyscy tu tęsknimy za tobą. A Juan chodzi jakiś struty i podenerwowany. - na dźwięk imienia Maty moje serce wywinęło koziołka. No super.
- Jakoś żyje. Mam nadzieje, że u was jest ok. Słuchaj, muszę kończyć. Odezwę się jeszcze. Dziękuje jeszcze raz za informacje.
- Nie masz za co dziękować. Zadzwoń jeszcze, koniecznie! Do usłyszenia. - to mówiąc rozłączył się, a ja westchnęłam i usiadłam ciężko na piasku. I co ja mam teraz zrobić? To wszystko przeze mnie. Jestem egoistką i tyle. Miałam ochotę się rozpłakać.
- Co się stało? - koło mnie znalazł się Chris. Wyglądał na szczerze zatroskanego.
- Jestem najgorszą przyjaciółką na świecie. - oparłam głowę o jego ramię, a łzy pociekły mi po policzkach.
- No co ty opowiadasz. Na pewno tak nie jest. - objął mnie ramieniem i przytulił do siebie. - No już, nie płacz. Nie mogę patrzeć jak tak cudowna dziewczyna płacze. - spojrzałam na niego. Nasze twarze dzieliły milimetry. Wpatrzyłam się w jego oczy i już wiedziałam co chce zrobić. Nie potrafiłam jednak go powstrzymać, a może i nie chciałam tego zrobić. Pocałował mnie, a mnie przeszły przyjemne dreszcze. Miał miękkie, seksowne usta. Odwzajemniłam pocałunek, a potem odsunęłam się od niego i szybko wstałam.
- To nie powinno było się stać. Jestem z Nickiem.. - też się podniósł i złapał mnie za ramiona.
- Przepraszam cie, ale musiałem. Poza tym, widziałem, że tego właśnie potrzebowałaś.
- Będzie lepiej jeśli już sobie pójdę. Było miło. - oddałam mu koszulę i biegiem ruszyłam do domu. Co ja najlepszego wyprawiam?

***


Od tamtego wydarzenia z Chrisem i telefonem od Torresa byłam jakaś nieswoja i po tygodniu, mój chłopak w końcu to zauważył. Siedzieliśmy właśnie, przytuleni, na tarasie i wpatrywaliśmy się w zachodzące słońce. Widok zapierał dech w piersi. Uwielbiałam takie chwile.
- Kate, musimy porozmawiać. - nie zabrzmiało to dobrze. Te słowa zazwyczaj oznaczają złą nowinę.
- O czym? Coś się stało?
- Nie. To znaczy jeszcze nie. - spojrzałam na niego nic nie rozumiejącym spojrzeniem. Usiadł tak, że siedzieliśmy na przeciwko siebie, a moje dłonie wziął w swoje. - Posłuchaj kochanie. Zauważyłem, że jest inaczej między nami niż było i nie mówię tu o tym dniu czy tygodniu. Nie potrafimy rozmawiać ze sobą jak dawniej. Wszystko jest inne niż było. Czuje, że ty jesteś inna. Widzę, jak jest ci tu ciężko bez Vivien, pracy i przyjaciół. Mnie nie ma całymi dniami. Mój sąsiad spędza z tobą więcej czasu niż ja. Męczysz się tutaj, ze mną. Kocham cie najmocniej na świecie, ale nie mogę patrzeć jak cierpisz. Dlatego, uważam, że lepiej będzie jeśli wrócisz do Londynu. - na jego twarzy malował się ból i smutek. Do oczu napłynęły mi łzy i mocno ścisnęłam jego dłonie.
- Ty chyba nie mówisz poważnie?! Po trzech wspólnie spędzonych latach kończysz to wszystko, bo tak będzie dla mnie lepiej?! Dlaczego nie zapytasz mnie o zdanie?! Nie potrafię bez ciebie żyć! Dlatego tu jestem! Kocham cie i nie potrafię.. - pocałowałam go, ale on się odsunął. W jego oczach też były łzy. Z bezsilności zaczęłam krzyczeć.
- Maleńka, tak będzie lepiej. Męczysz się tu. Nie mów, że nie. - podniósł się i wyjął ręce z uścisku. - Zarezerwuje ci lot na jutro. - wstałam i wtuliłam się w niego łkając.
- Nie zostawiaj mnie.. Ja bez ciebie nie potrafię.. Nie chce.. Za bardzo cie kocham. Nie odchodź. - ujął moją twarz w dłonie i czule mnie pocałował. Tak jakby chciał włożyć w ten pocałunek całą swoją miłość i ból. Odwzajemniłam gest trzymając go kurczowo. - Dzisiaj pójdę spać do Chrisa. Żegnaj Kate. Pamiętaj, zawsze będę cie kochał. - wyszedł, a ja w ubraniach wskoczyłam do basenu i zanurkowałam. Zaczęłam krzyczeć pod wodą, a potem wnurzyłam się i całkiem się rozkleiłam. Oparłam się o chłodny marmur przy krawędzi basenu i łkałam jak małe dziecko. Właśnie straciłam wszystko. Jak on mógł mi to robić? Jak mógł sądzić, że to będzie dla mnie lepsze? Miałam ochotę zanurkować i już nie wypłynąć. Tylko jedna myśl mnie od tego odwiodła. Vivien. Ona nadal mnie potrzebuje.

