wtorek, 11 lutego 2014

15. Get Ready !

Viv :

** Vivien **

music ]

Po metamorfozie i złożeniu zeznać poczułam się o wiele pewniejsza siebie, mimo tego, że dalej się go obawiałam. Miałam jednak nadzieję, że jak najszybciej zacznie się proces w jego sprawie.
Wróciłam do mieszkania i rzuciłam torebką w kąt. Potrzebowałam chwili relaksu. Tak dawno nie miałam chwili spokoju dla siebie. Kate nie było jeszcze w mieszkaniu, więc przebrałam się w luźne ciuchy i rozłożyłam się na całej kanapie z miską pełną popcornu. Skakałam po kanałach szukając jakiś ciekawych programów, ale niestety nic nie znalazłam.
Weszłam do łazienki i zaczęłam napuszczać sobie wody do wanny. Gorąca kąpiel z bąbelkami, to było coś o czym właśnie teraz marzyłam. Już miałam zamoczyć nogi w wodzie, gdy usłyszałam pukanie do drzwi.
- Chwileczkę ! - krzyknęłam, owinęłam się ręcznikiem i poszłam otworzyć.
- Tak ? - spytałam od razu, nawet nie zwracając uwagę na twarz osoby która stała przede mną. Zrobiłam to dopiero po chwili, jak nikt nie odzywał się ani słowem. Ujrzałam zaskoczoną i odrobinę zmieszaną twarz Nando. Sama nie wiedziałam co powiedzieć, bo przecież stałam przed nim w samym ręczniku.
- Hej. Przeszkadzam ? - ledwo wydusił z siebie te kilka słów i automatycznie na jego policzkach wyszły rumieńce. Nie powiem, żeby to mnie nie rozśmieszyło. A i owszem. Zachichotałam i wpuściłam go do środka.
- Coś się stało ? Właśnie planowałam wziąć kąpiel, jak widać - spojrzałam na ręcznik,a on podążył za moim wzrokiem. Zauważyłam to, a on jeszcze bardziej się speszył i całkowicie odwrócił się do okna.
- Chciałem zapytać jak się czujesz, ale to chyba nie jest najodpowiedniejszy moment.
- Nie, nie. Poczekaj, tylko coś na siebie zarzucę i możemy pogadać. Zrobisz herbatę ? Za chwileczkę wrócę - uśmiechnęłam się pod nosem i pobiegłam do pokoju.Czułam się odrobinę zaskoczona, ale z drugiej strony zrobiło mi się miło widząc jak na mnie zareagował. Podobało mi się to. Ubrałam na siebie białą koszulkę, szarą kamizelkę i czarne rurki. Czułam się komfortowo w tych ciuchach.
Wróciłam do salonu i zobaczyłam napastnika sączącego herbatę. Uśmiechnęłam się do niego i usiadłam obok. Nadal wpatrywał się we mnie jak w obrazek i nie wiedziałam co powiedzieć. Przez dłuższą chwilę siedzieliśmy w milczeniu, aż w końcu wydusił z siebie kilka słów.
- Wyglądasz ... inaczej - spojrzałam na niego i zachichotałam.
- Jeśli to komplement to dziękuję, chyba. O czym chciałeś porozmawiać ?
- Bo jest taka sprawa. Moja znajoma chce założyć zepsuł rockowy i nie ma pojęcia jakie instrumenty będą jej potrzebne.
- Instrumenty ? - zamyśliłam się, zaskoczył mnie tym pytaniem. - A ona śpiewa czy na czymś gra ?
- Śpiewa i chyba gra na klasyku, ale nie jestem pewien.
- No to perkusja, bas i elektryk. Myślę, że to powinno wystarczyć. Chyba, że jeszcze klawisze, ale to zależy od piosenki. Ja na przykład wolę pianino od klawiszy.
- Dziękuję za radę, bardzo mi pomogłaś. A teraz już muszę uciekać, umówiłem się z chłopakami. Do zobaczenia - ucałował mnie w policzek i wyszedł jakby się paliło. Zmarszczyłam czoło i stwierdziłam, że czas kontynuować kąpiel, lecz najpierw podeszłam do okna i wyglądałam za napastnikiem. Wsiadał właśnie do swojego auta. Wyglądał na odrobinę zdezorientowanego, albo rozkojarzonego. Nie miałam pojęcia dlaczego.

