niedziela, 22 grudnia 2013

12. This is our last chance

Kate:



Jadąc samochodem  wiedziałam, że nie chcę wracać do pustego mieszkania. Potrzebowałam.. No właśnie, kogo? Czy Juan był tym kogo teraz chciałam mieć przy sobie?
- Juan.. - chłopak spojrzał na mnie zachęcając mnie do dalszego mówienia. - Nie chce wracać do mieszkania.
- Domyśliłem się, dlatego zabieram cie do siebie. - wrócił wzrokiem na drogę przed sobą i zapadła cisza. Spojrzałam na niego i westchnęłam. Czułam tą burzę hormonów i pożądania jaka kłębiła się w aucie. Czy on też ją czuł? Miałam ochotę poczuć smak jego ust. Wyciągnęłam dłoń i chciałam dotknąć jego uda, ale powstrzymałam się. Co ja wyprawiam? Jestem pijana, muszę się ogarnąć. Kogo ja oszukuje, dobrze wiem, że na trzeźwo też się tak czuje w jego obecności. Nie potrafię tego powstrzymać. Szczerze, to nawet nie chce tego robić. Dawno nie czułam takiej adrenaliny, takiej żądzy. Ostatnio take emocje dawały mi narkotyki. 

***
Wyszłam z pod prysznica i owinęłam się puchatym ręcznikiem, po czym otworzyłam drzwi do sypialni piłkarza. Właśnie nakładał koszulkę i mogłam choć przez chwilę zobaczyć jego umięśnione plecy. Przeszły mnie ciarki na samą myśl, że mogłabym podejść i ich dotknąć. Odwrócił się i zauważył, że go obserwuje. We włosach miał kropelki wody. W tym samym czasie braliśmy prysznic, tylko szkoda, że w dwóch różnych łazienkach. Boże, o czym ja myślę. 
- Masz zamiar spać w tym ręczniku? - zapytał ze śmiechem, lustrując mnie wzrokiem. Poczułam jak mokre włosy przyklejają mi się do pleców. 
- Nie. Miałam zamiar spać nago. - roześmiałam się widząc jego minę. Rozdziawił usta i zrobił oczy Ozila. Podeszłam do niego i podniosłam jego brodę zamykając tym jego usta. - Nie otwieraj tak ust, bo nalecą ci do nich muchy. Pożyczysz mi jakąś koszulkę? - dzięki prysznicowi udało mi się wytrzeźwieć. W miarę. Nadal szumiało mi w głowie, ale teraz chociaż wiedziałam co robię. 
- A mogę wybrać pierwszą wersję? Tą bez ręcznika? - szturchnęłam go w ramię i oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Pokręciłam głową, a ten zrobił minę zbitego psiaka i wyjął z komody swój T-shirt. Odwrócił się czekając, aż go ubiorę. Zsunęłam ręcznik i włożyłam koszulkę przesiąknięta jego zapachem. Wdychałam go przymykając oczy. Poczułam oddech na policzku i ręce na plecach.
- Bardzo seksownie w niej wyglądasz. - wymruczał tuż przy moim uchu i delikatnie je pocałował. Zadrżałam. Każda cząsteczka mojego ciała krzyczała jak bardzo pragnie jego dotyku. Otworzyłam oczy i spojrzałam na niego. Objęłam go za szyję i zbliżyłam swoją twarz do jego. Pochylił się i nasze usta dzieliły milimetry. Wpatrywaliśmy się w swoje oczy. Nie wiem ile tak staliśmy, ale w końcu Juan musnął moje usta. Pocałowałam go, a on odwzajemnił gest i mocniej przytulił mnie do siebie. Odsunęłam się od niego i chciałam zdjąć koszulkę, ale on złapał mnie za dłoń. - Przyda nam się trochę snu. Ja pójdę do pokoju obok, dobranoc. - to mówiąc musnął ustami moje czoło i wyszedł. Emocje opadły, a ja poczułam napływające do oczu łzy. Co się ze mną dzieje? Uczucie odrzucenia dawało o sobie znać. Położyłam się do łóżka i przykryłam kołdrą, aż po czubek głowy. Po chwili zaczęłam płakać wtulając twarz w poduszkę, zwinięta w kłębek. Wszystkie emocje, które się we mnie kumulowały potrzebowały ujścia. Nie wiem kiedy, zmęczona płaczem, zasnęłam.