***


Całą podróż przepłakałam. Nie obchodziło mnie to, że ludzie się mi przyglądali. Nick nawet nie odwiózł mnie na lotnisko. Przysłał Chrisa. Nie potrafiłam na niego spojrzeć przypominając sobie nasz pocałunek na plaży. Ale jego również będzie mi brakować. Nicka, Chrisa, szumu fal i gorącego piasku. Promieni słońca ogrzewających moją skórę. Będzie mi brakować tego życia. Kiedy znalazłam się przed londyńskim lotniskiem odetchnęłam wilgotnym powietrzem i poczułam, że to jest to miejsce. Moje miejsce. Tego cały czas brakowało mi w Australii. Cząstki mojego serca, które tu zostawiłam. Wsiadłam do taksówki i wiedziałam dokąd najpierw muszę jechać. Do mieszkania i sprawdzić co z Vivien. Jedynie myśl o niej trzymała mnie na nogach. Będąc na miejscu szybko weszłam do klatki i pokonałam schody na górę. Będąc pod drzwiami usłyszałam głośną muzykę, śmiechy i odgłos rozbijanego szkła. Co tam się dzieje? Czyżby Viv urządziła imprezę? Nie było sensu pukać, więc otworzyłam drzwi swoimi kluczami i weszłam.