** Torres **

Wyszedłem od niej całkowicie zaszokowany. Zatkało mnie. Nawet nie potrafiłem z nią normalnie porozmawiać, ciągle plątał mi się język. Wyglądała olśniewająco. Dużo lepiej jej bez tych kolorowych końcówek. A w tych spodniach, jej pośladki ... Nie ! To tylko koleżanka. Kocham tylko Olallę. Ona jest moim światem. To normalne, że podobają mi się inne dziewczyny, chyba. 
Usiadłem za kierownicą mojego ukochanego samochodu i jak najszybciej pojechałem do domu Oscara, gdzie umówiłem się już z Davidem i Edenem. Całą drogę myślałem tylko o Viv. Ciągle siedziała mi w głowie. O mało co przez nią nie spowodowałem wypadku. Dziękowałem Bogu, ze dotarłem cały do Oscara.
- Jestem ! - krzyknąłem wchodząc do środka. Chłopcy siedzieli przed komputerem i kłócili się, kto wygra. Zamiast dawania z siebie wszystkiego na treningach, woleli marnować energię na Fifę. Byli tak zajęci, że nawet nie usłyszeli jak wszedłem. Zauważyli mnie dopiero jak wyłączyłem im konsole.
- Pojebało Cię ?! Wygrywałem ! - zbulwersował się Eden.
- Chyba w snach ! Ja wygrywałem ! - przekrzykiwał go David.
- Przestańcie się kłócić. Musimy załatwić kilka spraw. Bierzcie dupy w troki i jedziemy na te przesłuchania. 
Mruknęli i z trudem podnieśli się z sofy. 

***

Weszliśmy na halę treningową, gdzie zwołaliśmy muzyków. Usiedliśmy przy stole i czekaliśmy na kandydatów, których było sporo. Ciężko było wybrać najlepszych, ale w końcu się udało. Mieliśmy już basistę, perkusistę i nawet udało nam się załatwić pianino. Teraz reszta została w rękach Maty. 
- No cześć - zadzwoniłem do niego. Udało mi się go złapać. O dziwo odebrał, czyli nie był aż tak zajęty swoją ślicznotką.
- Muzycy załatwieni, teraz wszystko spoczywa w twoich rękach. Gadałeś już z zarządem ?
- Stary czy ty myślisz, że ja nie mam nic ciekawszego do roboty ? 
- No na pewno masz, o ile Kate jest przy tobie - zaśmiałem się. Wiedziałem, że teraz przyjaciel najchętniej by mi przyłożył, ale uwielbiałem go denerwować. Tak zabawnie się wtedy wkurzał. 
- Daj już spokój. Znudzi Ci się to kiedyś ? 
- No dobra, dobra. Wrzuć na luz. Co ty się tak denerwujesz ?
- Porozmawiam dzisiaj z zarządem i postaram się jakoś to załatwić. Na razie. - rozłączył się. Chyba na prawdę nie miał ochoty na drażnienie się ze mną. 
Zebrałem się do domu i postanowiłem cały wieczór spędzić z moimi kochanymi dzieciakami. Tak dawno nie miałem dla nich więcej niż godziny. 