***


Minęły dwa dni od imprezy i nocy w domu piłkarza. Następnego dnia jak najszybciej wyszłam i wróciłam do mieszkania. Byłam w pracy, na zakupach, biegałam i oglądałam samochody. Unikałam Maty i szpitala, w którym leżała Vivien. Kolejne dwie noce spędziłam na dzikich imprezach w tym samym klubie co ostatnio. Tym razem nie sama, a z Jackiem. Właśnie stoję na balkonie hotelowym i palę jointa. Jakie to przyjemne uczucie. Brakowało mi tego. Na tego jednego barman się zgodził i to na pół z nim. Odwróciłam się i uśmiechnęłam do chłopaka. Leżał nagi na wielkim łóżku i szczerzył się do mnie. Sama byłam ubrana tylko w jego koszulkę. To była tylko jedna noc, oboje tak uznaliśmy. Spojrzałam na zegarek i skrzywiłam się. Czas zbierać się do pracy. Jack wszedł na balkon i obejmując mnie w tali zabrał mi skręta z ręki.
- Koniec tego dobrego. - wymruczał i zaciągnął się narkotykiem, a potem pocałował mnie w kark. - Musisz iść do pracy?
- Muszę. Puść mnie, bo muszę zahaczyć o mieszkanie i się przebrać. 
- Zaraz. Jeszcze musi być runda pożegnalna. - zaśmiałam się i pokręciłam głową. Wrzucił resztki jointa do popielniczki i biorąc mnie na ręce podszedł do łóżka. Namiętnie mnie pocałował i położył na pościeli. Poranny seks to podobno sposób na udany dzień. Odwzajemniłam pocałunek.

***
Ubrana na szybko, z rozpuszczonymi włosami, wpadłam do swojego biura i padłam na krzesło. Owszem, mam kondycje, ale mimo to musiałam odetchnąć. Usłyszałam pukanie do drzwi, a po chwili do środka wszedł Luiz.
- Jeśli jesteś na masaż to przyjdź trochę później, ok? - ten jednak podszedł do mnie i usiadł na brzegu biurka.
- Powinnaś z nim pogadać. On cierpi, a przez to także i drużyna. Jak tak dalej pójdzie to trener nie będzie chciał go wystawić w najbliższym meczu. - dobrze wiedziałam o kim mówił loczek. Na wspomnienie pocałunku z Juanem i tego jak mnie zostawił do oczu napłynęły mi łzy.
- Wiem co powinnam, a czego nie David. Nie chce mieć z nim nic wspólnego. Poza tym, on chyba ze mną też nie. Proszę cie, idź już. Musze skończyć papierkową robotę.
- A co potem?
- Wracam do domu.
- A ja myślę, że pójdziesz do baru się upić. Mam racje? Kate, nie rób tego. To zła droga, zły kierunek. - wstałam i chciałam minąć chłopaka, ale ten przytulił mnie do siebie. Czując bliskość jego ciepłego ciała rozpłakałam się na dobre wtulając w niego. Brazylijczyk zaczął gładzić mnie po plecach, ale nic nie mówił. Po chwili usłyszałam otwieranie się drzwi. Odwróciliśmy się i ujrzeliśmy w drzwiach wściekłą Cindy.
- Wiedziałam, że zdradzasz mnie z tą wywłoką! Spędzasz z nią więcej czasu niż ze mną i do tego w czasie treningów?! Mam cie dość! - do mówiąc, a raczej wykrzykując, wybiegła. Odsunęłam się od piłkarza i pakując papiery do teczki, wzięłam swoją torebkę.
- Przepraszam, nie chciałam, żeby tak wyszło. - powiedziałam spoglądając na niego przepraszająco.
- To nie twoja wina. Przejdzie jej. - to mówiąc musnął ustami mój policzek. - Wracam na boisko, a ty idź do domu. I przemyśl sobie wszystko. - posłuchałam go i pół godziny później siedziałam pod kocem, na kanapie i oglądałam ulubione seriale.