To co zobaczyłam sprawiło, że stanęłam jak wryta. Pełno obcych ludzi niszczyło nasze mieszkanie. I to dosłownie.Wszędzie walały się butelki po alkoholu, niedopałki papierosów oraz torebki i strzykawki po narkotykach. Przechodząc dalej zobaczyłam potłuczone naczynia, ziemię na podłodze. Wszystko wyglądało jak po wybuchu bomby. Wyjęłam telefon i napisałam smsa do Nando. Potrzebowałam pomocy, bo wiedziałam, że sama tego wszystkiego nie ogarnę. Nigdzie nie widziałam przyjaciółki. Zostawiłam bagaże w holu i ruszyłam na poszukiwania. Otworzyłam kolejne już drzwi, za którymi była jej sypialnia. Na łóżku leżała Viv. Była nieprzytomna, a jakiś koleś dostawiał sie do niej. Rozbierał ją i całował. Co za zboczeniec! Szybko znalazłam się obok i pociągnęłam go za koszulkę odciągając od dziewczyny. 
- Co ty sobie wyobrażasz?! - krzyknęłam próbując być głośniejsza od muzyki za ścianą. Wyrwał mi się i spojrzał na mnie z miną szaleńca. Jego oczy dziwnie błyszczały, a ruchy były wolniejsze niż powinny być. Jest naćpany. Aż za dobrze poznaje te symptomy. 
- Zostaw mnie dziwko i wracaj skąd przyszłaś! Moge robić z moją dziewczyną co mi się tylko podoba! - zatkało mnie. Dziewczyną? Dopiero teraz mu się przyjrzałam. O cholera, czy to..? Ale jeśli tak to.. Co ja najlepszego zrobiłam? To na pewno szef Viv, ten cały Selby. A ja głupia pchałam ją w jego ramiona. Idiotka ze mnie! Podeszłam do przyjaciółki i sprawdziłam jej puls. Żyła, ale chyba przedawkowała. Miałam ochotę usiąść i się rozpłakać, ale były ważniejsze rzeczy do zrobienia. Złapałam tego dupka za ramię i zaczęłam wlec w stronę wyjścia. Zaczął się wyrywać i wyzywać mnie od najgorszych. Kiedy chciałam zaciągnąć go za próg sypialni zamachnął się i mocno uderzył mnie w twarz. Syknęłam i na chwilę go puściłam. To był błąd, bo ten pchnął mnie i powalił na ziemię uderzając kolejny raz. - Daj mi spokój i wracaj skąd przyszłaś! To nie twoja impreza! 
- Złaź ze mnie, bo pożałujesz! - próbowałam się go pozbyć ale na próżno.
- Trzeba przyznać, że jesteś ładna. Może, zanim cie stąd wykopie, to się zabawimy. - bardziej naparł na mnie, a mi zrobiło się niedobrze. Był cholernie przystojny, ale także równie niebezpieczny i nieobliczalny. Pieprzony napaleniec! Musnął ustami moją szyję i w tym momencie ktoś ściągnął go ze mnie i powalił obok. Juan. A ten co tutaj robi? Ciężko oddychałam i próbowałam się podnieść, ale z marnym skutkiem. Poczułam jak spuchła mi twarz. No super. Przede mną pojawił się Fernando, który pomógł mi wstać.
- Dzięki, że jesteście. - udało mi się powiedzieć, a blondyn zamknął mnie w szczelnym uścisku.
- Mam nadzieje, że zdążyliśmy i nic poważnego ci nie zrobił. - przyjrzał się mojej twarzy i na jego obliczu pojawił się grymas gniewu. - puścił mnie i podchodząc do Richarda uderzył go pięścią w twarz. W tym czasie podeszłam do wieży i wyłączyłam muzykę.
- Wszyscy wynocha! Już! - krzyknęłam i zaczęłam wyganiać imprezowiczów. Na szczęście ci byli mnie oporni niż szef Viv. Kiedy nie było już nikogo, chłopaki wyrzucili również Selby'ego. - Trzeba zawieźć Vivien do szpitala. - udało mi się powiedzieć, a do moich oczu napłynęły łzy. Teraz już mogłam przestać udawać, że jestem silna. 
- Gdzie jest? Zabierzemy ją moim autem. - wskazałam Torresowi drzwi, za którymi leżała moja przyjaciółka, a ten zniknął mi z pola widzenia. Zostałam w pokoju sama z Juanem. Nie wiem kiedy znalazł się koło mnie. Wiedziałam, że potrzebuje go teraz jak nikogo innego. On chyba też to wyczuł, bo przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił. 
- Wszystko będzie dobrze. Zobaczysz. - wyszeptał tuż przy moim uchu, a potem przyjrzał się mojej twarzy. - Jak go znów spotkam to mnie popamięta. Bardzo boli? - dotknął opuszkami palców mojego policzka, a ja syknęłam z bólu. - Wybacz, nie chciałem. - musnął ustami dotykane wcześniej miejsce. Nie wiem dlaczego, ale spodobało mi się to. Jego dotyk i usta. Cholera, nie teraz.
- Jedziemy! - w pokoju pojawił się Nino z blondynką na rękach. Dziękowałam w duchu Dzieciakowi za przerwanie naszej chwili sam na sam. Bałam się co mogłoby wyniknąć, gdyby potrwała dłużej. Widząc Viv do moich oczu napłynęły mi nowe łzy. Szybko wyszliśmy i wsiadając do samochodu, ruszyliśmy do najbliższego szpitala. Zajęłam tylne siedzenie i położyłam głowę przyjaciółki na kolanach. Delikatnie gładziłam ją po włosach powtarzając, że będzie dobrze i już więcej jej nie zostawię.


5 komentarzy:

  1. Niesamowity rozdział. Nie ma co. Ale jest świetne. Oby Viv wydobrzała. Czekam na kolejny. I dużo weny życzę :***

    OdpowiedzUsuń
  2. Woho, ale się dzieje O.O Tego się nie spodziewałam, serio, jestem mile zaskoczona, co do pomysłu i ten Fernando i Mata, awww *o*
    Rozdział genialny i czekam na następny rozdział! ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow! Dobrze, że Kate w dobrym momencie się pojawiła, Fer i Juan też! Inaczej byłoby z nią kiepsko ;/ Mam nadzieję, że ją "naprawią"!!
    Czekam na kolejny! ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. No co ta Viv robi... Mam nadzieję że jak teraz Kate wróciła do Londynu, to już wszystko będzie w porządku :D Trochę smutno się zrobiło, jak Nick zerwał z Kate, ale to nie miało już sensu
    Czekam na następny :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Wow, no to się teraz narobiło , szkoda że Nick ją zostawił, mogli być szczęśliwi, no i Viv co to będzie jak sie obudzi oj.. piszcie kolejny szybko !!
    ~ the_cisza

    OdpowiedzUsuń