Kate:

***Juan***

[Music]

Jak zwykle, przyjechałem na trening, a przy okazji postanowiłem odwiedzić moją blondynkę. Zapukałem, a następnie otworzyłem drzwi do jej gabinetu. Siedziała za biurkiem, z zamyśloną miną, a na przeciwko niej zauważyłem jakiegoś mężczyznę. 
- Nic nie znalazłeś? 
- Niestety. Nie ma nikogo o takim profilu w całej Hiszpanii. Szukać dalej?
- Tak. Zadzwonię jak zdobędę więcej informacji od matki. - kiwnął głową i oboje wstali. Kate przytuliła nieznajomego, a ten wyszedł mijając mnie. Kim on jest i o czym tak dyskutowali?
- O, cześć kochanie. - uśmiechnęła się widząc mnie. - Nie wiedziałam, że masz dzisiaj trening. - spojrzałem na nią zdziwiony.
- Jak to nie wiedziałaś? Mam je przecież codziennie. - podszedłem bliżej, a ona przytuliła się do mnie wpatrując się w moją twarz.
- To ty nic nie wiesz? Podobno, z tego co wspominał Eden, nie masz w najbliższym czasie treningów. Tak zarządził Mourinho. - słysząc tą wiadomość zakotłowałem się ze złości. Myślałem, że to odsuwanie mnie było chwilowym kaprysem Portugalczyka, ale teraz to już przesada. - Wszystko ok? - z rozmyślań wyrwał mnie głos Kate. Pocałowała mnie delikatnie i pogłaskała po policzku.
- Tak, nie martw sie. Pójdę to wyjaśnić. Poczekać na ciebie? - byłem coraz bardziej poirytowany, ale nie chciałem wyżywać się na mojej dziewczynie.
- Nie. Mam jeszcze pare spraw do załatwienia na mieście. - musnąłem ustami jej czoło i szybko wyszedłem. Na korytarzu wybuchłem i uderzyłem pięścią w ścianę. Cholera! Zabolało, ale nie przejąłem się tym i skierowałem się na murawę.

***

Co za człowiek! Byłem wściekły i zirytowany całą tą sytuacją. Ja sie za mało staram? Nie mam odpowiednich umiejętności? Czy on wie co mówi?! Wsiadłem do samochodu i próbowałem się uspokoić, ale na marne. Usłyszałem dzwonek telefonu i z nadzieją, że to moja dziewczyna, odebrałem. 
- No cześć - odezwałem się.
- Muzycy załatwieni, teraz wszystko spoczywa w twoich rękach. Gadałeś już z zarządem ? - to Dzieciak. Westchnąłem. Rozumiem, że chce pomóc tej dziewczynie, ale mam tu gorsze zmartwienia niż stadion na koncert.
- Stary czy ty myślisz, że ja nie mam nic ciekawszego do roboty ? 
- No na pewno masz, o ile Kate jest przy tobie - miałem ochotę mu przyłożyć. On po prostu uwielbia mnie drażnić.
- Daj już spokój. Znudzi Ci się to kiedyś ? 
- No dobra, dobra. Wrzuć na luz. Co ty się tak denerwujesz ?
- Porozmawiam dzisiaj z zarządem i postaram się jakoś to załatwić. Na razie. - rozłączyłem się i odpaliłem silnik. Miałem ochotę się dzisiaj wyluzować, ale najpierw musiałem pojechać do zarządu.

***Kate***

Gdy tylko znalazłam się poza murami stadionu, wyciągnęłam komórkę i wybrałam numer mamy. Odebrała po pierwszym sygnale. To dziwne.
- Cześć córeczko. Dobrze, że dzwonisz. Właśnie miałam się z tobą kontaktować.
- Hej mamo. Dzwonię tylko po to, żeby dowiedzieć się czegoś więcej o moim biologicznym ojcu. - zapadła niezręczna cisza. Po chwili rodzicielka zabrała głos.
- Chyba pora, abyś go poznała. Nazywa się Ladislau Marinho i jest Brazylijczykiem. Poznałam go podczas wakacji w Rio. To była tylko jedna noc.
- Dziękuje, że mi powiedziałaś. Ułatwię detektywowi poszukiwania. Co u taty?
- Sama go zapytaj. Dawno go nie widziałam. - w mojej głowie włączyła się czerwona lampka. Co jest?
- Jak to? Coś mu się stało? - przeraziła mnie ta myśl.
- Nie, jest cały i zdrów. Rozwodzimy się. - słysząc to aż musiałam usiąść. Wybrałam jedną z ławek w parku. - Dlatego miałam dzwonić. Potrzebujemy ciebie jakoś świadka. Twój ojciec chce rozwodu z orzeczeniem o winie. Mojej winie. - całkowicie mnie zatkało. Pokręciłam głową i oparłam głowę na dłoni.
- Dziwisz mu sie? Po czymś takim sama zrobiłabym to samo. Ale po co ja wam do tego?
- Tak zdecydował sąd, a nasi adwokaci to poparli. W najbliższych dniach powinnaś dostać pocztą wezwanie do sądu.
- O nie, nie mieszajcie mnie w to. Nie przylece, załatwcie to sami.. - to mówiąc rozłączyłam się, a do oczu napłynęły mi łzy. Zamrugałam parę razy i podniosłam się. Weź się w garść dziewczyno. Wzięłam głęboki oddech i ruszyłam do centrum miasta. Musiałam w końcu kupić sobie samochód, bo te długie wycieczki w szpilkach były dość męczące.