---------------------------------------------------------------------------------
Viv:

Nadszedł czas wyjścia ze szpitala. Spędziłam w nim jeszcze niecałe dwa dni. Kate niestety ani razu nie przyszła mnie odwiedzić. I wcale jej się nie dziwię. Sama bym siebie nie odwiedziła, po tym co powiedziałam. Cały czas siedział przy mnie Torres. Byłam zdziwiona jego zachowaniem i nie wiedziałam, dlaczego to robi. Może Kate mu kazała ? No przecież, wcześniej już prosiła ich, żeby mnie przypilnowali i niezbyt im się to udało. Fer był bardzo opiekuńczy. Nie pozwolił mi ani na minutę smutku. Gdy tylko uśmiech znikał z mojej twarzy, on sprawiał natychmiastowy jego powrót.
Pomógł mi wsiąść do samochodu, po czym sam zasiadł za kierownicą. Torba z moimi szpitalnymi ciuchami wylądowała na tylnych siedzeniach i już byliśmy gotowi do drogi. Spodziewałam się, że pojedziemy od razu do mojego, tzn mojego i Kate mieszkania, ale wylądowaliśmy w przytulnej i kameralnej restauracji.
- Co my tu robimy ? - spojrzałam na niego zdziwiona, gdy ten parkował.
- Jak to co ? - uśmiechnął się uroczo - Mogę się założyć, że szpitalne jedzenie nie jest spełnieniem niczyich marzeń, więc postanowiłem, że zjemy tutaj.
- Ale .. ja nie mam żadnych pieniędzy przy sobie.
- Czy chociaż raz mogłabyś się nie wtrącać ? - zerknął na mnie urażony. Nic już więcej nie powiedziałam, tylko pozwoliłam się przepuścić w drzwiach.
Nie zdążyliśmy nawet zamówić, gdy rozdzwonił się telefon mojego towarzysza. O ile mogłam go tak nazwać. Niemal zostałam przez niego uprowadzona ze szpitala. Przecież mogłam spokojnie wrócić sama. Chociaż .. Nie miałam jak.
- Tak kochanie ? - odebrał. Do kogo on mógł się tak zwracać ? Czyżby miał jakąś dziewczynę albo narzeczoną ? Musiałabym dopytać Kate.. Mogłabym, gdybym miała z nią jakikolwiek kontakt.- Wiesz co, niedługo wrócę. Muszę jeszcze załatwić kilka spraw i do Ciebie wracam. Przecież Ci wszystko opowiadałem, nie masz powodów by być zazdrosna ...... Ucałuj dzieci. Niedługo będę w domu. Pa. -
Dzieci ? Jakie dzieci ? On ma dzieci ?! Chyba na prawdę powinnam go wygooglować zanim go polubiłam. No cóż, jak widać Londyn mi nie sprzyja w dobieraniu sobie facetów. Najpierw Richard a teraz żonaty i dzieciaty, po prostu cudownie !
- Przepraszam, ale chciałabym już wrócić do domu - wstałam, biorąc torebkę z krzesła - Poczekam na zewnątrz.
Niemal że wybiegłam z tej restauracji. Na szczęście przed wejściem zauważyłam jakąś palącą kobietę.
- Przepraszam, ma Pani może papierosa ? - uśmiechnęłam się sztucznie.
- Oczywiście - sięgnęła do torebki i wyciągnęła całą paczkę. Podczas częstowania mnie, bardzo uważnie mi się przyglądała - Ja Panią już gdzieś wcześniej widziałam...
- Co ma Pani na myśli ? - przeszły mnie ciarki po plecach. Jej ton głosu nie wiedząc dlaczego mnie zaniepokoił.
- Już wiem ! To Pani grała i śpiewała w tym klubie muzycznym, w którym szefem jest Richard. Ma Pani na prawdę niesamowity głos. Dlaczego przestała Pani tam występować ?
W tym samym momencie poczułam, jak ktoś kładzie mi rękę na talii. Spięłam wszystkie mięśnie przerażona, ale chwilę później rozluźniłam się słysząc jego kojący głos.
- Czy coś się stało ? - dziękowałam Torresowi, że wyratował mnie z tej niekomfortowej sytuacji.
- Nie oczywiście, że nie. Jedźmy już. Dziękuję za papierosa - wsiadłam jak najszybciej do samochodu i zamknęłam je od środka.
- Na pewno wszystko w porządku ? Nie wyglądasz za dobrze ... - spytał odpalając silnik i powoli cofając.
- Po prostu jedźmy już. Proszę - złapałam go za dłoń, którą trzymał na drążku zmiany biegów i delikatnie ją ścisnęłam, lecz chwilę później puściłam w zadziwiająco szybkim tempie. Musiałam się opanować. On ma żonę i dzieci !

***
music ]

Stanęłam przed blokiem i nie wiedziałam co mam robić oraz czego się spodziewać. Miałam skrytą nadzieję, że Kate będzie w mieszkaniu. Tylko jak zareaguje na mój widok ? Modliłam się, żeby rzuciła mi się w ramiona i po prostu przy mnie była. Lecz spodziewałam się, że to nie możliwe. Nie po tym co jej powiedziałam.
- Nie bój się. Jesteście przyjaciółkami, ona na pewno wybaczy Ci prędzej czy później - objął mnie ramieniem, a ja poczułam miłe mrowienie przechodzące przez całe ciało. Szybko otrząsnęłam się z tego uczucia.
- A co jeśli nie ? Nie mam gdzie się podziać.
- Poczekam tu na Ciebie. Jeśli coś pójdzie nie tak, to coś poradzimy. Nie martw się - ucałował mój policzek i delikatnie popchnął mnie naprzód. Zrobiłam kilka niepewnych kroków i przed klatką odszukałam w torebce klucze od domofonu. To był czas by wypić piwo, które sama naważyłam.
Wjechałam windą na nasze piętro i otworzyłam drzwi. Rozejrzałam się po przedpokoju i zobaczyłam wiszącą na wieszaku kurtkę Kate. Czyli była już w mieszkaniu. Jak powinnam się zachować ? Uciec od razu do siebie czy może rozpocząć rozmowę, przeprosić ją ? Rozebrałam się i weszłam dalej. Na kanapie w salonie siedziała odwrócona do mnie tyłem Kate. To ten czas. Nie ważne co się stanie, muszę jakoś pogodzić się z przyjaciółką. To jest mój cel numer jeden na dzień dzisiejszy.
- Hej - zaczęłam niepewnie, bojąc się cokolwiek innego powiedzieć. Pierwszy raz mi się to zdarzyło.
- Hej - odpowiedziała nie zmieniając pozycji. Miałam nadzieję, że to ona zacznie naszą rozmowę, ale nic z tego. Wzięłam głębszy wdech i podeszłam bliżej niej. Dopiero wtedy zobaczyłam jej podkrążone i czerwone oczy od płaczu.
- Coś się stało ? - pozwoliłam sobie usiąść blisko niej, ale bałam się ją objąć.
- Zaczynając od tego, że moja własna przyjaciółka ma mnie za narkomankę, to nic takiego. A no i wszystko mi się sypie, ale to chyba widać.
- Kate, nie chce się kłócić. Powinnam Cię przeprosić za swoje zachowanie. Nie byłam sobą, poza tym zachowywałaś się jak moja matka. Dobrze wiesz, że to nigdy nie przejdzie - zawahałam się, wiedziałam, że znowu za dużo mówię i mogę ją tym urazić - Wiem, popełniłam błąd, ale nie dawałam sobie rady. On był jedyną osobą, która wtedy przy mnie była. Ty wyjechałaś i nie chciałam Cię zadręczać moimi problemami. Ja ... ja go kochałam... - spuściłam głowę i próbując powstrzymać łzy wbiłam sobie paznokcie w udo.