***

Po jakimś czasie zdecydowałam się na czarne Porsche Panamera. Swoim nowym nabytkiem pojechałam na zakupy, potem skierowałam się do kawiarni, gdzie umówiłam się z Ollayą. Kobieta czekała już na mnie popijając espresso. Usiadłam i dopiero wtedy na mnie spojrzała. Uśmiechnęła się. Zamówiłam u kelnera duże cappuccino i spojrzałam na szatynkę. Wyglądała na zmęczoną i zmartwioną.
- Dlaczego chciałaś się ze mną spotkać? - zapytałam, gdy dostałam swoje zamówienie i upiłam łyk ciepłego napoju. - Zgaduje, że chodzi o Nando.
- Wiesz, spędzasz z nim więcej czasu niż ja. Na pewno, więc wiesz dlaczego ostatnio tak rzadko jest w domu. On ma kogoś? Kate, ja musze to wiedzieć. - wyglądała na przybitą, a mi zrobiło się jej szkoda.
- Owszem, przyjaźnimy się i spędzamy trochę czasu razem, ale z takich rzeczy prędzej zwierzyłby się chłopakom niż mnie. - dotknęłam jej dłoni chcąc dodać jej otuchy. - Ostatnio pomagał mi z moją przyjaciółką, która przechodziła ciężkie chwile. Wybacz, że ci go zabierałam. Teraz już wszystko się ułoży, zobaczysz. On cie kocha i świata nie widzi poza tobą i dzieciakami. - lekko się uśmiechnęłam.
- Wiesz, znam cie chwile, ale wierze ci. Dziękuje za tą rozmowę. Cieszę się, że Fer ma przy sobie taką przyjaciółkę jak ty. Może wpadniecie z Juanem na obiad jutro?
- Zapytam go, ale czemu nie. Teraz wybacz, ale muszę jechać. Chce zrobić Juanowi niespodziankę. - Ollaya się tylko zaśmiała i ucałowała mnie w policzek na pożegnanie. Dopiłam kawę i wsiadając do auta ruszyłam w stron domu ukochanego.

***

Jakie było moje zdziwienie, gdy nie zastałam go w domu. Samochód stał na podjeździe, ale dom był pusty. Gdzie on się podziewa? Dzwoniłam parę razy, ale za każdym razem włączała się poczta głosowa. Ani Fer ani David nie wiedzą gdzie go szukać. Postanowiłam więc, że na niego poczekam. Zrobiłam sobie herbaty z cytryną i usiadłam na kanapie włączając telewizor. Transmitowali akurat ostatni mecz Niebieskich z Schalke, którego wynik wynosił 3:0 dla nas. Cholera, co ten Mou wyprawia? Dlaczego odsuwa tak dobrego pomocnika jakim jest Juan? Mam nadzieje, że szybko wróci mu rozum i mój Hiszpan znowu będzie mógł grać. Sytuacja Juana i wiadomość o rozwodzie rodziców sprawiły, że miałam ochotę zakopać się w pościeli i płakać. Do tego Dzieciak i Viv. Co się między nimi wydarzyło?