- Jak mogłaś pomyśleć, że będziesz mnie zadręczać swoimi problemami? Jesteśmy przyjaciółkami! Twoje problemy są moimi.. Wiem, nie powinnam prawić ci kazań, ale wystraszyłam się. Wtedy, kiedy leżałaś nieprzytomna, a ten dupek się do ciebie dobierał.. Ten sam scenariusz co u mnie. Nie powinnam była wyjeżdżać.. - do oczu napłynęły jej łzy. - Wszystko się spiepszyło. Nie tak miało być.
Przytuliłam ją z całej siły i przez dłuższą chwilę nie mówiłam nic. Gdy spojrzałam jej w ponownie w oczy zauważyłam coś niepokojącego. Przymknęłam powieki i spojrzałam jeszcze raz. Nie myliło mi się. Jej źrenice były powiększone.
- Kate... Proszę Cię, powiedź mi że nie brałaś znowu żadnego świństwa. 
- Wypaliłam tylko pół jointa. Od tego sie nie umiera.
- Ale znowu do tego wrócisz. Kate musimy sobie obiecać, że nigdy więcej. Uwierz mi, żałuję tego wszystkiego. Chyba, że znowu chcesz jakiegoś księcia na białym rumaku, który Ci pomoże sobie z tym poradzić ? - ten żart chyba trochę mi nie wyszedł, bo Kate lekko się skrzywiła.
- Nie wiem czy potrafię obiecać. - prychnęła. - Mam dość książąt na białych rumakach. Potrafią tylko ranić i rozrywać serce doprowadzając do łez. - Chyba przerzucam się na złych chłopców z dostępem do wszelkich używek.
- No chyba sobie żartujesz ... - oderwałam się od niej i rzuciłam jej wymowne spojrzenie - Widzę, że już zadecydowałaś. Całą rozmowę przerwał dźwięk dzwoniącego telefonu. Na wyświetlaczu zobaczyłam numer Torresa. Przypomniałam sobie, że jeszcze w szpitalu wymieniliśmy się numerami, gdybym czegoś potrzebowała. Odebrałam i to co usłyszałam przyśpieszyło moje tętno. Zaczęłam panikować, co przyjaciółka od razu zauważyła.- Kto dzwonił?
- Fernando dzwonił. Richard .... - głośny huk spowodował, że aż głos ugrzęzł mi w gardle. Nie mogłam dokończyć zdania.

Hahahaha wybaczcie, musiałam to dodać :D hahahaha xD

czwartek, 5 grudnia 2013

11. My new drug.

Kate:


Impreza trwała w najlepsze. Od razu kiedy weszłam do klubu zainteresowało się mną dwóch przystojnych kolesi. Stawiali mi drinki, a teraz tańczymy. Tego mi brakowało. Dlaczego sądziłam, że bycie grzeczną i ułożoną dziewczynką będzie dla mnie lepsze? Przyniosło mi tylko ból i rozczarowania. Tak jest o wiele lepiej. Podeszłam do barmana i szepnęłam mu coś na ucho, a ten po chwili wyjął małą torebeczkę z białym proszkiem. Uśmiechnęłam się promiennie i pocałowałam go w policzek, a ten mi ją oddał. Byłam ubrana w krótką sukienkę i wysokie szpilki, co przyciągało męskie spojrzenia, ale o to mi chodziło. Jeden z moich towarzyszy położył się na barze i ściągnął koszulkę, a potem wysypał sobie na tors zawartość torebki. Spojrzał na mnie z zachętą w oczach. Zaśmiałam się i pochylając się wciągnęłam nosem proszek, a potem obsypałam jego umięśnioną klatkę piersiową pocałunkami. Chłopak posadził mnie na barze i zaczął namiętnie całować. Zaszumiało mi w głowie od alkoholu i koki. Kochana lekkość głowy.Wstałam i zaczęłam tańczyć ruszając biodrami w rytm muzyki. Wszyscy włącznie z barmanem zaczęli bić mi brawo i gwizdać. Po chwili dołączyli do mnie moi dzisiejsi partnerzy i zabawa rozkręciła się na dobre. Kolejne trunki, działki i tańce. Wszystko po kolei zaczęło mi się mieszać. Może dlatego, że miałam długą przerwę. Zaraz mi przejdzie. Co za ironia. Dzięki Nickowi uciekłam od tego i przez niego znowu w to weszłam. Dziękuje kochanie.

***

Impreza trwała w najlepsze, a ja czułam zmęczenie i senność. Moich dwóch towarzyszy gdzieś mnie prowadziło, a ja nie miałam siły, żeby się im wyrwać. Nagle ktoś pojawił się przed nami i odciągnął mnie od kompletnie pijanych mężczyzn. To ten barman. Złapał mnie za łokieć i zaczął iść w przeciwną stronę. Wyszliśmy z lokalu i ruszyliśmy w stronę obrzeży Londynu. 
- Gdzie ty mnie prowadzisz? - zapytałam otrzeźwiona zimnym, wilgotnym powietrzem.
- Odprowadzam cie do domu. Wolałaś zostać z nimi? - pokręciłam tylko głową. Nogi mi się plątały, a szpilki nie ułatwiały zadania. Widząc to, chłopak wziął mnie na ręce i szedł dalej.
- A skąd wiesz gdzie mieszkam?
- Nie wiem, ale pewnie zaraz się dowiem. Jestem Jack.
- Kate. Dziękuje. Ale nie rób z siebie takiego świętego. - pogroziłam mu palcem. - Dałeś mi narkotyki.
- Naprawdę myślałaś, że dałem ci dragi? To było mieszanka zmielonego cukru i soli. Nie jestem dilerem. Gdybyś rzeczywiście zaćpała to już leżałabyś nieprzytomna. - oparłam głowę o jego pierś i zamilkłam. Co ja do cholery wyczyniam? Jestem słaba. Tak długo walczyłam o normalność, a teraz, w jeden wieczór, wszystko niszczę. Pomogło na chwilę, a teraz trzeźwieje i ból znowu wraca. Przed oczami mam moment kiedy Nick mnie zostawia. Dla mojego dobra. Skąd on może wiedzieć co jest dla mnie dobre? Powinien zapytać mnie o zdanie, a nie sam o tym decydować. Planowałam z nim przyszłość, rodzinę. Do tego wszystkiego Juan. Nie potrafię przebywać w jego obecności. Sprawa, że nie panuje nad sobą. Przyciąga mnie do niego, ale nie potrafię posłuchać serca i cały czas go ranię. I jeszcze kłótnia z Vivien. Straciłam ją? Zraniła mnie i to dogłębnie. Nie spodziewałam się, że będzie mi wypominać to co było. Dobrze wie, że nie ćpałam, bo taki miałam kaprys. Nie wiem kiedy, zmęczona bolesnym wspomnieniami, zasnęłam wtulona w silne ramiona Jacka.

***

Obudził mnie deszcz. Czułam jak krople spływają po mnie mocząc mnie od stóp do głów. Nadal jednak czułam ciepło chłopaka, który mnie niósł. Otworzyłam oczy, a on się uśmiechnął. Był cały mokry, ale dodawało mu to tylko uroku.
- Kate! Nareszcie cie znalazłem. - spojrzałam w stronę, z której dobiegał głos. Na chodniku przed nami stał Juan. Przygryzłam wargę. Teraz to mi się oberwie. Jack opuścił mnie na ziemię, a ja niezdarnie stanęłam i przytrzymałam się jego ramienia. Strasznie kręciło mi się w głowie. Miałam wielką ochotę zapalić jointa, zamknąć oczy i mieć gdzieś wszystko wokół.
- Dziękuje za opiekę. Miło było mi cię poznać. - powiedziałam i pocałowałam barmana w policzek.
- Gdybyś chciała znowu wpaść do klubu to wiesz, gdzie mnie znaleźć. - uśmiechnął się i odwróciwszy się ruszył w drogę powrotną. Od razu przy mnie znalazł się Mata. Miałam dość tych butów, więc zdjęłam szpilki i teraz czułam się taka bezbronna stojąc przed piłkarzem. Poczułam dreszcze i zaczęłam trząść się z zimna. W końcu nie mam za wiele na sobie. Chłopak zdjął bluzę i założył mi ją przez głowę, a sam został w podkoszulku. Staliśmy teraz naprzeciwko siebie i wpatrywaliśmy się w swoje oczy. Przełknęłam ślinę. Nie mogłam przebywać z nim sam na sam. Nie umiałam nad sobą zapanować na trzeźwo, a co dopiero po takiej dawce alkoholu. Wiedziałam, że jeśli teraz zrobi jakiś ruch to go nie powstrzymam. Siebie nie powstrzymam.
- Chodź, odwiozę cię do mieszkania. - to mówiąc wziął mnie na ręce i zaczął iść w stronę samochodu stojącego niedaleko. Dotyk jego rąk i zapach jego perfum sprawiał, że zapominałam o wszystkim innym. O ironio, chyba znalazłam swój nowy narkotyk.




--------------------------------------------------------------------------------------
Nadszedł czas by zebrać się w sobie i zacząć coś pisać, bo ostatnio wena mnie opuściła i kompletnie nie miałam siły, jak również i ochoty żeby cokolwiek napisać. Obiecuję poprawę ;***
Foquita


Viv:
muzyka ]

Dlaczego ja to wszystko powiedziałam ? Jaki to w ogóle miało sens ? Czy ja w końcu nauczę się trzymać język za zębami ? Zdecydowanie za dużo mówię. I to najczęściej mówię, a dopiero później myślę.
Otworzyłam oczy i już wiedziałam, że nie jestem sama. Nadal byłam w szpitalu, ale kto siedział obok mnie ? Delikatnie i bardzo powoli obróciłam głowę w lewą stronę. Ujrzałam drzemiącego na krześle Torresa. Dlaczego on tutaj jeszcze był ? Przecież już nic mi nie jest i wcale nie musiał ze mną zostawać. Postanowiłam go obudzić. Chrząknęłam cicho, lecz to nie podziałało.
- Fernando - powiedziałam lekko zachrypniętym głosem. Biedaczek podskoczył na krześle i z niego spadł. Wybuchłam śmiechem, aż rozbolał mnie brzuch.
- Wystraszyłaś mnie - zrobił urażoną minę i z powrotem zajął swoje miejsce. Grymas z jego twarzy szybko zniknął. Położył dłoń na mojej - Jak się czujesz ?
- Boję się o Kate, wiesz już co z nią ? Juan pojechał za nią ?
- Tak, nie bój się. On jej nie pozwoli zrobić nic głupiego, wierz mi - uśmiechnął się i mocniej ścisnął moją dłoń.
Chwilę później postanowił usiąść obok mnie. Przesunęłam się odrobinę, żeby zrobić mu miejsce, chociaż tak na prawdę nie powinnam tego robić. W tym momencie jedyne czego potrzebowałam to odrobinę miłości. Chciałam, żeby mnie przytulił. Nie obchodziło mnie to, że prawie wcale go nie znam. Czułam się fatalnie ze swoimi wspomnieniami. Branie dragów, to na prawdę nie był zbyt inteligentny pomysł. Mogłam zaprzepaścić wszystko.
- Vivien słyszałem, że całkiem nieźle grasz na gitarze i śpiewasz. To prawda ? - zaskoczył mnie tym pytaniem. Czyżby Kate mu o tym powiedziała ? Przyglądałam mu się uważnie, przez co musiałam wyglądać bardzo komicznie, bo tym razem to on nie potrafił powstrzymać śmiechu.
- Widziałem kiedyś twój popis w jednym z barów, a poza tym twoja przyjaciółka kiedyś o tym napomknęła - dokończył, widząc moje zakłopotanie - Może kiedyś zaprezentujesz mi swój talent ?
- Jeśli tylko odzyskam moją gitarę - kąciki moich ust delikatnie uniosły się ku górze, tworząc w ten sposób nieśmiały uśmieszek.
- Pan nie może tam wejść ! Nie jest Pan nikim z rodziny, a poza tym godziny odwiedzić już dawno się skończyły ! - usłyszeliśmy krzyki kobiety przed salą. Ktoś chciał wedrzeć się do mojej sali. Nawet nie zdążyliśmy zareagować, gdy do sali wszedł on.
- To jest moja dziewczyna i mogę robić co mi się żywnie podoba ! - odepchnął pielęgniarkę, tak że wylądowała na posadzce i wtedy zobaczył mnie wraz z Torresem. Jego oczy aż płonęły ze złości. Skuliłam się, ale Torres nie puszczał mojej dłoni.
- Proszę stąd wyjść - powiedział spokojnie nie ruszając się z miejsca.
- A kto ty jesteś, że będziesz mi rozkazywał ?! I dlaczego to ty jesteś przy mojej dziewczynie ?! - Richard rzucił się na niego i uderzył go prosto w twarz. Tego było za dużo, Fer nie wytrzymał i jednym ruchem pokonał przeciwnika. Nawet nie wiedziałam, że mógłby być do tego zdolny. Raczej nie wyglądał na boksera czy zapaśnika. Jasne, był umięśniony, ale nie napompowany. Skąd w nim było tyle siły ?
- Zadzwoniła Pani na policje ? - spytał pielęgniarkę, która podbiegła do mnie, by sprawdzić czy wszystko dobrze.
- Tak, zaraz powinni się zjawić. - powiedziała do niego po czym spojrzała na mnie - Powinna Pani to zgłosić. On jest niebezpieczny i nie wiadomo co jeszcze może Pani zrobić.
- Nie mogę... - wydukałam sparaliżowana strachem - Mam nadzieje, że nic Pani nie zrobił
Pokręciła głową i wyszła, a za nią Torres trzymający Richarda. Na korytarzu czekał już ochroniarz, który przejął zbrodniarza.
Odwróciłam się plecami do tego wszystkiego i zaczęłam cicho szlochać. Nie mogłam zgłosić tego wszystkiego na policję. On jest moim szefem. Sama wybrałam sobie taki los. Sama wzięłam dragi, on mnie do tego nie zmuszał. Wiedziałam, że jak tylko wyjdę ze szpitala, będę musiała stawić się w pracy i wszystko zacznie się od nowa. Tak bardzo tego nie chciałam, ale co miałam zrobić ? Naważyłam piwa, to teraz muszę je wypić.
Poczułam jak ktoś siada obok mnie. Automatycznie napięłam wszystkie mięśnie, ale wtedy poczułam znajomy zapach.
- Ciiii... Już wszystko dobrze - to był Torres. Delikatnie gładził moje włosy, próbując mnie uspokoić. Złożył delikatny pocałunek na moich włosach i nadal mnie uspokajał.